Agata Komorowska o macierzyństwie: Skoro krowa, kot i gęś wiedzą, co robić ze swoimi młodymi, to ja też powinnam

Agata Komorowska o macierzyństwie: Skoro krowa, kot i gęś wiedzą, co robić ze swoimi młodymi, to ja też powinnam

Dodano: 
Agata Komorowska
Agata Komorowska Źródło: Iwona Karolak, Fryzura: Przystanek Cięcie, Kosmetyka: Si Bella SPA
Wygrała z depresją, przeżyła rozwód, odczarowała zespół Downa, napełniła miłością nieswoje dzieci. Dziś optymizmem zaraża każdego, kogo spotka na swojej drodze. „Nie każdy musi być prawnikiem. Jeśli któreś z moich dzieci będzie chciało zwiedzać świat z tobołkiem na plecach i prowadzić bloga, będę je wspierać z taką samą determinacją jak to, które zechce zostać astronomem” – mówi o macierzyństwie Agata Komorowska, autorka książek, mama Aleksa, Krystiana, Ady i Michała.

Ewelina Celejewska: Byłaś jedną z tych dziewczynek, które marzyły o tym, by zostać matką?

Agata Komorowska: Wyobraź sobie, że jako czternastolatka przeczytałam w jakimś magazynie, że można się wysterylizować i nie mieć dzieci. Od czasu tej lektury opowiadałam wszystkim na podwórku, że się wysterylizuję. Nie chciałam mieć dzieci, bo matka to wiecznie zmęczona, niewyspana i szorująca nosem po ziemi męczennica. A ja chciałam być piękną kobietą w sukienkach i koralach. Jednak nie da się oszukać przeznaczenia. Dzisiaj mam czwórkę dzieci, z których dwójkę adoptowałam, a jedno ma zespół Downa. Nie noszę korali, sukienki czasami tak. Często szoruję nosem po ziemi, ale nie jestem męczennicą. Mam zupełnie inną wizję macierzyństwa, która się sprawdza. Moim zdaniem macierzyństwo powinno cieszyć i tak jest ze mną. Lubię być mamą.

Czy obserwujesz jakieś blogi parentingowe, których dziś jest cała masa?

Nie, nie czytam też poradników o tym, jak wychowywać dzieci. Kiedyś tak robiłam i zauważyłam, że im więcej czytałam, tym byłam głupsza. Każdy radził coś innego i deprecjonował to, co chwilę wcześniej czytałam w innym poradniku. W końcu doszłam do wniosku, że skoro krowa, kot i gęś wiedzą, co robić ze swoimi młodymi, to ja też powinnam. Od tej pory słucham wyłącznie swojej intuicji. Jeśli mam jakiś kłopot, to idę i pytam ludzi, których znam i szanuję, a nie speca z Internetu. Najbardziej bawią mnie artykuły, gdzie świeżo upieczona mama udziela autorytatywnych rad, jak wychowywać dziecko, żeby było grzecznym nastolatkiem, świetnym uczniem i człowiekiem sukcesu. Wtedy sobie myślę: “Pogadamy jak twój sześciomiesięczny bobasek będzie już szesnastoletnim bachorkiem”.

Mam wrażenie, że dziś mamy dwa typy matek: jedne perfekcyjne, idealnie zorganizowane z doskonałymi dziećmi i drugie – nieco przytłoczone macierzyństwem, świadome, że czasem „nie dają rady”. Do której grupy jest ci bliżej?

Do żadnej! Kiedyś byłam perfekcyjną matką. Do tej pory ponoszę tego konsekwencje i ja, i mój najstarszy syn. Dopiero kiedy sobie pozwoliłam na słabości, popełnianie błędów i wpadki, zaczęłam i jemu pozwalać na to samo. Dziecko to nie robot, którego zaczynamy programować od dnia narodzin, a wielu rodziców tak niestety robi. Dziecko ma znać dwa języki i umieć grać na instrumencie już zanim rozpocznie pierwszą klasę. Wyścig szczurów rozpoczyna się coraz wcześniej. Kanapka w biegu między akrobatyką, a karate. W weekendy turnieje, zdobywanie kolejnych nagród, pasów, odznak. Dzieci nie mają czasu na dzieciństwo. Wracają do domu i rozpoczynają drugi etat. Chodzą bardzo późno spać, bo po koniach i szachach trzeba jeszcze odrobić lekcje. Dzieciaki nie mają czasu się ponudzić, biegać po dworze, bawić się w błocie. To smutne. Szczęśliwe dziecko to brudne dziecko. To dziecko, które plecie wianki z mleczy i gania koty na podwórku. Angielskiego zdąży się nauczyć. Ja miałam czternaście lat kiedy wylądowałam w Kanadzie, nie znając słowa po angielsku. Dzisiaj jest moim drugim językiem, którym porozumiewam się na równi z polskim.

