Myśli samobójcze to temat tabu. Psychiatra: Pytać o nie trzeba, bo szybka reakcja i skierowanie do specjalisty może uratować komuś życie

Myśli samobójcze to temat tabu. Psychiatra: Pytać o nie trzeba, bo szybka reakcja i skierowanie do specjalisty może uratować komuś życie

Dodano: 
Depresja
Depresja Źródło: Unsplash / Sasha Freemind
Myśli samobójcze przerażają. Lepiej o nich nie mówić, lepiej nie pytać. To temat tabu, tymczasem w wielu przypadkach są preludium samobójstwa. O tym, dlaczego trzeba na ten temat rozmawiać, jakie sygnały powinny wzbudzić niepokój i gdzie szukać pomocy, mówi Karolina Smolarczyk-Szpin – psychiatra i psychoterapeuta.

Ewelina Celejewska: Jak często występują myśli samobójcze? Co wynika ze statystyk?

Lek. Karolina Smolarczyk-Szpin: Statystyki zawsze są tematem newralgicznym i trudnym. W zakresie myśli samobójczych nastręczają wyjątkowo dużo trudności. W literaturze najczęściej przytaczane jest badanie przeprowadzone na populacji Francuzów (w wieku 18-85 lat) w 2010 roku. Respondenci odpowiadali na pytanie o występowanie myśli samobójczych w roku poprzedzającym, czyli 2009. Miało je 4 proc. badanych. Późniejsze analizy wykazały, że 13 proc. z tych 4 proc. targnęło się na życie. W Polsce brakuje danych dotyczących myśli samobójczych. Według statystyk policyjnych z 2018 roku samobójstwo popełniły 5182 osoby. W tym samym roku w wypadkach samochodowych zginęło 2838 osób. Smutne wnioski nasuwają się same.

Temat jest ważny i trudny. Czy wykonanie tego typu badania to aż tak duży problem?

Pytanie, jak można byłoby badanie częstotliwości występowania myśli samobójczych wykonać i jak bardzo wyniki byłoby niedoszacowane. Społeczeństwo nadal boi się mówić głośno o tematach trudnych i ważnych, zwłaszcza związanych ze zdrowiem psychicznym. Wiele osób zataja to, że podjęło nieudaną próbę samobójczą zarówno przed rodziną, jak i personelem medycznym. Inna sprawa, że niestety część personelu medycznego, np. lekarze rodzinni, nie pyta o tę ważną kwestię, bo nie czuje się kompetentna w tej kwestii. A pytać warto, bo szybka reakcja i skierowanie do specjalisty może uratować komuś życie. Z praktyki wiem, że myśli samobójcze są zjawiskiem bardzo częstym. Śmiałabym nawet stwierdzić, że większość osób, która trafiają do gabinetu psychiatry lub terapeuty, ma lub miała myśli samobójcze. Mówimy tu o szeroko rozumianych myślach samobójczych, zarówno biernych – ktoś fantazjuje, że po prostu chciałby nie istnieć, np. zginąć w przypadkowym wypadku samochodowym, jak i czynnych – ktoś chciałby zrobić sobie krzywdę i przestać żyć.

Kto może wprowadzić myśli w czyn?

To nieustannie ulega zmianie. Jeszcze niedawno mówiono, że poważnym czynnikiem ryzyka jest rozwód lub bycie samotnym. Statystyki policyjne temu przeczą – najczęściej udane próby samobójcze podejmują żonaci mężczyźni.

Dlaczego?

Moim zdaniem przyczyną jest samotność w związkach i fasadowość relacji. Ludzie biegną tak szybko i ciągle do czegoś dążą, że nie zauważają cierpienia drugiej osoby. Nie mają często czasu spotkać się z partnerem twarzą w twarz, porozmawiać, mijają się na korytarzu. Nie mówią o tym, co czują, nie dzielą się tym nawet z teoretycznie najbliższą osobą. Często są odcięci od emocji, sami nie wiedzą, co czują, i do ostatniego momentu myślą, że dają radę.

Na co jeszcze należy zwrócić uwagę?

