"Nie mam nic do ukrycia"

"Nie mam nic do ukrycia"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Oto treść oświadczenia, wygłoszonego przez Jolantę Kwaśniewską przed komisją ds. PKN Orlen:
Szanowni Państwo. Nie byłoby ani kliniki, ani naszych programów, setek dzieci na wycieczkach i feriach, gdyby nie nasi darczyńcy. Przez osiem lat 844 firmy i 1945 osób wpłaciło kwoty drobne -  najmniejsza z tych wpłat to 5 zł - i kwoty duże - największa z  nich to 499 850 tys. zł. Dodam, że spółka PKN Orlen wpłaciła kwotę 350 tys. na budowę kliniki dziecięcej w Gdańsku.

Najbardziej wzruszająca z wpłat, która kiedykolwiek wpłynęła na  konto naszej fundacji, to suma zebrana, zamiast kwiatów, na  pogrzebie dziewczynki zmarłej na białaczkę i przesłana do fundacji przez jej rodziców. Wiele osób przekazało nam dary rzeczowe, lub  po prostu pytało jak mogą pomóc. Nie odrzuciliśmy nikogo z nich. Numer konta fundacji był upubliczniony i powtarzany przy każdej nadarzającej się okazji. Nie mieliśmy i nie mamy żadnej możliwości pytać o biografię i intencje naszych darczyńców. Wierzę, że były one najszlachetniejsze i raz jeszcze bardzo wszystkim darczyńcom dziękuję.

Od wielu miesięcy usiłuje się wmówić opinii publicznej, że ceną za wspieranie mojej fundacji było uzyskiwanie przez darczyńców jakiejś formy protekcji w Kancelarii Prezydenta RP. Jest dla mnie rzeczą bulwersującą, że na podstawie wypowiedzi osób często mających konflikt z prawem, formułowane są oskarżenia oraz oceny krytyczne pod adresem głowy państwa i jego małżonki. Chce się stworzyć wizerunek mojej fundacji jako organizacji realizującej niejasne interesy w cieniu prezydenckiego pałacu. Takie insynuacje pod adresem fundacji uważam za niegodziwość. Nie można ich dowieść, bo fundacja nie zajmowała się protekcją, lub  poplecznictwem; zajmowała się tylko i wyłącznie tym, co zawarte w  jej statucie.

Dlatego podkreślam stanowczo - nie było i nie ma żadnych związków pomiędzy działalnością mojej fundacji, a urzędem prezydenta RP. Jeden z panów, członków komisji powiedział, że służby specjalne powinny sprawdzać naszych darczyńców. Uważam, że byłoby to nie tylko niewłaściwe, ale i skandaliczne. Zapomnieli już panowie, jak dokładnie sprawdzono, czy fundacja płaci czynsz i inne opłaty za  korzystanie z małych pomieszczeń w Kancelarii Prezydenta.

Udowodniliśmy, że za wszystko płacimy, że nie było i nie ma  żadnych naruszeń prawa. To wy panowie chcecie nadużyć tego prawa i  zaangażować służby specjalne na potrzeby prywatnej fundacji. Nota bene, nigdy przez te 8 lat służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo i ochronę głowy państwa, podległe kolejnym rządom, także rządom AWS-u, nie ostrzegały nas, nie stwierdziły, że wokół żony prezydenta i jej fundacji funkcjonują jakieś podejrzane osoby -  nigdy.

Nie miałam zatem żadnych podstaw do jakichkolwiek podejrzeń. Dopełniliśmy wszelkich starań, by środki finansowe, jakie otrzymywaliśmy były na czas zaksięgowane, by składane sprawozdania finansowe do właściwego ministerstwa, nadzorującego prace fundacji oraz urzędu skarbowego były rzetelne i w terminie, by nie uchybić żadnym obowiązującym przepisom prawa. Z własnej inicjatywy dokonywaliśmy badań sprawozdań finansowych przez niezależnego biegłego rewidenta, tzw. audyt. Nie słyszałam z żadnej strony, że  uchybiłam jakimkolwiek obowiązkom, bo nie uchybiłam.