Ok, perfekcjonizm odpada!

Drugi wzorzec, o którym mówisz, to matki męczennice. Te, które mówią swoim dzieciom: “Ja się dla ciebie poświęcam, a ty mi pałę do domu przynosisz?! Niewdzięczniku jeden! Przez ciebie zawału dostanę!”. Albo nie mówią nic, tylko cierpią w milczeniu, a dziecko i tak za nieszczęście mamy wini siebie.

Jaką więc matką jest Agata Komorowska?

Ja jestem matką, która przyznaje się do swoich słabości i tym samym daję prawo do słabości i błędów moim dzieciom. Dzięki temu mają odwagę eksperymentować i poszukiwać siebie. Jestem matką poszukującą, która sprawdza, szuka rozwiązań i odpowiedzi. Czasem zmieniam zdanie, jeśli coś nie działa. Dzięki temu moje dzieci również poszukują – sprawdzają, co lubią, co je pasjonuje, czego pragną. Jeśli coś ich już nie interesuje, mają prawo zmienić zdanie. Dzieciństwo to czas, by odkrywać. Malować kwiatki, a za chwilę grać na skrzypcach. Nigdy mojej córce nie powiem: „Chciałaś iść na konie, to teraz bądź konsekwentna i chodź przez cały rok”. Podążam dwa kroki za moimi dziećmi. Wystarczająco blisko, by w razie czego złapać, zanim zrobią sobie poważną krzywdę i wystarczająco daleko, by mogły rozwinąć skrzydła. Fascynuje mnie codzienne odkrywanie każdego z moich dzieci. Nie cierpię stereotypów. Nie uważam, że dziecko musi iść na studia, nie może powtarzać roku i zawsze musi mieć ze wszystkiego dobre oceny. Ostatnio powiedziałam synowi: „Nie zdaj. Będzie ci łatwiej napisać maturę, jeśli powtórzysz ten rok”. Nie widzę żadnego sensu w przepychaniu dzieci na siłę z klasy do klasy. Niektóre potrzebują więcej czasu. I to jest zupełnie OK. Nie każdy musi być prawnikiem. Jeśli któreś z moich dzieci będzie chciało zwiedzać świat z tobołkiem na plecach i prowadzić bloga, będę je wspierać z taką samą determinacją jak to, które zechce zostać astronomem.

Wychowujesz czworo dzieci, z czego jedno jest chore, a dwoje adoptowanych. Chyba nikt nie ma odwagi w twoim towarzystwie narzekać na trudy macierzyństwa?

Każdy ma swoje trudy i dla każdego rodzica są one często przytłaczające. Chyba najtrudniej jest przy pierwszym dziecku, bo pojawienie się takiego małego stworka wywraca świat do góry nogami. Nie ma już czasu ani siły na imprezy, życie towarzyskie. Rodzicie doznają szoku, że kiedyś mogli się rano wyspać, uprawiać do woli seks, a teraz nie pamiętają już, jak wygląda ani jedno ani drugie. Kiedy pojawia się drugie dziecko – znowu jest trudno, bo kiedy już ogarnęłaś życie z jednym i nagle musisz podwoić ilość wizyt lekarskich, potraw, zabaw, imprez urodzinowych, zakupów, łóżeczek, rowerków itd., to może przytłoczyć. Każde kolejne dziecko jest już łatwiejsze, bo matka nie jest już taka przewrażliwiona, mniej się przejmuje. Kiedy Aleks był mały, nie puszczałam na podłogę póki jej nie umyłam. Teraz przez cały dzień Ada biega po podwórku, tarza się w trawie, je zabłoconymi rękami ciastka, które wyniosła koleżanka i żyje. Są rzeczy ważne i ważniejsze. Przy dużej ilości dzieci, szczególnie tak absorbujących jak moje, człowiek uczy się szybko ustalać priorytety przy wciąż zmieniających się okolicznościach. Złamana noga jest priorytetem numer jeden. Zdrowa kolacja spada na ostatnie miejsce – po lekcjach, czytaniu książeczki, kąpieli i przytulankach na dobranoc. Ja się śmieję, że moje życie czasami przypomina gaszenie pożarów w czterech krańcach miasta jednym, wysłużonym wozem strażackim. Tyle, że kiedyś drzazga w stopie była już pożarem, a teraz nim nie jest.

