Profesor Suchocki: Trzeba zahamować epidemię cesarskich cięć

Profesor Suchocki: Trzeba zahamować epidemię cesarskich cięć

Dodano: 
Kobieta przed porodem
Kobieta przed porodem Źródło:Shutterstock
W Polsce ponad 43 procent* porodów kończy się cesarskim cięciem – tak wynika z danych Ministerstwa Zdrowia. To zdecydowanie za dużo w stosunku do zaleceń WHO mówiących, że odsetek cięć nie powinien przekraczać 15 procent. Mimo że u nas cesarka „na życzenie” oficjalnie nie istnieje, a cięcie powinno być wykonywane tylko ze względów medycznych, w niektórych placówkach porody siłami natury należą do mniejszości.

Szpitale w Polsce podzielone są według trzech stopni referencyjności. W placówkach pierwszego stopnia z założenia powinny rodzić pacjentki, u których ciąża przebiega bez większych powikłań. Szpitale o drugim stopniu referencyjności przeznaczone są dla kobiet w ciąży zagrożonej. W placówkach klinicznych, o trzecim stopniu referencyjności rodzące są w ciąży mocno zagrożonej, z powikłaniami i patologiami ciąż.

Taką placówką jest Samodzielny Publiczny Szpital Kliniczny nr 2 PUM w Szczecinie. W ubiegłym roku na 2385 odebranych w tym szpitalu porodów 1238 zostało rozwiązanych cesarskim cięciem. – Wskazaniem do jego przeprowadzenia są względy medyczne. Często wiążą się one z wiekiem ciężarnej, a ten od paru lat się podwyższa. To powoduje, że wraz z wiekiem wzrasta ryzyko powikłań ciążowych – mówi Bogna Bartkiewicz, rzeczniczka prasowa szpitala. Dodaje, że do wskazań medycznych należą również stany nagłe, zagrażające zdrowiu i życiu pacjentki lub dziecka, powikłania ciążowe, brak postępu porodu, zagrożenie płodu, cholestaza ciążowa. Powodem cesarki może być, choć nie musi, poprzednia ciąża rozwiązana przez cięcie lub ciąża mnoga.

Źródło: Zdrowie WPROST.pl