Nie wiemy, co będzie po omikronie

Nie wiemy, co będzie po omikronie

Dodano: 
Oddział covidowy szpitala MSWiA w Warszawie
Oddział covidowy szpitala MSWiA w Warszawie Źródło:Forum
Niezaszczepieni pacjenci, którzy trafili z ciężką postacią COVID do szpitala, bardzo tego żałowali. Widziałam przerażenie, bezradność, poczucie krzywdy w oczach setek ludzi, którzy zmarli. To nie do opowiedzenia...– mówi prof. dr hab. n. med. Anna Piekarska, kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Uniwersytetu Medycznego w Łodzi.

Jaka jest sytuacja w szpitalach w dobie piątej fali COVID-19?

Generalnie fala ta diametralnie się różni od tego, co widzieliśmy poprzednio. Przypadków ciężkich zachorowań jest naprawdę niewiele. To są osoby, które się nie zaszczepiły i zostały zakażone wirusem w wariancie delta.

W tej fali pacjenci rzadziej trafiają do szpitala. Biorąc pod uwagę liczbę zakażeń, nawet tę oficjalną, a ta nieoficjalna jest wielokrotnie wyższa, i szacując proporcjonalnie do fal poprzednich, powinniśmy mieć obecnie zajętych ok. 40 tys. łóżek, jest ich jednak zajętych ok. 18 tys. W szpitalach miejsc dla dorosłych chorych covidowych mamy dużo, problem jest z dziećmi. Był moment, że u dzieci było bardzo wiele infekcji. W moim szpitalu musieliśmy nawet czasowo przekształcić na oddział pediatryczny jeden oddział dla dorosłych. Teraz fala zachorowań u dzieci trochę opada.

Myślę, że ta fala nas nie zaleje, nie sparaliżuje. Większy kłopot jest z miejscami niecovidowymi, bo wiele oddziałów zostało przekształconych w covidowe.

Przebieg choroby jest teraz lżejszy?

Od początku roku nie mieliśmy na moim oddziale zgonu, co jest naprawdę dużym wydarzeniem. Chorują oczywiście głównie osoby niezaszczepione, ale to jest naprawdę łagodna choroba. Zresztą nawet zakażenie wariantem delta u zaszczepionego jest chorobą stosunkowo łagodną. Bardzo rzadko ci ludzie trafiają do szpitala, niezwykle rzadki jest ciężki przebieg. Warto się więc szczepić, tym bardziej że nie wiemy, co będzie po omikronie.

Wariant wirusa, który mamy w tej chwili, jest formą mało patogenną, niewywołującą zapalenia płuc. Natomiast nie wiemy, co będzie dalej.

Prof. dr hab. n. med. ANNA PIEKARSKA, kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Uniwersytetu Medycznego w Łodzi

Czy omikron to ostatnia fala pandemii?

Nie sądzę. Jest taka szansa, bo jeżeli populacja tak słabo zaszczepiona jak Polacy w krótkim okresie gwałtownie przechoruje w ogromnej masie zakażenie, na jakiś czas faktycznie może nas to chronić przed nowymi falami. Natomiast nikt z całą odpowiedzialnością nie może powiedzieć, że nie będzie kolejnych wariantów koronawirusa. Nie wiemy, czy będziemy na nie odporni. Może życzeniowo, oczami wyobraźni, widzimy koniec epidemii, bo bardzo już tęsknimy za normalnością, ale rozum podpowiada, że to jeszcze nie koniec.

Czy leki przeciwwirusowe mogą wspomóc pokonanie pandemii?

Mogą wspomóc, jeśli zaczynamy leczyć szybko, a z założenia pacjent, który ma dostać leki przeciwwirusowe, musi je dostać wcześnie. Na ich włączenie mamy pierwsze pięć dni, potem nie są skuteczne. Ma to znaczenie, bo stosując takie leki, zamykając drogi replikacji wirusa i powodując, że jest ona mniejsza, zmniejszamy także zakaźność takiej osoby. Zmniejszamy zapotrzebowanie na hospitalizację. To wszystko ma swoje skutki. W skali masowej leki przeciwwirusowe mają szansę przyczynić się do skrócenia pandemii, muszą być jednak powszechnie dostępne.