Był taki dowcip, kojarzysz? „Co robisz, gdy pierwsze dziecko połknie monetę? Jedziesz do szpitala. Co robisz, gdy drugie połknie monetę? Czekasz, aż zrobi kupę. A trzecie? Nie czekasz, tylko potrącasz mu z kieszonkowego”.

A ja znam taki: „Przy pierwszym dziecku, kiedy leci mu krew z nosa wzywasz pogotowie. Przy czwartym mówisz tylko: Nie kap na dywan”. Coś w tym jest. Dzięki temu moje dzieci są bardzo samodzielne. Są odpowiedzialne za swoje lekcje i naukę, potrafią sprzątać, prać, a starsi gotować i prasować, zajmować się młodszym rodzeństwem. Są zaradni i mądrzy. Poradzą sobie w życiu. Od małego uczę podejmowania decyzji i przyjmowania ich konsekwencji. Nie jestem matką-helikopterem, która krąży dzieciom nad głowami i sprawdza każdy krok. Poza tym odkąd jestem dla siebie ważna, moje dzieci również nauczyły się mnie szanować, nie ze względu na czwarte przykazanie, a dlatego, że czasem im mówię: jestem dzisiaj bardzo zmęczona. Oni wtedy sami wychodzą z inicjatywą żeby mi pomóc, wyręczyć, żebym mogła pójść wcześniej spać. Wiedzą przy tym, że ja jestem dla nich zawsze i jeśli trzeba, stoję za nimi murem, walczę jak lwica, jadę do szkoły na sygnale i przywożę z imprezy w środku nocy. Mamy relacje partnerskie, pełne wzajemnego szacunku, choć kiedy trzeba, staję się dyktatorem.

Czego dowiedziałaś się o sobie dzięki macierzyństwu?

Że pięć godzin snu mi zdecydowanie nie wystarcza. Że przyjemniejsze jest leżakowanie w sobotę rano w łóżku z małymi dzieciakami niż wstawanie o szóstej rano, pucowanie mieszkania i szykowanie śniadania tak, by wszystko było perfekcyjnie przygotowane, zanim dzieci wstaną. Każde z moich dzieci przyszło z innym przesłaniem. Aleks dał mi prawdziwą lekcję wytrwałości – pokazał, że miłość jest w stanie przezwyciężyć wszystko, choć parę razy miałam ochotę go eksmitować. Dzisiaj nasze relacje są przepiękne. Krystian z zespołem Downa zmusił mnie do zatrzymania się. Pokazał,co jest w życiu ważne, nauczył żyć tu i teraz, cieszyć się drogą, a nie osiąganiem celów. Ośmioletnia Ada codziennie uczy mnie,jak być kobietą. Daje mi cenne rady dotyczące relacji damsko-męskich. Wokół niej zawsze kręcą się jacyś chłopcy, zrywają dla niej kwiaty i noszą latem zabawki. Pytam kiedyś: „Ada, jak Ty to robisz?”, a ona na to: “Mamo, bo to trzeba popłakać, a potem się uśmiechnąć”. Padłam!

A Michał?

On nauczył mnie, że najpiękniejsze prezenty od życia to te niespodziewane. Poznałam go, gdy miał 13 lat. W tym roku kończy 18. Od roku jest moim synem adopcyjnym. Odkąd jest z nami, zawsze pozostawiam przestrzeń na niezaplanowaną zmianę planów.


Agata Komorowska – autorka książek i szkoleniowiec. Mama nastoletnich Aleksa i Michała, Krystiana z zespołem Downa, i ośmioletniej Ady. Dwoje z dzieci Agata adoptowała. Na rynek właśnie trafiła jej najnowsza książka „Optymizm mimo wszystko”.

„Optymizm mimo wszystko” Agata KomorowskaCzytaj też:
„Mama zawsze taka była. Nie chciało jej się żyć”. Z czym zmagają się dzieci depresyjnych rodziców?