Koktajl pełen młodości

Koktajl pełen młodości

Dodano:   /  Zmieniono: 
Aby żyć dłużej, Sylvester Stallone wkłuwa sobie somatotropinę w brzuch. Nick Nolte w pośladki. Ty też możesz zawalczyć o długowieczność w ten sposób. Tylko czy warto?

Jedna pewna rzecz o tobie: dziś jesteś bliżej śmierci niż wczoraj. Twoje ciało niszczeje, nawet jeśli wcierasz w skórę nawilżające kremy. Za jakiś czas organy będą po kolei odmawiać posłuszeństwa, a komórki zwariują i dostaniesz raka. Lub po prostu się rozpadniesz. Ile pieniędzy jesteś w stanie dać komuś, kto odsunie ten moment w czasie? Bardzo dużo. Agencja Global Industry Analysts szacuje, że światowy rynek medycyny regeneracyjnej będzie wart w 2015 r. ponad 290 mld dolarów.

Doskonale wie o tym doktor Ronald Rothenberg, założyciel klinki Healthspan Institute z Encinitas w słonecznej Kalifornii. Ledwie pięć przecznic od oceanu, pośród palm i szkół surfingowych przyjmuje 60-latków z pokolenia wyżu demograficznego w USA. Mają zasobne portfele i wielki apetyt na życie. – Starzenie to przecież choroba. A my cofamy ten proces i poprawiamy jakość życia – chwali się Rothenberg. Dla niego każdy jest wyjątkowy: za blisko 3 tys. dolarów otrzymasz od Healthspan Institute dwudniowy cykl porad, w trakcie których przejdziesz badania, wypełnisz ankiety zdrowotne oraz spotkasz się z lekarzami i dietetykami, którzy uchwycą twój indywidualny rys biologiczny. Po co? By sporządzić indywidualną receptę na długowieczność. Jej realizacja już na zawsze uczyni z ciebie konsumenta biznesu anti-aging.

Najpierw złożysz obietnicę, że zaczniesz wykonywać ćwiczenia fizyczne. Potem otrzymasz sprofilowaną kompozycję suplementów diety oraz witamin za kilkaset dolarów miesięcznie. Wśród nich witaminy C oraz E, kwasy tłuszczowe omega-3. Za dodatkową opłatą sporządzisz z tego wszystkiego smaczny koktajl. Możesz też zrobić testy genetyczne podatności na różne schorzenia, tak jak Angelina Jolie.

Hormon z mózgu trupa

Dla podstarzałych pacjentów pragnących „odmłodnieć” jest jeszcze somatotropina – hormon wzrostu odpowiedzialny za rozrost mięśni oraz tkanki kostnej i chrzęstnej. To prawdziwy hit klinik anti-aging. Ronald Rothenberg poleca ją większości pacjentów. Organizm produkuje somatotropinę przez całe życie – najwięcej w okresie dziecięcym, gdy młody człowiek rośnie.

Kiedyś jedynym jej źródłem były trupie mózgi: nieboszczykom wycinano przysadkę mózgową, z której pozyskiwano hormon. Potem wstrzykiwano go pacjentom. Gdy w latach 80. naukowcy nauczyli się tworzyć syntetyczną somatotropinę, stała się ona dostępna w nieograniczonych ilościach. W 1989 r. została zakazana przez Międzynarodowy Komitet Olimpijski u sportowców, a kilka lat później sięgnęli po nią specjaliści anti-aging. Badania z lat 90. sugerowały, że można ją podawać osobom starszym, aby zwiększać wydolność organizmu. – Moim pacjentom odrastają włosy, wraca potencja oraz komfort psychiczny – wylicza Rothenberg.

Amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków (FDA) pozostała jednak sceptyczna, ponieważ inne badania wskazywały, że hormon wzrostu u osób starszych może stymulować również rozrost komórek rakowych. – To nieprawda – mówi Ronald Rothenberg i cytuje jeszcze inne badania, które nie znalazły związku między pojawieniem się raka a przyjmowaniem hormonu. – Somatotropinę zaleca się osobom, które mają jej niedobór. A przecież z wiekiem ten niedobór występuje u wszystkich – tłumaczy Rothenberg, który sam ją zażywa.

