Nie toalety czy stoliki są najbrudniejsze w samolocie. Epidemiolog o zagrożeniach czyhających na podróżnych

Nie toalety czy stoliki są najbrudniejsze w samolocie. Epidemiolog o zagrożeniach czyhających na podróżnych

Dodano: 
Samolot, zdjęcie ilustracyjne
Samolot, zdjęcie ilustracyjne Źródło: Unsplash / Suhyeon Choi
W sezonie letnim jesteśmy bardziej narażeni na zakażenia bakteryjne, wirusowe i grzybicze. Wynika to z faktu, że więcej czasu spędzamy poza domem, a także wyjeżdżamy w podróże, gdzie zmieniamy nie tylko klimat, ale też florę bakteryjną, na którą organizm nie jest odporny. Nasze zdrowie może ucierpieć jednak nie tylko podczas pobytu w miejscu wakacyjnego wypoczynku, ale już… w drodze do niego. Dlaczego? O wakacyjnych niebezpieczeństwach czyhających na podróżnych opowiedział lekarz epidemiolog i wiceprezes firmy Medisept – Waldemar Ferschke.

Z czego wynika większa liczba zakażeń latem?

Waldemar Ferschke: Lato jest szczególnym czasem, jeśli chodzi o zakażenia różnego pochodzenia. Wynika to częściowo z faktu, że więcej czasu spędzamy poza domem, gdzie łatwiej zarazić się bakteriami, wirusami i grzybami, jak choćby na basenie, punktach gastronomicznych, środkach komunikacji miejskiej, itd. Zresztą każda przestrzeń publiczna jest dużo bardziej niebezpieczna pod tym względem niż własny dom. Oprócz tego częściej podróżujemy – niejednokrotnie pokonując setki i tysiące kilometrów, co prowadzi do zmęczenia i w konsekwencji spadku odporności. Upały również nie pomagają – duże skoki temperatury prowadzą do osłabienia organizmu. Wszystkie te czynniki, czyli pobyt poza domem, wysokie temperatury i zmęczenie wpływają na zachwianie homeostazy – procesu, który pomaga utrzymać równowagę organizmu w zmiennych warunkach. Jeśli proces ten zostanie zaburzony, organizm staje się dużo bardziej podatny na wszelkie infekcje. W sezonie letnim częściej dochodzi też do zatruć salmonellą, co jest spowodowane głównie nieodpowiednim przechowywaniem jedzenia zawierającego surowe jaja. W czerwcu ubiegłego roku media informowały o głośnym przypadku zatrucia salmonellą 31 osób po zjedzeniu ciasta w jednej z kawiarni. Ale nie tylko salmonella atakuje głównie latem. Jest to idealny czas również dla wirusów grypy oraz anginy, do której według powszechnego przekonania przyczynia się jedzenie lodów.

Faktycznie, w Polsce wiele osób tak uważa. Czy to jednak prawda?

Nie do końca. Paciorkowce odpowiedzialne za anginę są stałą częścią flory bakteryjnej gardła i muszą zaistnieć w nim wyjątkowe warunki, by rozwinęła się choroba. Te warunki tworzą się, gdy poddamy organizm dużym skokom temperatury, np. po dłuższym pobycie na słońcu, wejdziemy do mocno klimatyzowanego pomieszczenia. Nieprzystosowany do nagłych zmian temperatury organizm traci odporność, a niegroźne do tej pory paciorkowce, zaczynają się namnażać, powodując chorobę. Dlatego jedzenie lodów nie jest bezpośrednią przyczyną anginy, choć na pewno nie pomaga się przed nią uchronić.

A jest to w ogóle możliwe?

Tak, oczywiście. Unikajmy nagłych skoków temperatury i zadbajmy o higienę. Kluczowe znaczenie ma tu mycie i dezynfekcja rąk. Zarówno angina jak i grypa, są chorobami zakaźnymi, dlatego by uniknąć zakażenia drobnoustrojami, które je wywołują, szczególnie po pobycie w miejscu publicznym, powinno się zdezynfekować dłonie. Należy pamiętać też, że do zakażenia może dojść nie tylko w bezpośrednim kontakcie z osobami chorymi.

To znaczy?

To znaczy, że chorobami takimi jak m.in. wspomniane grypa i angina, ale też szkarlatyna czy opryszczka wargowa, można zarazić się poprzez przedmioty, których dotykała osoba chora. Bakterie i wirusy je wywołujące mogą przeżyć od kilkunastu godzin na powierzchniach porowatych, do nawet 24 godzin na powierzchniach gładkich, jak klamki, poręcze, blaty, włączniki światła, itp. Tak zresztą najczęściej dochodzi do infekcji, m.in. w trakcie podróży. Proszę zgadnąć, gdzie według niedawnych badań, znajduje się najwięcej chorobotwórczych mikroorganizmów na pokładzie samolotu?

Jako pierwsza na myśl przychodzi mi toaleta, ewentualnie rozkładane stoliki przy fotelach.

Tak odpowiada większość osób, którym zadaję to pytanie i rozumiem dlaczego – korzysta z nich i dotyka wielu pasażerów. Zarówno toaleta jak i pulpity stolików są jednak dokładnie czyszczone przez obsługę po każdym rejsie. Jest natomiast element równie często dotykany, ale trudny do szybkiej dezynfekcji – zagłówki foteli podróżnych. To właśnie na nich odkryto najwięcej szczepów bakterii, w tym E.coli, które powodują niebezpieczne zatrucia pokarmowe.

Jestem zaskoczona, nie pomyślałabym, że na takiej powierzchni może znajdować się coś niebezpiecznego dla zdrowia. Można się jakoś bronić przed zakażeniem w samolocie?

Tak, zdecydowanie. Można mieć ze sobą podręczny środek do dezynfekcji o szerokim spektrum bójczym, czyli takim, który zabija nie tylko bakterie, ale także wirusy, w tym: grypy, opryszczki wargowej, norowirusy – wywołujące popularną „jelitówkę” oraz rotawirusy – odpowiedzialne głównie za biegunki u dzieci. To kolejne popularne wakacyjne przypadłości, które w łagodnej postaci może nie są niebezpieczne, ale skutecznie potrafią zepsuć urlop. Na rynku dostępne są środki do dezynfekcji rąk, których pojemność pozwala na zabranie ich na pokład samolotu w bagażu podręcznym, a skład gwarantuje niemal stuprocentową skuteczność w zwalczaniu chorobotwórczych mikroorganizmów.