Groźna choroba pustoszy organizmy dzieci

Groźna choroba pustoszy organizmy dzieci

Dodano: 
Matka opiekująca się chorym dzieckiem (zdj. ilustracyjne)
Matka opiekująca się chorym dzieckiem (zdj. ilustracyjne) Źródło: Fotolia / Rido
Newsem nie jest to, kiedy pies ugryzie człowieka, a to, kiedy człowiek ugryzie psa – głosi stare dziennikarskie porzekadło dotyczące przede wszystkim pracy tabloidów. Sensacyjność wdziera się jednak we wszystkie media, zwłaszcza w tak zagmatwanych czasach, w jakich przyszło żyć nam teraz, gdy na świecie pojawił się nowy patogen. Łatwo teraz skutecznie nastraszyć odbiorców, przy czym nie zapominajmy o swoistej perfidii – straszenie to u podłoża ma jak najbardziej niezbite fakty.

Tymczasem „oczywiste oczywistości” jakoś umykają naszej uwadze. Niestety.

Niemal od początku pandemii informowano, że nowy nie stanowi wielkiego zagrożenia dla dzieci – jeśli ulegały zakażeniu, to najczęściej nie chorowały. Dla goniącej za sensacją prasy to „zła” wiadomość – mało co porusza emocje tak, jak cierpiące dziecko, co oznacza, że mniej jest kliknięć itp.

I wreszcie! W kwietniu można było połączyć z dziećmi dramatyczną historią. Otóż pojawiły się naukowe doniesienia (pojedyncze) o nowym zjawisku prawdopodobnie związanym z koronawirusem SARS-CoV-2: okazało się, że niektóre dzieci, zakażone tym patogenem, zapadają na ciężką chorobę, której objawy przypominają chorobę Kawasakiego. Nie trzeba było czekać na wysyp nagłówków: „Groźna choroba związana z koronawirusem u dzieci”, „Tajemnicza choroba atakuje dzieci”.

To wszystko prawda. Ale…

Może najpierw o tym, o co chodzi. Otóż lekarze w kilku ośrodkach na świecie zauważyli wzrost zachorowań dzieci na ciężką chorobę, której objawy przypominały chorobę Kawasakiego. Po raz pierwszy została ona opisana przez japońskiego lekarza o tym nazwisku w 1967 roku. Najczęściej przydarza się ona dzieciom poniżej 5. roku życia. Jest bardzo groźna – mali pacjenci zwykle muszą być leczeni na oddziale intensywnej terapii, a części z nich pozostaje po przechorowaniu pamiątka w postaci choroby wieńcowej (zwykle choroba wieńcowa to przypadłość ludzi w mocno średnim wieku) i uszkodzenie serca.

Na szczęście choroba ta jest rzadka – w Japonii notuje się 105 zachorowań na 100 tys. dzieci poniżej 5. r. ż., w Wielkiej Brytanii – o połowę mniej, w USA jeszcze mniej, bo ok. 19 na 100 tysięcy maluchów. W Polsce skala jej występowania nie jest znana; wiemy z badania POLKARD, że w 2007 roku w referencyjnych ośrodkach kardiologicznych dla dzieci (a zatem z pominięciem mniejszych szpitali) leczono z jej powodu 207 dzieci. Nie wiadomo, co jest jej przyczyną. Naukowcy mają jedynie hipotezę, że niektóre dzieci z jakiegoś powodu doznają silnej reakcji układu odpornościowego na zakażenie patogenem. Jakim konkretnie? Różnymi.

Na początku pandemii, bo w maju tego roku w jednym z czasopism medycznych opublikowana została praca badawcza na podstawie przypadków ośmiorga dzieci, które musiały być leczone na oddziale intensywnej terapii w jednym z londyńskich szpitali. Miały podobny zestaw objawów i wcześniej przeszły skąpoobjawowo lub bezobjawowo . Następnie w tym samym szpitalu podobny obraz choroby stwierdzono u kolejnych dwadzieściorga kilkorga dzieci. Choć grupa mała, to był to jednak istotny wzrost. We wspomnianej pracy badawczej czytamy: „Dane dotyczące nowej jednostki chorobowej, wieloukładowej choroby zapalnej związanej z COVID-19 u dzieci, są niepełne. Wiadomo jednak, że ma ona charakter uogólnionej reakcji zapalnej o prawdopodobnym podłożu immunologicznym. Obraz kliniczny przypomina inne ciężkie choroby zapalne wieku dziecięcego, takie jak choroba Kawasakiego (Kawasaki Disease – KD), zespół wstrząsu toksycznego (toxic shock syndrome – TSS) czy zespół aktywacji makrofagów (macrophage activation syndrome – MAS)”.

