Czy „Mordor” i inne biurowe centra czeka powolna śmierć?

Czy „Mordor” i inne biurowe centra czeka powolna śmierć?

Biuro w Warszawie
Biuro w WarszawieŹródło:Adobe Stock
Koronawirus opustoszył biurowe centra na całym świecie. Do teraz pustkami świecą warszawski „Mordor”, londyńskie Canary Wharf i paryskie La Defense. Czy po pandemii pozostaną martwe?

Większość z nas przekonała się do pracy zdalnej. Potwierdzają to analizy Cushman & Wakefield, firmy świadczącej usługi doradcze na rynku nieruchomości – ponad 89 proc. firm jest przekonanych, że praca z domu na obecną skalę nie skończy się wraz z pandemią i być może zostanie z nami na stałe.

Co dalej z biurowcami i ich skupiskami – biurowymi dzielnicami?

Wiosna, 1822 rok. Charles Lamb, urzędnik Kompanii Wschodnio-Indyjskiej zasiadł do swojego biurka. Biurko to znajdowało się w Londynie, w jednym z pierwszych oficjalnych „biurowców” ówczesnego świata. Na biurku tym spisany został list do przyjaciela. „Nawet nie wiesz, jakie to jest męczące, najlepsze chwile dnia spędzać w tych czterech ścianach, bez wytchnienia, dzień za dniem. I tak do grobowej deski” – żalił się Lamb, nie przewidując jeszcze, że jego niedola stanie się standardem dla milionów ludzi na całym świecie.

Wiosna, 2020 rok. Pojawił się koronawirus i z dnia na dzień firmowe biura na świecie zaczęły świecić pustkami. Pewien urzędnik zasiadł do swojego biurka. Biurko to znajdowało się wszędzie: w prywatnych domach, w otoczeniu bliskich, pośród codziennego prywatnego chaosu, który zawsze jest ciekawszy niż służbowe obowiązki.

Życie biurowe skończyło się dnia na dzień, ale wiele wskazuje, że jeszcze przed pandemią COVID-19 imperium biurowców zaczęło trząść się w posadach. Połączenie rosnących czynszów, rewolucji cyfrowej i zmieniających się pokoleniowych wymagań odnośnie elastycznej pracy spowodowały, że jego ludność zaczęła powoli zrzucać biurowe kajdany. Rozpoczęła się wielka biurowa migracja, wspomagana dobrodziejstwami internetu.

Pracowanie, a nie miejsce pracy

W dzisiejszych czasach sama obecność pracownika w biurze nie jest gwarancją jego skuteczności. Z badań VMware wynika, że znacznie ważniejszy jest swobodny dostęp do technologii i narzędzi służących do wykonywania naszych obowiązków. Gdzie to robimy, jest sprawą drugorzędną. A technologii nam nie brakuje. Tylko dzięki samemu internetowi możemy pracować na wiele nowych sposobów.

Przed pandemią już ponad połowa amerykańskiej siły roboczej miała możliwość pracy zdalnej. Liczne prognozy mówiły odważnie, że to jest nasza służbowa przyszłość, ale przez wiele lat firmy nie decydowały się postawić mocnego kroku w stronę pracowniczej mobilności. Wystarczył jednak jeden śmiertelny wirus, by biura opustoszały, a ludzie przekonali się, że praca zdalna jest właśnie dla nich. Zmianę widać nawet w gronie przedstawicieli handlowych – zawodu, który do tej pory chyba w największym stopniu opierał się pracy zdalnej.

– Pracując z klientami z branży FMCG (dobra szybkozbywalne, podstawowe) i Healthcare widzę pewność co do tego, że zmiana modelu pracy jest nieunikniona, z drugiej niepewność, w którą stronę dokładnie nastąpi zwrot. Czy wizyty przedstawicieli handlowych odwiedzających tradycyjne sklepy, czy apteki będą krótsze? Czy może wystąpi potrzeba większego, w tym zdalnego wspierania tych biznesów? Mam tu na myśli wsparcie merytoryczne, świadczone przez handlowców, a raczej docelowych doradców, którzy pomogą sklepom i aptekom rozwijać ich biznesy. To trend sygnalizowany przez Forrestera już od kilku lat, który przyspieszy dzięki pandemii. Stąd oba przypadki wystąpią, tyle że przewaga jednego nad drugim będzie zależała od branży – zwraca uwagę Marcin Pleszko z firmy Sagra Technology, dostarczającej rozwiązania do wsparcia sprzedaży.

