Antykoncepcja awaryjna tylko na receptę. Jak działa i czy była „nadużywana”?

Antykoncepcja awaryjna tylko na receptę. Jak działa i czy była „nadużywana”?

Dodano: 
Apteka, zdjęcie ilustracyjne
Apteka, zdjęcie ilustracyjne Źródło: Fotolia / Tyler Olson
Prezydent Andrzej Duda podpisał ustawę, która przywraca obowiązek posiadania recepty, by móc w aptece kupić tzw. „pigułkę dzień po” zwaną również „antykoncepcją awaryjną”. Zdaniem aptekarzy, z którymi rozmawiała reporterka Wprost.pl, środek nie był nadużywany. Według Naczelnej Izby Aptekarskiej cała sprawa stanowi przede wszystkim dobrą reklamę dla producentów preparatu.

Na Polskim rynku są w sprzedaży dwa rodzaje „pigułki dzień po”: EllaOne i Escapelle. Żadna z nich nie jest refundowana. Pacjenci bez recepty mogli dostać tabletkę EllaOne (podpis prezydenta zmienił tę sytuację - red.), która jest stosunkowo nowym środkiem, skutecznie działającym do 120 godzin (5 dni) po stosunku. Escapelle to starszy lek, który zawsze był dostępny jedynie na receptę. Ma on jednak krótsze działanie i by być skutecznym musi zostać przyjęty do 72 godzin po stosunku. Cena pierwszej z nich waha się między 120-150 złotych, zaś drugiej wynosi 40 złotych. Pomimo tej dysproporcji cenowej, EllaOne jest znacznie popularniejszym środkiem wśród polskich pacjentek.

Decyzje polityczne

Debata polityczna toczyła się jedynie wokół tabletki EllaOne. Od 2009 roku zaczęła być ona sprzedawana w Europie, rok później weszła na rynek amerykański. Zawarta w niej substancja czynna - octan uliprystalu - była stosowana w leczeniu mięśniaków macicy; potem okazało się, że może być również stosowana jako forma antykoncepcji awaryjnej. W styczniu 2015 roku Europejska Komisja ds. Leków wpisała preparat na listę medykamentów dostępnych bez recepty. W kwietniu 2015 roku rozporządzenie w sprawie dopuszczenia EllaOne do sprzedaży bez recepty podpisał minister zdrowia Bartosz Arłukowicz. Od tej pory pigułkę EllaOne można zakupić bez recepty po ukończeniu 15. roku życia.

14 lutego 2017 roku rząd przyjął projekt zmian w przepisach, który przywracał obowiązek posiadania recepty przy zakupie antykoncepcji awaryjnej. – Z jakichś zupełnie trudnych do uzasadnienia powodów, wśród sporej liczby środków antykoncepcyjnych, jeden dostępny był bez recepty. I mało tego, był dostępny również dla dzieci. To sytuacja jest nie do zaakceptowania – tłumaczył minister zdrowia Konstanty Radziwiłł w wywiadzie dla TVN24. Jednym z argumentów ministra za powrotem do stanu z 2015 roku miałby być fakt nadużywania tej tabletki przez młode osoby. Decyzja ministra została podjęta bez konsultacji społecznych.

Śledztwo w stolicy

W celu sprawdzenia stanu faktycznego reporterka Wprost.pl przeprowadziła wywiadu w 20 stołecznych aptekach rozsianych po 5 dzielnicach: Woli, Śródmieściu, Żoliborzu, Grochowie, Mokotowie i Wilanowie. Z wywiadów wynika, że miesięczna sprzedaż „tabletki po” nie przekroczyła 50 sztuk. Najwięcej – dokładnie 50 opakowań EllaOne i 5 opakowań Escapelle sprzedało się w aptece na placu Zbawiciela, która jest czynna 24h na dobę i znajduje się obok popularnych klubów i miejsc zabawy młodzieży. – Po tę tabletkę przychodzą głównie dojrzałe osoby, kobiety po 30-ste i 40-ste, wcale nie młode dziewczyny. W dodatku odnoszę wrażenie, że kupują ją na zapas, bojąc się zmiany ustawy – przyznała jedna z pracujących tam farmaceutek. W dużej, często odwiedzanej aptece na Woli na rogu ul. Młynarskiej i Górczewskiej miesięcznie sprzedaje się 15 opakowań tabletki EllaOne. Również w tej aptece farmaceutka zwróciła uwagę na fakt, że po preparat przychodzą głównie dojrzałe kobiety. – Nie podoba mi się ten pomysł, aby EllaOne była ponownie na receptę. Wtedy znowu pacjentki będą musiały najpierw iść do ginekologa i zapłacić na wizytę, tylko po to, aby wypisał im receptę. I tak wiadomo, że każdy lekarz taką receptę wypisze. Argument z obrony życia nie ma w tym przypadku żadnego uzasadnienia – mówiła farmaceutka z apteki przy ul. Leszno.