Panie Przewodniczący! Wysoka Komisjo!

Jako obywatel tego kraju, osoba prowadząca działalność charytatywną, jako prawnik wreszcie, nie mogę zaakceptować stosowanych przez komisję metod. Komisja żąda, aby fundacja przekazała Wysokiej Komisji wszelkie dokumenty odnoszące się do  działalności fundacji za całe 8 lat. Komisja formułuje żądania nie  tylko daleko wykraczające poza ramy ustawy, regulującej działania komisji śledczej, ale także poza ramy ustawy o rachunkowości, gdyż obowiązek przechowywania dokumentów księgowych obejmuje okres 5 lat.

Pragnę tutaj stanowczo stwierdzić, że wbrew temu, co często słyszy się w mediach, fundacja dostarczyła komisji wszelkie dokumenty księgowe i finansowe, o które zwracała się komisja do  fundacji, za pośrednictwem Prokuratury Okręgowej w Katowicach. Komisja wystąpiła z pięcioma żądaniami, dotyczącymi dokumentów, mogących stanowić dowód, na podstawie którego mogły być dokonywane wpłaty na rzecz fundacji.

Były to prośby o przekazanie informacji, dotyczących 120 firm. Fundacja spełniała te żądania, co zostało przez prokuraturę pisemnie, a także publicznie potwierdzone. Domaganie się od  fundacji innych dokumentów, nie mających związku z celami działania komisji, określonymi w uchwale Sejmu o powołaniu komisji jest bezzasadne, co stwierdzone zostało w piśmie marszałka Sejmu z  dnia 2 czerwca 2005 r., a mianowicie, cytuję: żądanie Komisji Śledczej do okazania wszelkich od rozpoczęcia działalności, do  chwili obecnej, informacji o funkcjonowaniu fundacji, uznane być musi za żądanie ekscesywne w świetle brzmienia art. 7 ust. 2  ustawy o sejmowej komisji śledczej.

Przepis ten ogranicza korzystanie przez komisję z przysługujących jej uprawnień do zakresu niezbędnego dla wyjaśnienia sprawy, będącej przedmiotem jej działania oraz nakazuje korzystanie z nich w sposób, który nie będzie prowadził do naruszenia dóbr osobistych osób trzecich - koniec cytatu.

Wysoka Komisjo!

Staję przed komisją na publicznym przesłuchaniu, publicznym, bo  nie mam nic do ukrycia, publicznym, bo chcę, by opinia społeczna poznała fakty, związane z moją działalnością charytatywną. Publicznym, bo chcę publicznie odsłonić niejasne motywy i  bezzasadność roszczeń komisji w stosunku do mnie i mojej fundacji. Publicznym, bo tylko publicznie można i należy podjąć walkę o  ochronę mojego dobra imienia i dobrego imienia ludzi, z którymi pracuję. Wyrządzono nam ogromną krzywdę. W istocie poddano w  wątpliwość sens i wartość mojej pracy społecznej.

Zadaję sobie pytanie, czy gdybym 8 lat temu mogła znać ten publiczny scenariusz, założyłabym fundację i robiłabym to samo. Moja odpowiedź brzmi - tak, po wielokroć tak. Dlaczego? Dlatego, gdyż praca na rzecz biednych, bezbronnych, krzywdzonych i chorych dowodzi siły i wiary w to, że zwieranie szyków ludzi dobrej woli i  gorącego serca ma głęboki sens. I mimo licznych przeszkód musi torować drogę dobru, uczciwości i ludzkiej solidarności.

Dzięki działaniom fundacji, dzięki ofiarności jej sponsorów, wiele setek dzieci mogło mieć lepszy los, lepszą opiekę zdrowotną, radośniejsze wakacje, mogły w chorobie i osieroceniu i opuszczeniu cieszyć się czyjąś troską. Troską mającą swój rzeczywisty, a nie deklaratywny wymiar. I to właśnie te dzieci są dobrem, dla którego warto było podejmować taką działalność. Dobrem, które powoduje, że  stoję przed państwem nie tylko z poczuciem dobrze wypełnionego obowiązku, ale i z poczuciem wewnętrznej siły.