Inspektorat Sanitarny: W Polsce nie będzie epidemii eboli. Nie mamy nietoperzy

Inspektorat Sanitarny: W Polsce nie będzie epidemii eboli. Nie mamy nietoperzy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Wirus Ebola (fot. Wikimedia Commons)
- Epidemia Eboli w Polsce nie wybuchnie, bo w Polsce nie ma rezerwuarów wirusa, nie ma nietoperzy, tak zwanych owocowych, które najprawdopodobniej są nosicielami wirusa. Natomiast nie można wykluczyć, że w końcu pojawi się w Europie czy w Polsce pierwszy przypadek potwierdzony takiego przywleczenia z Afryki Zachodniej - mówił w rozmowie na antenie RMF FM rzecznik Głównego Inspektoratu Sanitarnego Jan Bondar.
Bondar jednak zapewnia, że w razie ewentualnego pojawienia się zagrożenia, przygotowane są odpowiednie procedury.  - Chory zostanie w specjalnej karetce, w specjalnym skafandrze przewieziony do oddziału, który dysponuje tak zwanym miejscem z izolacją oddechową - na przykład w Warszawie. Jeśli wyniki potwierdzą, że faktycznie jest to ebola, to w zależności od tego, jak dużą liczbą osób ten chory się zetknął, te osoby z tak zwanego bliskiego kontaktu będą poddane kwarantannie. W każdym województwie wojewoda ma procedury, które określają gdzie, na której sali, w którym szpitalu itd. Ale tak jak mówię, jest to dwudzieste któreś w historii ognisko Eboli w Afryce i jeszcze w historii tego świata nie było przypadku przywleczenia, więc chuchamy na coś, co nie zdarzyło się przez ostatnie 50 lat. - Zaznacza rzecznik.

 - Dopiero jeśli ktoś rozwija objawy, czyli na przykład ma biegunkę, wymioty i tak dalej, wrócił z Afryki Zachodniej, miał czy mógł mieć kontakt z chorymi, wtedy taką osobę się izoluje. Póki jest zdrowa, badanie jej na cokolwiek nie ma sensu, bo mogłoby być szkodliwe. Ten wynik mógłby być fałszywie ujemny - tłumaczy Bondar i przywołuje przykład licealistów z Wrocławia, którzy spędzili kilka tygodni w Afryce. -  Przebadano by uczniów, oni by zostali odesłani do domów, bo wynik byłby negatywny, a po tygodniu dopiero by rozwinęły się objawy choroby i wszyscy by mówili: po co drugi raz badać tę samą osobę.

 - Najgorszy, najczarniejszy scenariusz jest taki, że ktoś rozwija objawy choroby dopiero po np. tygodniu od powrotu i zgłasza się do lekarza pierwszego kontaktu. (...) Jeśli chory nie wymiotuje, nie niesie zagrożenia dla siebie i otoczenia, to ten lekarz powinien skierować go do szpitala zakaźnego, bo być może chodzi o jakąś inną groźną chorobę i w szpitalu zakaźnym fachowcy będą diagnozować dalej. - Wyjaśniał rzecznik Inspektoratu.