Pacjenci z udarem nie dzwonią po pogotowie, obawiając się koronawirusa – alarmuje prof. Bartosz Karaszewski

Pacjenci z udarem nie dzwonią po pogotowie, obawiając się koronawirusa – alarmuje prof. Bartosz Karaszewski

Dodano: 
Prof. Bartosz Karaszewski: Przy wystąpieniu objawów udaru mózgu, trzeba jak najszybciej dzwonić po pogotowie, niezależnie czy pacjent jest zdrowy, na kwarantannie, czy ma potwierdzoną infekcję COVID-19 i jest w domu.
Prof. Bartosz Karaszewski: Przy wystąpieniu objawów udaru mózgu, trzeba jak najszybciej dzwonić po pogotowie, niezależnie czy pacjent jest zdrowy, na kwarantannie, czy ma potwierdzoną infekcję COVID-19 i jest w domu. Źródło:Archiwum prywatne
Pacjenci mający mniej rozległe udary mózgu próbują udar „przeczekać”, nie dzwonią po pogotowie, obawiając się zakażenia koronawirusem. Może to mieć poważne skutki. Gdy są objawy udaru, trzeba dzwonić po pogotowie, dyspozytor zadecyduje, czy wysłać karetkę i do jakiego szpitala zawieźć pacjenta – mówi prof. Bartosz Karaszewski, kierownik Katedry Neurologii Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego.

Wszyscy dziś obawiają się koronawirusa. Z powodu informacji o zachorowaniach w szpitalach wielu pacjentów zastanawia się, co zrobić, gdy pojawiają się niepokojące objawy, które mogą wskazywać np. na udar mózgu: dzwonić po pogotowie, przeciążone infekcjami COVID-19, czy próbować przeczekać. Jak postąpić?

Dzwonić na pogotowie. Niestety, już widać, że liczba pacjentów z udarem mózgu, którzy są przywożeni przez pogotowie, zmniejszyła się. Dotyczy to mniej rozległych - udarów – niedokrwiennych spowodowanych zamknięciem małych bądź średnich naczyń mózgu, ale takich jest najwięcej. Oczywiście także one mogą skutkować trwałą niepełnoprawnością, która znacznie ograniczy lub uniemożliwi choremu aktywne funkcjonowanie. W ośrodku, który prowadzę, liczba takich pacjentów zmniejszyła się przez ostatnie dwa tygodnie o ok. ¼. Zbieramy dane z innych ośrodków, jeśli okażą się podobne, to w skali Polski mówimy o tysiącach osób, które bezpowrotnie tracą swoją szansę na to, by zmniejszyć poudarową niepełnosprawność. W Polsce na udar rocznie zapada ponad 80 tys., ok. 40-50 tys. z nich to te nie najrozleglejsze.

Liczba udarów zmniejszyła się? Czy pacjenci boją się dzwonić po pogotowie?

Zmniejszyła się zgłaszalność. Przypomnę, że mówimy o udarach o przebiegu średnio ciężkim i lżejszym: zdarza się, że pacjent próbuje „przeczekać” ich objawy. Jeśli ma na przykład takie objawy jak drętwienia, zaburzenia widzenia, niewielkie mowy, mniej nasilone niedowłady kończyn, jest w stanie to „przetrzymać”. Jeśli jednak nie wezwie karetki, nie przyjedzie na oddział udarowy, gdzie może zostać wdrożone leczenie trombolityczne i szereg innych procedur, to ta niepełnosprawność będzie mogła pozostać na zawsze i nie pozwoli wrócić do normalnego funkcjonowania. Skutkiem tego problemu może być ogromna niepełnosprawność wielu osób, której można przecież uniknąć.

Pacjenci nie wzywają pogotowia, bo obawiają się zakażenia koronawirusem. Nie chcą również niepotrzebnie wzywać karetki, uważając, że może ktoś jest bardziej potrzebujący.

Prawdopodobnie to właśnie jest przyczyną. Pacjenci albo obawiają się infekcji koronawirusem, albo uważają, że teraz cała ochrona zdrowia wyłącznie koncentruje się na leczeniu pacjentów z infekcją COVID-19, a poza tym nie funkcjonuje. To złe podejście. W obecnej sytuacji epidemicznej istotnie wiele się już zmieniło i na bieżąco zmienia w organizacji ochrony zdrowia, jednak z punktu widzenia pacjenta reakcja na podejrzenie udaru powinna być taka sama. Niezależnie od tego, czy poza tym jest zdrowy, czy przebywa na kwarantannie, czy wręcz ma potwierdzoną infekcję COVID-19 a wobec łagodnego przebiegu pozostaje w domu - musi zadzwonić po pogotowie tak szybko, jak to jest tylko możliwe.

Z drugiej strony są informacje, że obecnie wiele zakażeń koronawirusem jest właśnie w szpitalu. Stąd te obawy pacjentów, że jazda do szpitala wiąże się z ryzykiem.