Według badań firmy IBM, 54 proc. pracowników chce już na stałe pracować z domu po zakończeniu pandemii. 75 proc. z nich chciałoby kontynuować pracę w domu przynajmniej częściowo, a 40 proc. respondentów uważa, że ich pracodawcy powinni dać pracownikom możliwość swobodnego wyboru między pracą zdalną a pracą w biurze. Analitycy IBM przekonują ponadto, że ludzie pracujący z domu o 22 proc. częściej przyznają, że są zadowoleni ze swojej pracy niż ich koledzy wykonujący obowiązku z domu.

– W czasach po pandemii będziemy coraz bardziej zbliżać się do modelu, w którym po prostu pracujemy, bo praca to nie miejsce – przekonuje Stanisław Bochnak z firmy VMware. – W tym nowym świecie, który definiować będzie jeszcze większa mobilność i prawdziwa, a nie tylko postulowana elastyczność, przetrwają tylko te firmy, które do zmian podejdą dojrzale, kompleksowo i z głową – dodaje.

Przejście na pracę zdalną może przynieść korzyści nie tylko pracownikom, ale także pracodawcom. Zamiast wynajmować ogromne biura po wysokich cenach, pracodawcy mogliby zaoszczędzić pieniądze, dzierżawiąc znacznie mniejsze powierzchnie.

Czy nastąpi zmierzch biurowców?

Według statystyk Cushman & Wakefield sytuacja na rynku powierzchni biurowych w I kw. 2020 była analogiczna do tej z roku poprzedniego. Obecna rozwojowa sytuacja związana z pandemią COVID-19 sprawiała jednak, że wielu najemców przyjęło strategię oczekiwania, co skutkuje brakiem nowym inwestycji. Eksperci uważają, że rynek odbije sobie straty po zakończeniu pandemii, ponieważ większość firm najprawdopodobniej będzie chciała przemodelować swoje przestrzeni biurowe.

– Powrót do biur w czasach po pandemii stawia przed firmami poważne wyzwanie – jak zapewnić warunki do zachowania odpowiedniego dystansu społecznego? Jeśli zachowane zostaną obecne zalecenia odnośnie dystansu: tylko 1 na 4 pracowników będzie mógł wrócić do biur – przekonuje Tuğra Gönden, partner zarządzający w Cushman & Wakefield. – Trwa rewolucja i firmy muszą znaleźć nowe modele działania, ale jedno jest pewne: nigdy już nie wrócimy do modelu pracy biurowej „5 dni, po 8 godzin dziennie” – dodaje.

Czy taki powrót jest nam rzeczywiście potrzebny?

Skoro większość ludzi chce pracować z domu – wynajmowanie biura w prestiżowej, biznesowej lokalizacji, staje się powoli niewygodnym i wysokim kosztem. Wedle szacunków, firmy wydają średnio ponad 6200 zł rocznie na utrzymanie biura per pracownik. I mówimy tutaj tylko o wydatkach na kawę lub środki higieny osobistej. Wraz z rosnącą groźbą recesji firmy mogą zacząć szukać oszczędności i ciąć ogromne wydatki na wynajem pustych powierzchni biurowych.

Mobilność gwoździem do trumny

Zdaniem ekspertów wraz z rozwojem pracy zdalnej, a także rozwojem rynku e-commerce, miasta mogą najzwyczajniej w świecie opustoszeć. Wielu pracowników może bowiem zdecydować się na przeprowadzkę do spokojniejszych, bezpieczniejszych i tańszych miasteczek i okolicznych wiosek. Efekt? Czynsze za powierzchnię biurową w dużych miastach mogą zacząć spadać.

– Koszty nieruchomości bardzo mocno zależą od podaży i popytu. Kiedy jest dużo wolnych powierzchni, właściciele stają się bardziej elastyczni i obniżają czynsze, ponieważ potrzebują najemcy. W tej chwili jednak wolnych miejsc jest naprawdę dużo i może ich przybywać, dopóki nie przejdziemy przez to, co się teraz dzieje. Może się okazać z czasem, że firmy będą podnajmować swoje przestrzenie, a to zmusi właścicieli do dalszej obniżki czynszów – komentuje Jack Burns, dyrektor zarządzający w agencji nieruchomości komercyjnych Cresa.

Utrzymywanie wielkich, szklanych biurowców może z czasem okazać się przysłowiowym gwoździem do trumny dla wynajmujących przestrzenie biurowe. Rok 2020 i kolejne lata mogą zatem położyć kres ponad 150-letniej koncepcji biurowca, która narodziła się w Nowym Jorku i Chicago pod koniec XIX wieku.

Czytaj też:
Samotność – pomijany aspekt pracy w domu. Jak sobie z nią radzić?
Czytaj też:
Biuro – relikt przeszłości?