Tacy jak on przekonali nawet do kuracji największe gwiazdy Hollywood. Igły w brzuch lub pośladki wbijają sobie między innymi Sylvester Stallone i Nick Nolte. – Moje organy zdrowieją, a siwe włosy znikają. Czuję to. Hormon wzrostu daje ci więcej siły, energii, przywraca libido. Przywraca też jasność umysłu i pewność siebie – mówią cytowani w mediach aktorzy, którzy entuzjastycznie opowiadają o korzyściach płynących z kuracji. Jak na warunki Hollywood specyfik nie jest drogi – jego cena zaczyna się już od 1,5 tys. dolarów miesięcznie.

Co pić, by żyć?

Niby wszystko to prawda – wraz z wiekiem organizm wydziela coraz mniej hormonów: hormonu wzrostu, testosteronu u mężczyzn czy estrogenu u kobiet. Pytanie, z jakim musi uporać się każdy, zanim skorzysta z terapii uzupełniającej, jest następujące: czy trzeba traktować ten naturalny ubytek jako niedobór? Czy obumieranie organizmu jest czymś złym? Jeśli uważamy, że tak, można się bronić, ale chyba nie warto iść w ślady Stallone’a. – Starszym pacjentom nie polecam hormonu wzrostu. Nie dość, że drogi, to może stymulować niekontrolowany rozrost komórek, także rakowych – dr Anna Szczurowicz, endokrynolog z Gdańska, przywołuje wyniki badań znanych Ronaldowi Rothenbergerowi. – Jeśli komuś zależy na hormonie wzrostu, to może czasem opłaca się głodówka, bo wtedy naturalnie wydziela się somatotropina. Jednak o wiele bezpieczniejsze są terapie hormonalne testosteronem i estrogenem, który przyjmuje się w postaci maści lub zastrzyków. Wbrew mitycznym obawom sprzed lat okazało się, że te hormony brane w odpowiedniej dawce pod kontrolą lekarza nie muszą zwiększać ryzyka raka.

Według doktor Szczurowicz w starciu ze starością należy postawić przede wszystkim na metody naturalne: dietę bogatą w warzywa i regularny sport. – Jestem zwolenniczką diety paleozoicznej, która mówi, że trzeba jeść produkty jak najmniej przetworzone. W wielkim skrócie: to, co nasi przodkowie byli w stanie zerwać z drzewa czy upolować. Niestety, w obecnych warunkach raczej trzeba unikać mięsa. Nie dlatego, że jest niezdrowe, ale ponieważ jest faszerowane substancjami chemicznymi. Nasz organizm na to reaguje. U 80 proc. osób po pięćdziesiątce pojawiają się alergia pokarmowa na białka obecne w przetworzonej żywności oraz gluten, który znajduje się w popularnej modyfikowanej chlebowej pszenicy. Co do sportu – wszyscy o nim mówią, a mało kto praktykuje. – A pan jak często uprawia sport? – pyta doktor Szczurowicz. Siedzący tryb życia sprzyja tyciu. A gdy mięśnie brzucha obrastają tłuszczem, nie są w stanie utrzymać ciężaru ciała. W efekcie dodatkowo obciążany jest kręgosłup. Zaczyna szwankować i może uciskać organy wewnętrzne. Według Anny Szczurowicz powinniśmy na nowo odkryć domowe soki z warzyw. Podobnie jak koktajle witaminowe z kalifornijskich klinik anti-aging pomogą uzupełnić brakujące witaminy. Kilka lat temu w audycji Grażyny Dobroń „Dobronocka” z radiowej Trójki furorę zrobił sok warzywno-owocowy słuchacza, który co trzy dni sporządzał go ze świeżych produktów. Według niego oraz jego naśladowców sok miał opóźniać oznaki starzenia, a nawet powodować odrastanie włosów. Skład na garnek: 4 duże selery, 3 duże buraki, 10 marchewek, 15 natek pietruszki, 3 pomarańcze, 2 grejpfruty, 10 kiwi, 3 jabłka. Pić trzy szklanki dziennie. – Robione w domu soki to zaniedbany sposób walki z pojawiającymi się wraz z wiekiem niedoborami witamin. A przecież dzisiaj na rynku mamy różne sokowirówki, nie tylko wyciskające sok, ale wręcz mielące warzywa i owoce razem z pulpą – mówi dr Szczurowicz.

