List prezydenta

Dodano:   /  Zmieniono: 
W Polsce wciąż się odradza jak schodzący paznokieć stara struktura życia publicznego jeszcze z czasów dawnego PRL-owskiego porządku. Związek pracobiorców przeciwko partii ludzi władzy
1. Zrobiło się zamieszanie, bo Lech Wałęsa napisał list do Mariana Krzaklewskiego. Lewica już się cieszyła na myśl, że były prezydent będzie zaprzysięgać siebie i rząd przed prezydentem Kwaśniewskim, prawica zaczęła szaleć, że jakim prawem były prezydent nie siedzi cicho na swoim miejscu. Okazało się, że doszło do nieporozumienia. Tak jak ja nie napisałem do prezydenta Wałęsy listu namawiającego go do bycia premierem, tak i prezydent Wałęsa nie napisał do Mariana Krzaklewskiego listu, w którym oferował siebie jako premiera. Chyba że uznamy, iż tylko Wałęsa jest "człowiekiem o silnej osobowości", a słowa "stanowczy, z odpowiednim doświadczeniem i autorytetem w pracy publicznej" odnoszą się dziś w Polsce po stronie prawicy też jedynie do niego. W każdym razie Wałęsa ma święte prawo udziału w polityce uprawianej pod szyldem związku, który bez niego by nie istniał. Ja nie wdaję się w to, kto powinien być premierem, choć mam nadzieję, że w Polsce takie cechy ma więcej niż jeden człowiek. Może też i pan premier Buzek, sympatyczny człowiek. Jakikolwiek by był sympatyczny, ma jednak do czynienia z towarzystwem, którym być może w ogóle kierować nie sposób.

2. Z informacjami w ogóle trzeba uważać. Jakieś radio przyniosło wiadomość, że jeden z ministrów załatwił sobie poza prawem za jakieś tanie pieniądze stuhektarową działkę na wyspie Wolin. Przeczytałem to w "Rzeczpospolitej", ale na drugi dzień okazało się, że w skądinąd pouczającym raporcie NIK nic na ten temat nie ma. Wszystko nieprawda, jak z tymi listami, znowu ktoś coś przekręcił, choć jest dużo o rozmaitych nieprawidłowościach w działaniu Oddziału Terenowego Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa w Szczecinie pod kierownictwem byłego ministra rolnictwa, pana Janiszewskiego, a następnie pana Olecha.

3. Natomiast na pewno prawdą jest, co pisze były prezydent na temat stanu prawicy. "Sytuacja z dnia na dzień staje się trudniejsza, co odzwierciedlają sondaże. Przewaga SLD jest miażdżąca i coraz wyraźniej rysuje się widmo porażki już nie tylko w wyborach prezydenckich, ale i, co ważniejsze, w parlamentarnych... Trzeba wreszcie zmienić politykę tak zwanych parytetów w politykę zgodną z priorytetami państwa i oczekiwaniami wyborców". No właśnie, tylko czy to jest w ogóle możliwe.

4. Najbardziej istotne wydaje mi się jednak, że AWS nie ma własnej koncepcji dobra publicznego, tak jakby rzeczywiście dobrem tym było tylko jej trwanie przy władzy. Jakie są bowiem priorytety państwa i oczekiwania wyborców? Czy rzeczywiście tylko negować, nie dopuścić Aleksandra Kwaśniewskiego drugi raz do pałacu prezydenckiego, a SLD do rządu? To okazuje się mało i publiczność nie bardzo daje się takim pomysłem zaspokoić. Gdzie jest własny, oryginalny pomysł na nasze życie zbiorowe, gdzie są ludzie, którym profesjonalnej sprawności można nasze życie powierzyć?

