Jolie usunęła piersi. "To nie jest postępowanie standardowe"

Jolie usunęła piersi. "To nie jest postępowanie standardowe"

Dodano:   /  Zmieniono: 
(fot. sxc.hu) Źródło: FreeImages.com
- W Polsce aż 15 proc. ludzi rezygnuje z leczenia, gdy dowiaduje się, że ma nowotwór, dlatego im więcej mówi się o tych walkach wygranych, tym lepiej - stwierdził w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" onkolog z Poznania Dariusz Godlewski komentując informację o prewencyjnej mastektomii, jakiej poddała się aktorka Angelina Jolie.
Angelina Jolie poddała się prewencyjnej operacji usunięcia obu piersi. Chciała w ten sposób uchronić się przed rakiem piersi. O swoich doświadczeniach i powodach swojej decyzji napisała w artykule, który opublikował "The New York Times".

"Jestem nosicielką wadliwego genu"

W tekście "Mój medyczny wybór" Jolie przekonuje, że kobiety nie są bezradne w walce z rakiem piersi. Wspominała, że jej matka zmarła na raka w wieku 56 lat i przez to nie mogła poznać wszystkich swoich wnuków. Aktorka pisze, że jej dzieci wciąż pytały o babcię i o to, czy ich mama również może zachorować.

"Zawsze mówiłam im, by się nie martwiły, ale prawda jest taka, że jestem nosicielką wadliwego genu, co znacznie zwiększa ryzyko rozwoju raka piersi i raka jajnika" - pisze Angelina. Przypuszczenia potwierdził lekarz - miał przekazać aktorce, że ryzyko wystąpienia u niej raka piersi wynosiło 87 procent, a ryzyko raka jajnika - 50 procent. Jolie tłumaczy, że podjęła decyzje o mastektomii, aby zminimalizować ryzyko.

"Decyzja o mastektomii nie jest łatwa"

 "Chciałam napisać to, by powiedzieć innym kobietom, że decyzja o mastektomii nie była łatwa. Ale cieszę się, że ją podjęłam. Szanse rozwoju raka zmalały z 87 procent do 5 procent" - pisze aktorka i dodała, że po zabiegu pozostały jej tylko niewielkie blizny. Podkreśliła, że nie czuje się teraz mniej wartościową kobietą. "Czuję się silna, że podjęłam trudny wybór, który nie umniejsza mojej kobiecości" - napisała. 

"Trudno ocenić, czy podjęła dobrą decyzję"

W ocenie chirurga onkologa Aleksandra Sachera z gliwickiego Centrum Onkologii trudno ocenić, czy Angelina Jolie podjęła dobrą, czy złą decyzję. - Fakty są takie, że jeżeli wykryto u niej mutację genu BRCA1, to miała blisko 90 proc. szans, że zachoruje na raka piersi i niewiele mniejsze prawdopodobieństwo zachorowania na raka jajnika. Zwykle łączy się mastektomię z usunięciem jajników, samo usunięcie piersi zwykle nie wystarcza - podkreślił.

Lekarz podkreślił, że informacja o mutacji genu, nie musi kończyć się prewencyjną operacją. - To nie jest w żadnym wypadku postępowanie standardowe. Mówimy o usuwaniu piersi i jajników często młodym kobietom, w wieku reprodukcyjnym. To naprawdę poważna decyzja - zaznaczył.

- Dziś medycyna nie ma zbyt wiele do zaoferowania osobom, które mają mutacje związane z dziedziczeniem raka. Mają do wyboru albo reżim stałych kontroli, albo bardziej agresywną formę profilaktyki, czyli właśnie amputację narządów, najczęściej piersi i jajników. Wydajemy dziś pacjentkom takie zalecenie, ale ich reakcje są bardzo różne - wielu z nich nie wyobraża sobie, że mogłoby podjąć taką decyzję nie będąc jeszcze chorymi. Jolie pokazuje, że można i da się z tym żyć. Aktorka będzie normalnie funkcjonować, grać w filmach, a na starość "rak" to będzie tylko jeden z fragmentów jej biografii - powiedział  onkolog z Poznania Dariusz Godlewski.

ja, Gazeta.pl, "The New York Times"