Gdy do pacjenta przyjedzie zespół ratownictwa medycznego i zawiezie go do szpitala, to ryzyko zakażenia nie powinno być większe niż na przykład wtedy, gdy pójdzie on do sklepu. W szpitalach zachowujemy bardzo restrykcyjne procedury. Poza tym personel medyczny obecnie zaczyna jednak być o wiele lepiej monitorowany pod kątem zakażenia COVID-19. Nie jest jeszcze badany „przesiewowo”, ale w przypadkach jakiegokolwiek podejrzenia - zawsze.
W medycynie zawsze robimy bilans korzyści i strat. Decyzję o określonym ruchu – na przykład transporcie pacjenta - podejmujemy, jeśli te szansa na te pierwsze przeważa. Oczywiście, gdy pacjent będzie siedział zamknięty w domu - nie będzie wychodził nigdzie, to ryzyko zakażenia COVID-19 będzie mniejsze niż nawet w najlepszych warunkach ochrony w przypadku transportu do i pobytu w szpitalu. Jednak ryzyko związane z konsekwencjami nieleczenia zdecydowanej większości udarów mózgu jest znacznie większe, przynajmniej w bieżącej sytuacji epidemicznej.

Takie samo zalecenie: jak najszybciej wezwać pogotowie dotyczy osób, u których można podejrzewać zawał?

Oczywiście. W przypadku zawału serca u większości pacjentów pojawia się silny ból zamostkowy, świadomość zawału jest znacznie większa. W przypadku udaru mózgu - przed nami wciąż dużo pracy społeczno-edukacyjnej.

Dyspozytor pogotowia ratunkowego starannie zbierze wywiad i zadecyduje, czy pacjenta można przewieźć do szpitala, i to do jakiego, bo doskonale orientuje się w sytuacji epidemicznej. Zatem pacjent (lub rodzina, otoczenie) powinna zawiadomić pogotowie, a decyzję, co robić, trzeba pozostawić ochronie zdrowia. Dyspozytor pogotowia jest przygotowany, by ocenić, jakie jest prawdopodobieństwo, że chory ma udar mózgu.

Może lepszym rozwiązaniem jest, gdy w takiej sytuacji rodzina zawiezie pacjent do szpitala?

W żadnym wypadku tego nie wolno robić nawet bez epidemii. Pacjent nie wie i nie musi wiedzieć, do jakiego szpitala pojechać, ogólnie powinien to być ośrodek najbliższy, w którym jest oddział udarowy. Do tego mogą dochodzić inne uwarunkowania. W sytuacji epidemii, w zależności od tego, jaki jest status epidemiczny pacjenta - czy jest zdrowy, na kwarantannie, czy jest z grupy ryzyka - zostanie on przewieziony do odpowiedniego szpitala: albo do tzw. „białego” oddziału udarowego albo do szpitala jednoimiennego, jeśli np. będzie miał infekcję COVID-19 już potwierdzoną. Większość szpitali jednoimiennych to duże ośrodki, w których znajdują się oddziały udarowe.

Chorzy bez czynników ryzyka infekcji COVID-19 trafiają do takiego szpitala jak nasz, w którym mimo to i tak stosujemy wiele wewnętrznych procedur sprawdzających, czy pacjent nie ma ryzyka infekcji. Jeśli okaże się, że jest takie ryzyko, to wszystkie czynności wykonywane są z należytą ostrożnością w warunkach oddziału obserwacyjno-zakaźnego. Oczywiście ten system nigdy nie będzie w 100 proc. szczelny i może okazać się, że po kilku dniach od przyjęcia do szpitala któryś z pacjentów rozwinie objawy COVID-19, ale i w takiej sytuacji jest możliwość przywrócenia „białego” statusu epidemicznego oddziału Jak podkreślałem, w tej chwili bilans korzyści i strat z podjęcia leczenia udaru w porównaniu z niepodjęciem go i pozostaniem w domu jest nieporównywalnie lepszy.

Obecnie wszyscy pacjenci z udarem mogą uzyskać pomoc?

Tak, dlatego nie należy bać się dzwonić po pogotowie. Od razu podaję przykład jednego z naszych ostatnich pacjentów. Jego cała „ścieżka leczenia” niezmiennie bardzo dobrze zafunkcjonowała: pacjent z Elbląga, z bardzo rozległym deficytem neurologicznym z powodu zamknięcia dużej tętnicy mózgu, i małym ryzykiem COVID-19. W ciągu 10 minut przewieziony karetką do miejscowego szpitala, gdzie otrzymał leczenie trombolityczne – krótko potem przewieziony do nas celem leczenia metodą trombektomii mechanicznej. Już teraz pacjent jest w dobrej formie, z ogromna poprawą w porównaniu do stanu wyjściowego, teraz prowadzimy wczesną rehabilitację, etiologizację, wprowadzamy prewencję wtórną udaru. Nie wiem co się stanie za chwilę, będzie to zależało od rozwoju sytuacji epidemicznej, ale póki co system leczenia chorób ostrych zagrażających życiu działa, nie bez dodatkowych trudności i problemów, ale działa, nie jest przekierowany wyłącznie na leczenie pacjentów z COVID-19.

Prof. Bartosz Karaszewski, kierownik Katedry Neurologii Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego i ordynator Kliniki Neurologii Dorosłych z Centrum Udarowym Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego