Co bardziej nam zagraża w 2020: choroby serca, COVID-19 czy wypowiedzi polityków o szczepionkach?

Co bardziej nam zagraża w 2020: choroby serca, COVID-19 czy wypowiedzi polityków o szczepionkach?

Cholesterol
Cholesterol Źródło: Fotolia / Autor: freshidea
Mniej się ruszamy, więcej jemy, trudniej nam dostać się do lekarza: dlatego więcej osób będzie zagrożonych chorobami serca. Jednak oprócz zagrożeń wynikających z COVID-19 zagrażają nam też nieodpowiedzialne wypowiedzi o szczepionkach – mówi prof. Krzysztof. J. Filipiak, kardiolog.

Od początku epidemii z powodu COVID-19 w Polsce zmarło już ponad 1800 osób. Ile osób w tym samym czasie zmarło z powodu chorób serca?

Zgon 1800 osób odnotowano w ciągu 5 miesięcy. Nie wiemy, jak będzie dalej przebiegać epidemia, jak kształtować się będzie śmiertelność – to bardzo trudne do oszacowania w epidemiach wirusowych. Gdyby jednak założyć, że nic się nie zmieni, w zapadalności i śmiertelności, nie będzie żadnej „drugiej fali” i przy takich założeniach próbować ekstrapolować te dane na cały rok, daje to ok. 4300 zgonów. Z powodu wszystkich chorób sercowo-naczyniowych (zawały serca, choroba wieńcowa, niewydolność serca, miażdżyca, udary mózgu) umiera rocznie w Polsce nawet 180 tysięcy osób. Nadal więc, co najmniej 40 razy więcej osób umrze na choroby sercowo-naczyniowe niż na COVID-19.

Gdyby tak dużo mówić o nadciśnieniu, miażdżycy, wysokim stężeniu cholesterolu, chorobach serca, jak mówi się o COVID-19, czy liczba chorych na serce mogłaby się zmniejszyć?

Wydaje mi się, że bardzo dużo mówimy o cukrzycy, nadciśnieniu, hipercholesterolemii. Być może powinniśmy częściej podkreślać, że bardziej powinniśmy się bać skutków tych chorób, tak jak dziś boimy się COVID-19. Ale z drugiej strony COVID-19 to choroba zakaźna, na którą nie mamy jak dotąd skutecznych leków ani szczepionki.

Dużo mówimy o chorobach cywilizacyjnych, jednak efekty są słabe: 10 milionów osób w Polsce ma nadciśnienie, a 16 milionów za wysokie stężenie cholesterolu. Dlaczego choroby serca są wciąż pierwszym zabójcą?

Bo jesteśmy słabi, zarówno w zapobieganiu, jak w leczeniu. Wciąż mamy wiele do zrobienia, by zmniejszyć czynniki ryzyka. Choroby serca i naczyń są pierwszym zabójcą. Żyjemy coraz dłużej, więc będziemy coraz częściej umierać na choroby sercowo-naczyniowe. Na miażdżycę „pracujemy” przez całe życie, a to się przekłada na zawały i udary.

Już dziś mówi się, że więcej osób z powodu epidemii COVID-19 będzie miało otyłość, a więc też cukrzycę. A jak epidemia COVID-19 wpłynie na serce Polaka?

Na pewno niekorzystnie. Jesteśmy mniej aktywni fizycznie, więcej jemy, jest gorszy dostęp do lekarzy i opieki zdrowotnej. Rzadziej wykonujemy badania kontrolne. W efekcie więcej osób będzie cierpiało na nadciśnienie tętnicze, hipercholesterolemię. Również kontrola tych czynników ryzyka będzie gorsza, bo teleporada czy telemedycyna nie zastąpi badania pacjenta.

Najważniejszym problemem jest jednak dziś pogorszenie wydolności ochrony zdrowia i dostępu do lekarza. To dziś najważniejszy czynnik ryzyka. Ludzie boją się iść do lekarza, mają utrudniony kontakt z lekarzami. Nie są im zapisywane leki, które powinni dostawać. A to spowoduje, że leczenie nadciśnienia tętniczego, czy wysokiego stężenia cholesterolu będzie gorsze.

Ten rok jest szczególny nie tylko z powodu epidemii COVID-19, ale też coraz większej polaryzacji politycznej, co widać było w okresie wyborów prezydenckich i jest wciąż widoczne w Internecie. Czy tak rozbudzone emocje, którym towarzyszy większy stres, mogą przełożyć się na pogorszenie stanu zdrowia serca Polaków?

Moim zdaniem nie należy się tego obawiać, ponieważ emocje i polaryzacja polityczna trwają już od 10 lat. Bardziej obawiałbym się tego, jak postawy niektórych polityków mogą wpłynąć na zdrowie. Myślę tu np. o nawoływaniu do tego, by seniorzy jak najtłumniej poszli do wyborów, gdyż epidemię mamy za sobą, a wirusa nie trzeba się obawiać. Na pewno przekłada się to na wzrost ryzyka zakażeń koronawirusem, ale też na wzrost zdarzeń sercowo-naczyniowych.

Sam stres nie jest czynnikiem, który ma znaczenie epidemiczne w chorobach sercowo-naczyniowych. To pewne wyolbrzymienie. Z punktu widzenia epidemiologii nie mamy danych, by duże stresy społeczne wiązały się ze zwiększeniem ryzyka zawału serca.

Zwykle uważa się, że to stres powoduje nadciśnienie, dochodzi do pęknięcia blaszki miażdżycowej i zawału serca. Jeśli nie stres, to co jest ważne?