5. Problem w dwuznacznej roli, jaką odgrywa "Solidarność" w trakcie procesu transformacji. Nie chodzi tylko o udział związku w sprawowaniu władzy. Związek jest rozdarty między dwie postawy: dążenie do obrony interesów pracowniczych i dążenie do zmiany całego otoczenia pracy. Każdy związek zawodowy miałby kłopoty ze sprawowaniem władzy, a przynajmniej z jej kształtowaniem, a co dopiero wtedy, gdy nawet interesy samych pracowników są sprzeczne. Związek jest za restrukturyzacją przemysłu, bo tego wymaga rozwój gospodarczy dający w przyszłości lepsze warunki życia, ale jednocześnie jest za możliwie stopniowym i bezbolesnym dokonywaniem zmian. Związek jest za osłabieniem wpływu związków na sprawy zakładu pracy, lecz jednocześnie wpływ ten wywiera, bo na tym opiera się jego istnienie społeczne. W efekcie tych ambiwalencji prestiż i siła związku maleją, pociąga to jednak za sobą zmniejszanie się wpływów prawicy. W Polsce bowiem wciąż się odradza jak schodzący paznokieć stara struktura życia publicznego jeszcze z czasów dawnego PRL-owskiego porządku. Związek pracobiorców przeciwko partii ludzi władzy. Ten pierwszy to prawica, ta druga to lewica. I tak jak przez dziesięć lat związek walczył przeciwko dominacji partii, tak po walnym zwycięstwie związku partia powróciła do władzy. Teraz znów rządzi związek, wygląda na to, że partia wróci do władzy. Tyle że postępująca przebudowa osłabia związek coraz bardziej, a żadna nowa prawica bynajmniej przy tej okazji nie wyrasta. Eksperyment ankietowy dowiódł niedawno, że partie prawicy praktycznie nie istnieją, nie mają szans wyborczych, na prawicy jest tylko to, co ma w nazwie "Solidarność". Ja wiem, że to wszystko jest bardziej skomplikowane, że na lewicy np. jest też związek zawodowy, ale przecież lewicy dziwnie łatwo udało się stworzyć nową partię i nikt nie potrzebuje szyldu OPZZ, żeby przodować w prognozach wyborczych. Ja wiem, że partia ludzi władzy to partia byłych ludzi władzy, ale jak się przyjrzeć, to jest to także związek zawodowy ludzi władzy. Kiedyś socjalizm, dzisiaj kapitalizm - ci ludzie gotowi są rządzić i oferują społeczeństwu swoje usługi. A na prawicy - jak to podsumowano w ankiecie, jaką AWS przeprowadziła wśród dziennikarzy - nieudolność, głupota, niekompetencja. Detyna, łacina i pierzyna, jak mówili w podobnym wypadku Kozacy. Związek jest lepszy w tym, do czego służy, a więc w stawianiu żądań. Związek rządzący nawet tylko za pośrednictwem AWS traci swe oblicze. Staje się niepotrzebny, bo do rządzenia ludzie wybiorą profesjonalistów. Program SLD, kiedy powstanie, będzie zapewne obiecywał też połączenie ognia z wodą, trochę opieki i trochę ryzyka, w sam raz na trzecią drogę, jaką Polska faktycznie wędruje już dziesięć lat. Tego przecież chce większość Polaków, któż byłby taki szalony, żeby iść całkowicie na ryzyko liberalne. Janusz Lewandowski strofował niedawno moich kolegów jako pięknoduchów i felietonistów, przeciwstawiając im realizm doświadczonego człowieka władzy. Sam jednak przy tym przyznał, że trzymanie się władzy wymaga stałych kompromisów i ustępstw, wobec których proklamowana przezeń teoria neoliberalna sama jest pięknoduchostwem i felietonistyką. Przeciwieństwo nie jest bowiem między teorią a praktyką, tylko między różnymi teoriami i różnymi rodzajami praktyki. Kto w swej doktrynie i praktyce zapomina o społeczeństwie, ten sam kończy zapomniany przez wyborców.




Więcej możesz przeczytać w 10/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.