Choroba Kawasakiego u dzieci

Potem podobne doniesienia pojawiły się z innych niż Wielka Brytania krajach, a WHO zaapelowała, by przyglądać się temu zjawisku i je zgłaszać. Nic dziwnego, tego rodzaju organizacja, lekarze, którzy leczą dzieci, zwłaszcza na oddziałach intensywnej terapii, muszą śledzić pojawienie się nowego zjawiska, nawet jeśli ograniczonego liczbowo, i uzupełniać swoją wiedzę. Wciąż jednak mowa jest o znikomej populacji dzieci. Na przykład na łamach BMJ opisano przypadki 21 dzieci leczonych we Francji, przyjętych do szpitala na przełomie kwietnia i maja tego roku. 19 z nich przed przyjęciem do szpitala miało objawy zakażenia SARS-CoV-2. Z 21 dzieci dwanaścioro miało objawy choroby Kawasakiego, pozostałe objawy innych wieloukładowych ciężkich chorób zapalnych o częściowo podobnych objawach jak choroba Kawasakiego. Naukowcy wysnuli hipotezę, że może to mieć związek z zakażeniem .

Bardzo ciekawa praca ukazała się też na łamach prestiżowego The Lancet. Tu autorzy także bazowali na doświadczeniach szpitala, w którym pracują, ale sięgnęli po informacje historyczne – dane pacjentów przyjmowanych do ich szpitala z powodu choroby Kawasakiego od 2005 roku. Co się okazuje? Przez 15 lat (do późnej wiosny 2020) było takich dzieci 230. Ale wraz z wybuchem pandemii COVID-19 gwałtownie wzrosła liczba przyjmowanych z powodu choroby Kawasakiego dzieci. Co oznacza ten gwałtowny wzrost? O ile wcześniej miesięcznie było ich średnio jedno- dwoje, to w kwietniu 2020 roku takich dzieci było sześcioro. I wisienka na torcie: autorzy tej pracy wskazują też, że podobny wzrost – sześcioro na miesiąc – zaobserwowano w grudniu 2009 roku w trakcie pandemii grypy AH1N1.

Można zatem powiedzieć, że wiemy, że niewiele wciąż wiemy. Wiedza o potencjalnym nowym powikłaniu COVID-19 u małych dzieci to informacje niezwykle istotne dla lekarzy na całym świecie. Na szczęście, na razie wygląda na to, że jest to zjawisko raczej rzadkie. Nie mają sensu artykuły w popularnej prasie na ten temat? Mają, choć sensacyjne tytuły chyba jednak są szczególnie nie na miejscu w tej sytuacji.

Zastanawiające jednak, dlaczego nie ma tytułów: „Groźna choroba pustoszy organizmy dzieci” nad artykułem na przykład o otyłości (to choroba, z poważnymi konsekwencjami, na dodatek stosunkowo częsta, o tendencji wzrostowej). W Polsce dotyczy ona około 2-4 proc. dzieci (nadwaga to znacznie, znacznie szerszy demograficznie problem). Mało? Cóż, to oznacza, że w każdym roczniku w Polsce przybywa kilkadziesiąt tysięcy otyłych dzieci. Na dodatek, poza rzadko występującymi chorobami organicznymi, otyłość ta bierze się z braku aktywności fizycznej i nieprawidłowej diety. Pod takim tytułem, jeśli już koniecznie chce się zamieszczać sensacyjne nagłówki, można też zamieścić artykuł o wadach postawy, które często biorą się z braku ruchu. Ten problem dotyczy, według różnych szacunków, od 30 do 60 proc. dzieci i młodzieży. Jakoś jednak mało medialny to temat. Jak ten, że pies ugryzł człowieka.

Justyna Wojteczek, zdrowie.pap.pl

Czytaj też:
Alergia czy koronawirus COVID-19? Poznaj najważniejsze różnice

Źródło: Serwis Zdrowie PAP