Zmieńmy model leczenia alergii

Zmieńmy model leczenia alergii

Dodano: 
Joanna Tomczak-Hałaburda, Country Commercial Lead ALK-Abelló Poland
Joanna Tomczak-Hałaburda, Country Commercial Lead ALK-Abelló PolandŹródło:Materiały prasowe
Rozmowa z Joanną Tomczak-Hałaburdą, Country Commercial Lead ALK-Abelló Poland

Jak z perspektywy firmy, która od prawie 100 lat zajmuje się leczeniem alergii, oceniacie system leczenia uczulenia na jady owadów w Polce? To jedna z najgroźniejszych alergii, która może skończyć się nagłym zgonem.

Z perspektywy trwającego już ponad dwa lata procesu refundacyjnego – ten system uderza w pacjentów. Szacuje się, że reakcje uogólnione, potencjalnie groźne dla życia, występują u ok. 5 proc. polskiej populacji, natomiast osób poddawanych odczulaniu w roku poprzedzającym pandemię było zaledwie ok. 3 tys. Pokazuje to, że dostęp do leczenia jest bardzo ograniczony. Powody są różne, przede wszystkim niska wiedza społeczeństwa dotycząca możliwości diagnozowania i leczenia oraz możliwość odczulania tylko w warunkach szpitalnych, ponieważ jest ono finansowane jedynie w obrębie świadczeń szpitalnych. W Polsce nie ma możliwości, by pacjent był leczony ambulatoryjnie, w poradni specjalistycznej, jak leczeni są pacjenci w wielu krajach, m.in. w bliskich nam Czechach czy Austrii.

Dlaczego warto, żeby pacjenci byli odczulani w przychodniach specjalistycznych?

Na rynku są dwa rodzaje preparatów do odczulania. Pierwszy to roztwór wodny; drugi (produkowany przez ALK) typu depot, o przedłużonym działaniu, na tyle bezpieczny, że leczenie nim w innych krajach jest prowadzone niemal wyłącznie w warunkach ambulatoryjnych.

W Polsce natomiast odczulanie jest prowadzone tylko w 33 ośrodkach szpitalnych, dlatego wielu pacjentów ma duży problem z dotarciem do nich. Z badań wynika, że wiele osób miało w trakcie pandemii problem z dostępem do alergologów, ponieważ oddziały i całe szpitale były przekształcane na jednoimienne. W konsekwencji liczba pacjentów odczulanych na jady spadła o 30-50 proc. i wynosi ok. 1.8 tys. osób.

Forma depot jest na tyle bezpieczna, że odczulanie może odbywać się w przychodni, nie w szpitalu?

Nie odnotowaliśmy zgłoszeń przypadków wstrząsu anafilaktycznego. Jednak bez względu na to, gdzie pacjent jest odczulany, czy to w warunkach szpitalnych, czy też w ambulatorium, które wyposażone jest zawsze w zestaw przeciwwstrząsowy, pacjent musi pozostać przez pewien czas pod obserwacją lekarską.

W Polsce odczulanie pacjenta jest finansowane w ramach świadczenia szpitalnego. Pacjent leczony naszym preparatem trafia do szpitala na dzień lub dwa, zasadniczo niepotrzebnie, gdyż nie musiałby przebywać w placówce medycznej dłużej niż godzinę.

Jakie korzyści dla pacjenta i dla systemu wynikałyby z przeniesienia leczenia do poradni, co wiązałoby się ze stosowaniem preparatów o przedłużonym działaniu?

Więcej pacjentów mogłoby być odczulanych. Wiele ośrodków ambulatoryjnych deklaruje chęć leczenia pacjentów, nie mają jednak takiej prawnej możliwości. Prezentowaliśmy Ministerstwu Zdrowia dane dotyczące potencjalnych oszczędności dla płatnika publicznego po przeniesieniu części leczenia ze szpitali do ambulatoriów. W skali roku można by zaoszczędzić 12-18 mln zł. To duża kwota; w porównaniu z nią koszt samego leku jest znikomy.

Przeniesienie odczulania do ambulatorium wiązałoby się ze stosowaniem leków w formie depot. Są droższe?

Dziś cena naszego leku jest stosunkowo niska, będziemy jednak musieli ją podnieść, gdyż w Europie brakuje substancji czynnej. Sąsiadujące kraje zgłaszają dużo wyższe zapotrzebowanie na preparat od możliwości produkcji. Pozyskiwanie substancji czynnej nie jest prostym procesem technologicznym; musimy otrzymać jad od żywej osy lub pszczoły; nie da się go zsyntetyzować. To praca wieloosobowych zespołów, wymagająca czasu i nakładów. Cena leku w Polsce jest dziś najniższa w Europie i przy proponowanym przez nas rozwiązaniu taka by pozostała. Nawet czeski płatnik w lipcu podjął decyzję o podniesieniu ceny, która dziś jest taka jak w innych krajach UE.

Co jeśli rozmowy z ministerstwem się nie powiodą?

Nie wiem, jak zareaguje centrala naszej firmy. Proces refundacyjny toczy się od marca 2020 r., do tej pory nie ma decyzji ministerstwa. Niepokoją nas również informacje płynące od Fundacji Centrum Walki z Alergią, że nie przesuwa się leczenia do przychodni, gdyż trzeba ratować kliniki. Czy to oznacza, że pan minister przychyla się do obecnego modelu leczenia? Ten model ogranicza przecież dostęp do leczenia i jest kosztowny dla systemu. Rozwiązanie, które proponujemy, nie ma złych stron — wielu ekspertów z nami się zgadza. Są za to pozytywy: ograniczenie kosztów leczenia, poprawa dostępu dla pacjentów, gwarancja dostaw leku i zafiksowanie jego ceny.

Alergia na jad osy lub pszczoły może kosztować życie; zdarzają się przypadki, kiedy nie udaje się udzielić na czas pomocy użądlonemu. Uczuleni w miesiącach letnich żyją w ciągłym lęku i wręcz w izolacji. Odczulanie chroni nie tylko przed skutkami użądlenia, ale obniża też poczucie lęku osób, które dzięki temu mogą normalnie funkcjonować.