To, że dziś są leki, absolutnie nie wyklucza szczepień. Bez nich nie poradzimy sobie z pandemią. Latem, kiedy było widać, że kto miał się zaszczepić, zrobił to do czerwca, a pozostałych trzeba do tego nakłonić, bardzo prosiliśmy o zintensyfikowanie działań. Tak się nie stało. Ceną za to było kilkadziesiąt tysięcy zgonów jesienią. Ludzie umierali, bo byli niezaszczepieni. Tych kilkudziesięciu tysięcy zgonów można było uniknąć. Pamiętajmy, że możemy przeżyć kolejne zaskoczenie. Tak jak zaskoczeniem był sposób funkcjonowania, zakażania, wywoływania choroby przez omikron.

Umierali głównie niezaszczepieni?

Tak, wśród tych pacjentów były młode osoby. To był dramat. Ich dramat, dramat ich rodzin. Prawdziwym dramatem jest też to, że dopuściliśmy do tego, żeby ktoś tym ludziom tak potwornie namieszał w głowach, że nie uwierzyli w skuteczność szczepień, tylko w ich szkodliwość.

Nie wiem, jaka była motywacja osób, które za tym stoją. Wiem, że trzeba z tym walczyć. Niezaszczepieni pacjenci, którzy trafili z ciężką postacią COVID do szpitala, bardzo tego żałowali. Widzieli, że to się źle skończy, mieli świadomość, że przebieg choroby będzie dla nich fatalny i że prawdopodobnie z niej nie wyjdą. Co mogli myśleć, jeżeli zdawali sobie sprawę, że to pewnie ostatnie dni ich życia i mogli wcześniej zrobić prostą rzecz, żeby się uchronić? Ale uwierzyli nie temu co trzeba. Czasu się nie cofnie. Tego nie da się naprawić. Widziałam przerażenie, bezradność, poczucie krzywdy w oczach setek ludzi, którzy zmarli. To nie do opowiedzenia...

Nie wiem, czy osoby, które namawiają do nieszczepienia się, wykonały jakąś pracę mentalną, żeby nie wiedzieć za wszelką cenę. Nie widzieć, być głuchym na nasze argumenty. To niemożliwe, żeby ktoś przeszedł przez oddział covidowy jesienią ubiegłego roku, zobaczył to, co się tam działo, i z premedytacją namawiał ludzi, żeby się nie szczepili. To jest robienie innym ogromnej krzywdy. Ci ludzie mają na sumieniu kilkadziesiąt tysięcy istnień, których nie byliśmy w stanie uratować. Choroba tak przebiega, że działać można tylko do pewnego momentu, a bardzo często pacjenci przychodzili zbyt późno.

Czy na oddziałach są dostępne leki stosowane w późniejszym stadium choroby, w czasie burzy cytokinowej?

Tak, te wszystkie leki mamy. Od początku stosowaliśmy tocilizumab, w tej chwili mamy barnicytynib. Trzeba je stosować z ogromnym rozsądkiem, w odpowiedni sposób. To nie są leki dla każdego ani w każdej sytuacji. Natomiast faktycznie uratowały życie wielu pacjentom, u których konieczna była immunomodulacja.

Jak pani ocenia to, co się do tej pory wydarzyło w czasie pandemii?

Spełnił się, niestety, najgorszy scenariusz, jaki przewidzieliśmy – że powstaną mutacje, przed którymi szczepienia nie będą nas chroniły. Tak się stało z omikronem. Te wirusy pojawiły się właśnie w populacjach nieszczepionych. Nie pojawiły się w populacji wysoko wyszczepionej, w krajach rozwiniętych, w Europie, ale w Indiach, w Afryce, gdzie jest mało szczepień.

Chwała Bogu na razie skręt w genetyce wirusa nastąpił w stronę bardzo łagodnego przebiegu. Na szczęście nie mamy wirusa z przebiegiem delty i zakaźnością omikrona. Na razie. Oby się tak nie stało, bo to będzie kombinacja, która nas wyłoży. Będziemy zaczynać od początku. Cała praca szczepieniowa pójdzie na marne. To byłby absolutny dramat. To wszystko możemy „zawdzięczać” antyszczepionkowcom. Szczepienia mają sens wtedy, kiedy zaszczepiona jest absolutna większość populacji.

Rozmawiała Anna Kopras-Fijołek