Ciecierzyca na raka - czy leczenie raka ciecierzycą i pietruszką jest skuteczne?
Dziennikarka Marzena Sienkiewicz 10 lat temu usłyszała diagnozę: nowotwór szyjki macicy. „To było dla mnie jak wyrok. Ja miałam małą córkę, która chodziła wtedy do przedszkola, całe życie przed sobą. I zupełnie nie wiedziałam, co robić. Nawet nie przypuszczałam, że mogę być chora. Myślałam o tym, że jak nie zadziała normalna medycyna, to zwrócę się w stronę niekonwencjonalnej, bo dla mnie najważniejsze było to, żeby przeżyć. Całe szczęście normalna, konwencjonalna medycyna zdziałała cuda”.
Jednak nie każdy przypadek jest możliwy do wyleczenia, a wielu załamanych i wyczerpanych chemioterapią pacjentów szuka pomocy u innych źródeł. Zdesperowani chorzy trafiają w ręce oszustów, którzy przekonują, że tzw. medycyna alternatywna zdziała cuda, a przy tym za swoje „usługi” pobierają wysokie kwoty od naiwnych pacjentów. Dziennikarze TVP Info postanowili odwiedzić uzdrowicieli i przekonać się, jak rzeczywiście wygląda to „leczenie”.
W rozmowie z jedną z uzdrowicielek dziennikarka zasugerowała nowotwór w lewej piersi. Znachorka odpowiedziała, że jest on efektem problemów ze sobą oraz życiowych. Ku niedowierzaniu potencjalnej pacjentki dodała, że rak jest skutkiem problemów psychicznych. – Czy medycyna wyleczyła jakąkolwiek chorobę? Jeżeli lekarze nie mają już innego wyjścia, to jedynie musi organizm zacząć pracować, jedynie poprzez oczyszczanie toksyn z organizmu – przekonują inni.
4000 zł za kroplówki
Uzdrowiciel z Kłodzka przedstawiony jako Jan P. podaje: „Raz w tygodniu trzeba przyjechać na pół dnia, wtedy robimy akupunkturę, dajemy suplementy, dajemy kroplówki z magnezu, z witaminy C i właśnie posiedzenie w komorze normobarycznej. Koszt całości to jest około 4000 złotych”. Samozwańczy cudotwórcy korzystają z tego, że dla chorych koszty nie mają znaczenia. Zapłacą każdą cenę i chcą spróbować każdej, nawet najbardziej absurdalnie brzmiącej metody. – Takie metody dają nadzieję przede wszystkim: nadzieję w trudnym procesie, jakim jest leczenie onkologiczne - nadzieję na polepszenie tej sytuacji – mówi psycholog Zuzanna Podkowicz.
Glejak skutkiem obecności pasożytów w mózgu?
Dziennikarze sprawdzili jeszcze jedno miejsce, tym razem w Warszawie. Chcieli dowiedzieć się, w jaki sposób można wyleczyć jeden z najbardziej groźnych nowotworów mózgu. Uzdrowiciel podał, że glejak jest glejakiem, to są komórki stojące na straży bariery krew-mózg. To znaczy, że był jakiś patogen, pasożyt lub wirus, nadal patogen można to nazwać, który usiłował przedrzeć się do mózgu i został wychwycony przez komórkę glejową. U mnie wizyta kosztuje 250 złotych i to jest godzina czasu, a potem musicie wejść i zakupić sobie wszystkie niezbędne preparaty.
Rozmowę z uzdrowicielem dziennikarze odtworzyli drowi n. med. Jarosławowi Bilińskiemu, lekarzowi hematoonkologowi z Naczelnej Izby Lekarskiej. Zdaniem autorów materiału był wyraźnie zaskoczony nowymi medycznymi teoriami. - Używają takich skomplikowanych słów po to, żeby wytworzyć aurę jakiegoś wielkiego znawstwa. Tutaj słyszymy, że pasożyt może powodować glejaka. Nie znam dowodów naukowych na to, żeby pasożyt zagnieżdżający się w mózgu powodował glejaka – powiedział dr Biliński. -Taka osoba mówi pacjentowi: „to spowodował pasożyt, ja ci dam lekarstwo w postaci witaminy C i trutki na pasożyta i wyleczę ci raka. Taki pacjent dostaje wiadomość w postaci bardzo prostej: wiem, co się stało, wiem, jak to wyleczyć, pomogę ci, będzie dobrze. Pacjent w pewnym momencie ulega – dodał specjalista.
Geny? To „temat zastępczy”
Uzdrowiciel z Warszawy kontynuuje, że nie ma nic takiego jak geny, nawet gdyby pani to lekarz powiedział, to jest temat zastępczy, ponieważ jego to zwalnia z dalszego tłumaczenia. W innym gabinecie dziennikarze usłyszeli o innowacyjnej, dotąd nieznanej w tradycyjnej medycynie metodzie „leczenia raka na odległość". – Mogę podać pani telefon do osoby, która na odległość wspomaga. Potem wyślecie mu jakieś pieniądze. – Ale na odległość w jaki sposób? – To jest pan, który się zajmuje radiestezją. Pan po prostu bierze i oczyszcza organizm, i to robi przez narzędzia, czyli przez wahadełko.
O metodzie na odległość opowiedział także Władysław W., bioenergoterapeuta. - Ja na odległość zdejmuję tę chorobę z ciała, że na ciele jest ta choroba i wewnątrz, muszę to wyjąć i spalić. Będziecie mieli, to wyślecie 100 złotych i więcej nie trzeba – stwierdził.
Okłady z moczu i zgniły nos
Dr Biliński opowiedział o przypadku, który zakończył się odpadnięciem nosa po leczeniu metodami alternatywnymi. - Taką pacjentkę też miałem, której odpadł dosłownie nos, wygniła jej dziura w miejscu, w którym normalnie człowiek ma nos, ponieważ trzy lata stosowała babkę lancetowatą i okłady z moczu – mówił. - Te osoby mogą wierzyć w skuteczność swoich metod, bo przecież w jakiś sposób są w stanie je wytłumaczyć, przekonać innych ludzi do tego. Nie przekonasz ludzi, jeśli w coś nie wierzysz – komentowała psycholog Zuzanna Podkowicz.
Do tematu leczenia raka pietruszką odniósł się również Tomasz Osuchowski, prezes Fundacji Spełnionych Marzeń, która od kilkunastu lat działa na rzecz dzieci i młodzieży chorej na nowotwory. - Nie ma udokumentowanych badań, że ciecierzyca, pietruszka i Bóg wie, co jeszcze, sprawi, że jesteśmy czy będziemy zdrowi – podkreślił.
Biliński: „To na pewno szkodzi”
- Terapie, które zupełnie nie mają śladów w piśmiennictwie naukowym nie mogą być polecane, bo wtedy lekarz nie leczy zgodnie z najnowszą wiedzą medyczną, tylko z jakimiś gusłami, wierzeniami, pomysłami, różnego rodzaju zabobonami - a nie medycyną opartą na faktach. I to szkodzi, to na pewno szkodzi - dodał dr Tomasz Biliński.
Najdotkliwiej przekonali się o tym rodzice półrocznej Magdy z Brzeznej spod Nowego Sącza. Dziecko po leczeniu u szamana zmarło. Przez dłuższy czas sprawą żyły media.