Nawet jeśli i tak kiedyś umrzemy, taki sokowy koktajl jest bogatym źródłem witamin. Ma też podwójną przewagę nad hormonem wzrostu i niezbadanymi suplementami: po pierwsze, miesięczna kuracja kosztuje ok. 300 zł, czyli dziesięć razy mniej niż miesięczna terapia somatotropiną. Po drugie, w przypadku soku nie stwierdzono skutków niepożądanych.

Chorzy na starość

Medycyna anti-aging to jednak fenomen. Zwolennicy i przeciwnicy walki ze starzeniem licytują się na wyniki badań i przerzucają inwektywami. Ci pierwsi oferujący substancje o niejednoznacznym wpływie na organizm nazywani są szarlatanami. Oni sami określają z kolei przeciwników wstecznikami, kurczowo trzymającymi się rygoru naukowego, utrudniając postęp w medycynie. – Ostatecznie jak można mieć naukową pewność, że coś przedłuża życie? Tylko prowadząc 50-letnie badania na grupie pacjentów, z których jednej połowie podaje się badany lek, a drugiej placebo. Tylko kto chciałby żyć ze świadomością, że przez pół wieku może dostawać cukier z wodą? – pyta Ronald Rothenberg. Zresztą nawet opisywany przez niego eksperyment może nie dać sceptykom 100-proc. pewności, że dana substancja zapewnia długowieczność. W końcu na jednego pacjenta mogą oddziaływać tysiące różnych czynników. Wielu z nich nigdy nie poznają naukowcy nadzorujący badania.

Dlatego z punktu widzenia rygoru nauki największą pewność, czy lek na starzenie będzie rzeczywiście działał, mielibyśmy przez porównanie światów równoległych. W jednym ten sam pacjent dostawałby specyfik, a w drugim nie. Niestety, to niemożliwe. Dlatego tak wielu lekarzy specjalizuje się w medycynie regeneracyjnej. Mimo że wiele preparatów przypisywanych przez zwolenników anti-aging nie ma aprobaty FDA, będącej autorytetem w sprawach bezpieczeństwa leków, cała gałąź doczekała się w USA własnego towarzystwa – Amerykańska Akademia Anti-Aging, AAAA prowadzi szkolenia, wydaje certyfikaty z medycyny anti-aging, organizuje konferencje i dba o dobre imię swoich lekarzy. Co prawda certyfikatów nie uznaje Amerykański Komitet Specjalizacji Medycznych, ale to niejedyne zmartwienie członków AAAA. Innym jest to, że starzenie nie jest traktowane przez FDA jako choroba, formalnie nie można więc go leczyć. Środki mające je opóźniać sprzedaje się zatem głównie jako suplementy diety, które nie muszą przechodzić rygorystycznych badań. Z punktu widzenia prawa są traktowane jako środki mające utrzymywać równowagę zdrowotną organizmu, a nie go leczyć.

Kolejną kłodą rzucaną pod nogi zwolennikom anti-aging jest to, że FDA nie wydała zezwolenia na używanie produktu flagowego medycyny regeneracyjnej, czyli hormonu wzrostu. Ponad jedna trzecia jego konsumpcji w USA to użycie nieprzepisowe – czytaj: w medycynie anti-aging. A skoro jest popyt na hormon, tworzy się błędne koło hipokryzji: firmy udają, że nie promują jego wykorzystywania w walce ze starzeniem, a państwo udaje, że sprawy nielegalnego użycia nie ma. ■

WYŁĄCZNIK STARZENIA?

Naukowcy z nowojorskiego Yeshiva University odkryli, że za wiele procesów starzenia się odpowiada podwzgórze, część mózgu wielkości migdała, która nadzoruje m.in. reakcje bezwiedne organizmu (np. pragnienie, głód) oraz metabolizm. Dotychczas przeważał pogląd, że tkanki organizmu starzeją się niezależnie. Badania na myszach wykazały, że sztucznie wywołane zmiany zapalne w podwzgórzu powodują oznaki charakterystyczne dla starzenia. I odwrotnie – blokowanie zmian zapalnych podwzgórza odwraca te procesy, wydłużając życie myszy o 20 proc.