Paluszki prezydenta

Paluszki prezydenta

Dodano:   /  Zmieniono: 
Mamy głowę państwa z ograniczonymi uprawnieniami, ale za to co pięć lat odprawiamy wielkie manewry wyborcze


"A to ja dutkne cie tem palcem"
Witold Gombrowicz


Gdy wiele lat temu toczyła się dyskusja o modelu polskiej prezydentury, bezskutecznie dopominałem się o rezygnację z pomysłu wyborów powszechnych głowy państwa. Argumentowałem, że zapewne pójdziemy raczej w kierunku systemu gabinetowego, a nie prezydenckiego, że nie zanosi się na jakieś nadzwyczajne szerokie uprawnienia głowy państwa, że zatem nie ma większego sensu czynić z jej wyboru spektaklu większego niż na to wybór ów zasługuje. Można było pójść np. śladem niemieckim, w którym wyboru prezydenta federalnego dokonuje bardzo szerokie gremium elektorów. Nota bene, także w krajach, w których prezydent nie jest jedynie tytularnie głową państwa, zdarza się, że jest wybierany w trybie wyborów pośrednich - i na odwrót, bywają sytuacje, gdy wybory powszechne wcale nie oznaczają automatycznie systemu prezydenckiego. Przegrałem i dzisiaj chyba nie ja jeden żałuję, że tak się stało. Mamy prezydenta z ograniczonymi uprawnieniami, za to co pięć lat odprawiamy wielkie manewry wyborcze, umożliwiając darmową promocję różnym egzotycznym kandydatom. Ci ostatni wprawdzie odpadali dotychczas w pierwszej (lub drugiej) turze, ale niedobry ślad po nich pozostaje przez lata i tylko diabeł z satysfakcją macha ogonem.
Kilkoro moich znajomych uczestniczyło w zeszłym tygodniu w wielkim wydarzeniu. Gazety trąbiły o nim zawczasu, zapowiadając, że będą się działy rzeczy niezwykłe, ale nazajutrz natychmiast odtrąbiły, donosząc, że tłum gapiów ustawionych przed Teatrem Wielkim znikał szybciej niż sam David Copperfield. Zawiedzeni dziennikarze narzekali, że na telebimie nic nie było widać, ponadto siąpił marcowy deszczyk, było zimno i w ogóle Miedziany jest do bani. Zupełnie inne reakcje i opowieści dobiegły ze środka naszej narodowej sceny. Podobno do dziś 13 osób porwanych przez amerykańskiego magika z krzeseł nie potrafi sobie i bliźnim wyjaśnić, jak się to stało, że nagle znaleźli się za kulisami, na stojąco i bez krzeseł. To się nazywa prawdziwa prestidigitacja.
Zafascynowała mnie za to inna zasłyszana opowieść, jak to artysta dał się przeciąć laserem na pół (w poziomie, na wysokości pasa). Podobno zaraz po przecięciu górna połowa wzniosła się lekko w górę, następnie rękoma objęła dolną połowę na wysokości bioder i ułożyła się poziomo, i wreszcie cała ta (ludzka?) konstrukcja ułożona w kształt litery T rytmicznym stepkrokiem zaczęła się wdzięcznie przemieszczać wzdłuż sceny. Już sam opis budzi dreszcze, można więc jednak wyobrazić sobie emocje przeżywane na żywo...
Nie można wykluczyć, że choć tłum stojący na zewnątrz nie wrócił do domu w pełni usatysfakcjonowany, to wybrańcy znajdujący się w środku dostali to, czego się spodziewali - a może nawet więcej. Ergo, nie można wykluczyć, że w ten sposób podsunięty nam został sposób na wyjście z prezydenckiej kwadratury koła. Jestem mianowicie gotów się założyć, że przynajmniej część potencjalnych kandydatów na prezydenta nie da się przekroić na pół i w ten sposób zaspokoić oczekiwań publiczności, i że choć inna część kandydatów dałaby się nawet przekroić na kilka kawałków, to im się to po prostu nie uda albo się okaże, że nie umieją stepować. W tej sytuacji eliminujemy z gry wszystkich nieudaczników i na placu pozostaje sam Wielki Mistrz, którego oczywiście osobiście wybieramy na prezydenta, oszczędzając na kosztach kampanii i gwarantując pełne zadowolenie każdemu, kogo Mistrz weźmie w swoje zręczne paluszki. Winien jestem na koniec drobne wyjaśnienie osobom, które mają kłopot z wymówieniem trudnego słowa prestidigitator. Wywodzi się ono - jak wiele trudnych słów - z włoskiego i łaciny, i oznacza kogoś, kto potrafi na tyle szybko (presto!) poruszać paluszkami (digitus!), że tą kuglarską sztuczką jest w stanie zrobić ludziom wodę z mózgu. Z tego wywodu niezbicie wypływa jedynie jeden wniosek: że trzeba kandydatom uważnie patrzeć na paluszki. Żeby nas nie dutknęli.
Więcej możesz przeczytać w 12/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.