Najmniejsza liczba „tabletek po” sprzedawana jest na Pradze. W aptece na rogu ulicy Targowej i Kijowskiej miesięczne sprzedało się zaledwie jedno opakowanie EllaOne; trochę więcej, bo 10 w aptece na rogu alei Waszyngtona i ulicy Modrzewiowej. Na Żoliborzu liczba sprzedawanych opakowań nie przekracza 10, zaś w Wilanowie waha się między 7 a 15. Takie liczby nie świadczą jednak o nadużywaniu antykoncepcji awaryjnej. Odmienne zdanie w tej sprawie ma minister zdrowia. – Osoby niepełnoletnie mogą korzystać z tego typu preparatu często, żeby nie powiedzieć na co dzień i takie sygnały od lekarzy istnieją – skomentował minister Radziwiłł w lutym 2017 roku w wywiadzie dla TVN24. Dodał, że nie dysponuje statystyką w tym zakresie, ale nawet jeśli takie przypadki są odosobnione, jest to niebezpieczne. Rzecznik Naczelnej Izby Aptekarskiej Tomasz Leleno przyznał w rozmowie z Wprost.pl, że Izba nie gromadzi danych dotyczących sprzedaży poszczególnych produktów leczniczych. – Należy pamiętać, że relatywnie wysoka cena tego preparatu stanowi naturalną barierę przed pokusą jego częstego kupowania lub wręcz nadużywania – podkreślił rzecznik. – Preparat ten jest znacznie droższy niż inne wyroby służące antykoncepcji, które są dostępne w każdej aptece – dodał.

„Tabletka po” to nie tabletka poronna

– Substancja czynna zawarta w tabletce opóźnia owulację, a więc uniemożliwia zapłodnienie. Jeżeli jednak dojdzie do zapłodnienia, tabletka nie doprowadzi do przerwania ciąży. Po zażyciu tabletki najczęściej po dwóch, trzech dniach pojawia się krwawienie, podobne do krwawienia z odstawienia przy regularnej antykoncepcji –wyjaśniła działanie EllaOne jedna z renomowanych warszawskich lekarzy ginekologii. – Podawany w dużej dawce hormon opóźnia przejście jajeczka do jajowodu, nie powoduje jednak odrzucenia ciąży, jeśli już dojdzie do zapłodnienia, stąd przypadki ciąż pomimo wcięcia tabletki EllaOne – dodała. Ginekolog wskazała, że sam fakt dojścia do zapłodnienia jajeczka nie jest gwarantem zajścia w ciążę. Organizm kobiety w naturalny sposób wydala ponad 80 proc. zapłodnionych jajeczek i nie dopuszcza do ich zagnieżdżenia. Chroni się w ten sposób przed wszelkimi błędami genetycznymi i defektami. – Jeżeli traktowalibyśmy usunięcie zapłodnionego jajeczka jako poronienie, to natura byłaby winna większości takich przypadków – wskazała.

Żadna z dwóch tabletek antykoncepcji awaryjnej nie funkcjonuje zatem jako środek wczesnoporonny. EllaOne oddziałuje na receptory progesteronu, zaś Escapelle sama stanowi dużą dawkę progesteronu. Ich działania są podobne, stąd rodzi się pytanie, dlaczego jedna z nich jest sprzedawana na receptę, a druga nie. Dość niepokojący jest fakt, że wielu farmaceutów w warszawskich aptekach błędnie informuje pacjentów, że tabletka Escapelle jest tabletką wczesnoporonną. Taką opinię można usłyszeć zarówno od farmaceutów w Śródmieściu, na Mokotowie, jak i na Woli. Duża liczba aptekarzy wydaje się również nie posiadać dokładnej wiedzy o sposobie działania tych środków. Innym zjawiskiem są apteki, gdzie decyzją kierownika tabletka EllaOne w ogóle nie jest sprzedawana. – Nigdy nie można jej było u nas kupić. Można kupić Escapellę, ponieważ jest na receptę, ale decyzją kierownika nie sprzedajemy tabletki EllaOne – mówiła farmaceutka z apteki na rogu ul. Zawiszy i ul. Radziwie na Woli.

Mistrzowska darmowa reklama

Rzecznik Naczelnej Izby Aptekarskiej podkreślił, że w opinii Izby sprawa dotycząca „tabletki po” dawno przestała być sporem merytorycznym, a stała się kampanią reklamową. – W naszej ocenie dyskusja na ten temat już dawno stała się pozamerytoryczna, a do grona jej prawdziwych zwycięzców zaliczyć można osoby odpowiadające za promocję tego leku po stronie producenta – zauważył rzecznik. – Chcąc zyskać podobny rozgłos, w przypadku choćby innych preparatów, należałoby przeznaczyć na ten cel kilkusetmilionowe budżety reklamowe. Jak pokazuje tocząca się dyskusja, w przypadku tego konkretnego produktu nie było to konieczne – dodał. Z uwagi na zaistniałe okoliczności oraz fakt, że cała dyskusja budzi wiele emocji, również w środowisku profesjonalistów medycznych, Naczelna Izba Aptekarska postanowiła nie wydawać w tej sprawie jednolitego stanowiska. – Wypowiedzi większości osób opowiadających się zarówno za jak przeciw wprowadzeniu tej zmiany w zdecydowanej większości mają zabarwienie emocjonalne. Odnoszą się przy tym bardziej do kwestii własnego światopoglądu i preferencji politycznych, niż fachowej wiedzy – podsumował Tomasz Leleno.

Źródło: WPROST.pl