Jeśli mówimy o czynnikach ryzyka, należy wspomnieć o szeroko rozumianej tendencji do impulsywności powiązanej z zaburzeniami osobowości, a także z organicznym uszkodzeniem mózgu. Źle rokują stany przewlekłego obniżenia nastroju, czyli subdepresyjne, oraz bardzo ciężkie depresje. Za czynniki ryzyka uznajemy również przewlekłą bezsenność oraz lęk, spadek samooceny i tendencję do obwiniania siebie. Wśród tych czynników wymieniane są również zły stan zdrowia, np. choroba nowotworowa, i przewlekły ból, a także brak pomocy psychiatrycznej lub nieefektywna pomoc.

A używki i czynniki rodzinne?

Nadużywanie środków psychoaktywnych oraz alkoholu bezapelacyjnie traktowane jest jak coś, co może postawić „kropkę nad i”. Jeśli w rodzinie dochodziło do samobójstw, mamy do czynienia z nieprawidłowym wzorcem, przekazem rodzinnym: „nie radzisz sobie, to odejdź”, ale to również informacja o możliwym obciążeniu genetycznym zarówno tendencją do samobójstwa, jak i chorób psychicznych. Podobnie jest, jeśli ktoś podjął już próbę samobójczą w przeszłości. Wówczas zawsze należy zachować wyjątkową czujność. Szeroko rozumiane straty – czy to materialne, czy zawodowe, a także odejście lub zgon osoby najbliższej również zwiększają prawdopodobieństwo targnięcia się na życie.

Czy są sytuacje, kiedy można po prostu uznać, że ktoś przesadza i przejść nad tematem do porządku dziennego?

Ocena szansy popełnienia samobójstwa to sprawa momentami bardzo trudna nawet dla specjalisty, więc sugeruję, żeby każdorazowo traktować to poważnie. Nie bagatelizujemy bólu w klatce piersiowej, bo może być to zawał, albo drętwienia kończyn, bo może być to udar. Tak samo myśli samobójcze powinny być każdorazowo ocenione przez specjalistę. Powinien się on również zająć osobą, która o nich mówi.

Czasem ludzie w związkach stosują szantaż „jeśli odejdziesz, to się zabiję”. Czy takie słowa trzeba traktować poważnie? Jak wówczas wyplątać się z takiej relacji?

Rzeczywiście zdarza się, że osoby z zaburzeniami osobowości mówią o myślach samobójczych i chęci odebrania sobie życia, po to, by manipulować innymi. Zdarza się nawet, że takie osoby trafiają do oddziałów psychiatrycznych z powierzchownymi samookaleczeniami. Po dłuższej rozmowie okazuje się, że nie miały intencji zrobienia sobie krzywdy – bardziej chciały kogoś przestraszyć, zredukować napięcie bądź zrobiły to impulsywnie w przypływie złości. Ich celem była manipulacja, bo nie umieją inaczej być w relacji lub nie radzą sobie z emocjami. Moje doświadczenie podpowiada mi, aby słowa takich osób mimo wszystko traktować poważnie, jako treści prawdziwe i wypowiedziane bez intencji manipulacyjnych.

Dlaczego?

Bo bardzo często zdarza się, że otocznie traktuje takie osoby z lękiem i podążając tokiem ich myśli, ulega takim ludziom. Tym samym daje im domniemaną zgodę na bycie w zaburzeniu. Osoby te są dorosłe i powinny ponosić konsekwencje swoich deklaracji. Poza tym bezapelacyjne potrzebują pomocy specjalistycznej, bo wypowiadanie przez nich treści samobójcze świadczą o jakimś kryzysie, nieumiejętności. Konsultacja lub hospitalizacja psychiatryczna może być początkiem nowej drogi dla takich osób, początkiem pracy nad sobą w celu zdobycia się na autorefleksję, nauczenia się zdrowych sposobów bycia w relacji.

Z drugiej strony, dla osoby, która jest w relacji, może być to moment, kiedy może przy udziale specjalistów zakończyć związek, nie biorąc na siebie odpowiedzialności za czyjeś „być albo nie być”. Inna sprawa, że osoby pozostające w takich relacjach często same potrzebują pomocy terapeutycznej, aby potrafiły postawić granice i np. zadzwoniły po pogotowie, gdy partner wypowiada myśli samobójcze.