Cztery czynniki ryzyka znamy od lat: cukrzyca, nadciśnienie tętnicze, hipercholesterolemia i palenie papierosów. Wszystkie inne czynniki ryzyka mają zdecydowanie mniejsze znaczenie, może poza obciążeniem genetycznym i wiekiem – ale tych dwóch czynników, w odróżnieniu od czterech poprzednich nie możemy modyfikować.

Ruszamy się mniej, więcej jemy, mamy utrudniony kontakt z lekarzem: w efekcie w 2020 roku ryzyko chorób serca u Polaka wzrośnie. Choroby serca są też czynnikiem ryzyka ciężkiego przebiegu COVID-19. Co w takim razie robić, by zmniejszyć ryzyko?

Starać się być aktywnym fizycznie – co faktycznie jest dziś utrudnione – prawidłowo i zdrowo się odżywiać. Dbać o leczenie nadciśnienia, hipercholesterolemii, pozostawać w kontakcie z lekarzem. I nie zapominać o wizytach kontrolnych, nawet jeśli są utrudnienia w kontakcie z lekarzem.

Nie obawiać się pójścia do przychodni?

Nie, oczywiście zachowując środki ostrożności. Ważniejsza jest kontrola czynników ryzyka niż ryzyko zakażenia. Coraz więcej osób apeluje o pełne otwarcie przychodni medycyny rodzinnej. To ważne zwłaszcza w przygotowaniu się do jesiennego okresu zwiększonej zapadalności na grypę.

W przychodni lekarz często mówi tylko o telewizycie. Kiedy powinniśmy jednak prosić, czy domagać się przyjścia na wizytę twarzą w twarz?

Zawsze, gdy widzimy, że cokolwiek zmieniło się w stanie zdrowia lub któryś z czynników ryzyka jest gorzej kontrolowany. Dotyczy to na przykład wyższych wartości ciśnienia tętniczego czy podwyższonych stężeń cholesterolu.

A jeśli chodzi o zalecenia, to ważne jest też zaszczepienie się przeciw grypie. Jeżeli mówimy o polityce, to tu widzę dramat ochrony zdrowia i polityki zdrowotnej: nieodpowiedzialne słowa niektórych polityków typu: „Ja się nie szczepię, bo nie”.

Tej jesieni jak najwięcej osób powinno zaszczepić się przeciw grypie, jeśli nie chcemy sparaliżować systemu zdrowia i zmniejszyć dostępności do lekarza właśnie dla pacjentów kardiologicznych.

Wszystkie osoby nawołujące do nieszczepienia się przeciw grypie działają na szkodę osób z chorobami sercowo-naczyniowymi w Polsce. Jeśli te osoby zachorują na grypę, bo się nie zaszczepiły, to mogą nie znaleźć pomocy jesienią, gdyż placówki ochrony zdrowia zostaną sparaliżowane przez nałożenie się grypy sezonowej i drugiej fali COVID-19.

Prócz grypy – na co jeszcze powinny się zaszczepić: szczególnie osoby z chorobami serca?

Każda osoba odpowiedzialna powinna przed jesienią zaszczepić się przeciw grypie. Wszyscy moi pacjenci z niewydolnością serca, chorobą wieńcową, po zawale serca szczepią się przeciw grypie, bo tego wymagają od nas europejskie zalecenia kardiologiczne. Podobnie wszyscy członkowie mojej rodziny są zaszczepieni przeciw grypie.

Rodziców, ponieważ są powyżej 65. roku życia, zaszczepiłem też przeciw pneumokokom. To ważna szczepionka także dla wszystkich osób z chorobami układu krążenia. Część ekspertów uważa, że konieczne jest też szczepienie przypominające przeciw krztuścowi, w przypadku osób, które nie były szczepione w ciągu ostatnich 10 latach.

Ważne jest „odkręcanie” tych wszystkich złych słów, które zostały wypowiedziane o szczepieniach w kampanii wyborczej.

Szczepionki chronią przed konkretnymi chorobami: szczepionka przeciw grypie chroni przed grypą, szczepionka przeciw pneumokokom – przed zakażeniami pneumokokowymi. A co z nabywaniem odporności dzięki wychodzeniu z domu, słońcu i witaminie D?

Aktywność fizyczna, spacery, przebywanie na „świeżym powietrzu” – to wszystko jest ważne w trakcie epidemii COVID-19, ale pamiętajmy, by były to spacery z zachowaniem dystansu społecznego. A jeśli chodzi o szczepionki, to okazuje się, że chronią one nie tylko przed daną, konkretną chorobą. Szczególnie szczepionki, które aktywizują układ odpowiedzi komórkowej (a nie humoralnej), przekładają się na zmniejszone ryzyko zachorowalności i powikłań COVID-19. Myślę tu np. o szczepionce przeciw gruźlicy. To, że w naszej części Europy mamy mniej zgonów z powodu COVID-19 niż w Europie Zachodniej zawdzięczamy temu, że wszystkie dzieci były w tej części Europy przed 1989 roku, a w wielu krajach nadal są szczepione przeciw gruźlicy. Podobnie działa prawdopodobnie szczepionka przeciw odrze, śwince i różyczce. Dlatego, jeśli miałbym powiedzieć, co zagraża chorym kardiologicznie dziś, to jest to nieodpowiedzialne mówienie o nieszczepieniu się.

Prof. Krzysztof J. Filipiak, kardiolog, internista, farmakolog kliniczny, pracuje w I Katedrze i Klinice Kardiologii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego

Prof. Krzysztof Filipiak, farmakolog kliniczny, kardiolog, hipertensjolog, I Katedra i Klinika Kardiologii WUM
Artykuł został opublikowany w 28/2020 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.