Hit z kawałków

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rozmowa z PUFFEM DADDYM, gwiazdą amerykańskiego rapu
Roman Rogowiecki: - Pisząc nowe utwory, czuje się pan muzykiem czy raczej
architektem, który wznosi konstrukcję z gotowych elementów?

Puff Daddy: - Czuję się kompozytorem, choć właściwie pracuję tak, jak reżyser
filmowy. Moje piosenki to rodzaj filmów umieszczanych na płycie kompaktowej. Ja je 
reżyseruję i gram w nich główną rolę.
- Słuchając muzyki w radiu, potrafi się pan po prostu cieszyć melodią, czy też natychmiast analizuje pan jej przydatność do własnej kompozycji?
- W mojej pracy producenta muzyki potrzebne jest przeciętne osłuchanie z muzyką, takie, jakie mają moi odbiorcy. Kiedy słyszę piosenkę, która mi się podoba, idę do sklepu i kupuję płytę z tym nagraniem, nie czekam, aż ktoś mi ją przyśle. Jestem bowiem przekonany, że jednocześnie ten utwór wpadł w ucho wielu moim fanom. Dwa razy w tygodniu udaję się do sklepu muzycznego, by kupić nowe płyty. Po przygotowaniu nagrania własnej piosenki analizuję je i uważnie słucham opinii innych. Zbieram znajomych w jedno miejsce i obserwuję, jak reagują na utwór. Jeśli słuchając, kołyszą się rytmicznie i naturalnie, jest to dobry znak.
- Hip hop jest bardzo popularny na całym świecie i uznawany za muzykę
typowo amerykańską. Tymczasem roi się w nim od wpływów najrozmaitszych gatunków, często spoza amerykańskiego kręgu kulturowego.

- Słuchając muzyki, nie powinniśmy mieć jakichkolwiek uprzedzeń: narodowych, środowiskowych ani stylistycznych. Wtedy dopiero uświadamiamy sobie, jak bardzo polifoniczna jest współczesna muzyka. Lubię różne jej gatunki: jazz, soul, reagge, hip hop, rock, techno - i chętnie się w nich wypowiadam.
- W rapie słowo nigger (czarnuch) jest używane nagminnie - jako wyzwisko, skarga bądź obelga. Czy rap jest muzyką szczególnie powołaną do podejmowania problemów rasizmu i nietolerancji?
- Faktycznie, w rapie pełno jest "czarnuchów" i ich problemów. Nie radziłbym jednak przywiązywać nadmiernej wagi do poszczególnych słów, nawet jeśli są kluczowe. Radzę raczej wyczuć nastrój, w jakim takie słowo się pojawia. Jeżeli brzmi przyjaźnie, należy je odbierać pozytywnie. Jeśli zaś ktoś rapuje je z agresją w głosie, oznacza to, że bycie "czarnuchem" stwarza mu problemy. Pan nigdy nie powinien używać tego słowa. Gdyby mnie pan tak nazwał, na przykład w Harlemie, zostawiłbym tam pana.
- Czy może pan powiedzieć, że jako producent muzyczny byłby w stanie z kogoś przeciętnego zrobić gwiazdę?
- Tak, jeśli ten ktoś byłby uparty, miałby pasję i sam bardzo chciałby osiągnąć sukces.
Wówczas mogę z niego zrobić gwiazdę. Mam naturalną zdolność odróżniania tego, co w muzyce jest ciekawe, od tego, co brzmi źle. Pracując w studiu, kieruję się głównie intuicją.
- Zawsze jest pan modnie ubrany. Ze stroju uczynił pan ważną część własnego wizerunku scenicznego.
- Tak, bardzo lubię modne ubrania. Czuję się trochę projektantem mody, bo od początku kariery ubieram się według własnego pomysłu, sam wymyślałem swoje stroje. Teraz projektuję ubrania dla mojej firmy Sean & John, która jest największym nowym przedsiębiorstwem odzieżowym w Ameryce. Projektowałem też stroje dla innych wykonawców - to również jest dla mnie forma artystycznej wypowiedzi.
- Prasa przedstawia pana jako zapracowanego biznesmena i troskliwego ojca. To się trochę kłóci z potocznym wizerunkiem rapera.
- Mam dwóch synów - Justina i Christiana. Na co dzień w Nowym Jorku nie zachowuję się jak gwiazda rapu, nie ukrywam się przed ludźmi. Zabieram dzieci do parku, do zoo czy kina. Postępuję jak normalny ojciec, bo chcę, by moi synowie nie bujali w obłokach. Przy dzieciach nie jestem Puffem Daddym, gwiazdą rapu i znanym producentem.

Więcej możesz przeczytać w 3/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.

Rozmawiał: