Nawet 40 proc. nastolatków cierpi na zaburzenia odżywiania. Rodzice są coraz bardziej zagubieni

Nawet 40 proc. nastolatków cierpi na zaburzenia odżywiania. Rodzice są coraz bardziej zagubieni

Nadwaga.
Nadwaga. Źródło: Fotolia / Autor: kwanchaichaiudom
Kiedy nastolatek się głodzi albo objada, zwykle ma problemy emocjonalne i trzeba mu pomóc. Ale znalezienie realnej pomocy graniczy z cudem.

– Helena potrafi jeść po 500 kalorii dziennie, na przemian głosi się, albo objada i wymiotuje, a ja jestem z tym sama. Nie wiem, co mam robić – mówi Anna, mieszkanka Warszawy, która od półtora roku bezskutecznie szuka pomocy dla córki krążąc między psychiatrami, psychologami, dietetykami i terapeutami. – Dookoła jest mnóstwo przeróżnych specjalistów – mówi. – Stawiają sprzeczne diagnozy, nie umieją wskazać, jak mam dalej postępować, albo przyznają, że nie potrafią pomóc. I właśnie po kolejnej wizycie znowu zostałam sama, nie wiem, co robić.

Według raportu Ośrodka Rozwoju Edukacji „Zaburzenia odżywiania się – problem współczesnej młodzieży”, na anoreksję cierpi około 2 proc. dziewcząt i kobiet (mężczyzn i chłopców dotyczy to w znacznie mniejszym stopniu), na bulimię 3 proc. Występują też inne zaburzenia, także mieszane, nietypowe czy niepełnoobjawowe i one mogą dotykać nawet 40 proc. młodych ludzi. Z innych badań, podawanych przez Ogólnopolskie Centrum Zaburzeń Odżywiania (OCZO), które zajmuje się profilaktyką i edukacją na ten temat, wynika z kolei, że tylko jedna z dziesięciu chorych osób otrzymuje pomoc. – Młodzi ludzie często nie wiedzą, gdzie szukać ratunku – mówi Katarzyna Góźdź, pedagog i terapeutka dzieci i młodzieży z fundacji Studio Psychologii Zdrowia w Warszawie. – Paradoksalnie, w związku z ogromną ofertą różnych form pomocy coraz bardziej zagubieni są też rodzice.

Z badań OCZO wynika też, że połowa nastolatków jest niezadowolonych ze swojego wyglądu, co druga dziewczyna i co czwarty chłopak uważają, że są grubi, choć nie są. Wielu spośród nich wkrótce będzie potrzebowało pomocy. Problemy z odżywianiem mają coraz młodsze dzieci, do gabinetów specjalistów przychodzą już 12-latki. Tego rodzaju zaburzenia psychiczne wymagają leczenia u psychiatry, psychoterapii grupowej albo indywidualnej, terapii rodzinnej. Sposób leczenia zależy od rodzaju i nasilenia zaburzenia. – Dla każdego trzeba ustalić osobną strategię – mówi Katarzyna Góźdź. – Ścieżki mogą być różne, w zależności od tego, co się dzieje.

Trzeba tylko wiedzieć, którą ścieżkę wybrać. A z tym jest problem

– Leczenie zaburzeń odżywiania wymaga współpracy kilku specjalistów. Ale brakuje spójnego systemu pomocy. To ogromna wada naszego systemu. Bardzo ważne jest, by, szczególnie na początku prowadzić rodziców za rękę, tłumaczyć jaka jest różnica między psychologiem, psychiatrą i psychoterapeutą, konsultować z nim efekty terapii, a jeśli ona nie działa, mówić, co robić dalej. To zbyt rzadko się zdarza. – Większość bezpłatnych konsultacji, które prowadzimy w fundacji, to właśnie wsparcie rodziców w szukaniu właściwej pomocy dla dziecka – mówi Katarzyna Góźdź.

Zaburzenia odżywiania to tylko część zaburzeń psychicznych młodzieży, którymi nie radzi sobie system opieki zdrowotnych. Brakuje psychiatrów. Ponieważ zawodzi opieka ambulatoryjna młodzież trafia pod opiekę lekarzy dopiero, kiedy jej stan jest naprawdę zły, a więc do szpitala. Szpitale w związku z tym są przepełnione, są do nich kolejki, młodzi ludzie leżą na korytarzach i z roku na rok jest coraz gorzej. Ministerstwo zdrowia dostrzega problem. Trwają w nim właśnie prace nad programem, który ma zapewnić pomoc w początkowych fazach zaburzeń psychicznych. W każdej szkole ma być psycholog, terapie mają być szybko dostępne, a kierować na nie mają psycholodzy szkolni. Program ma zacząć działać od przyszłego roku. Jednak dotyczy ogólnych problemów psychicznych, a nie wyłącznie zaburzeń odżywiania.