Ekspertka radzi: Nie mów umierającemu, że wszystko będzie dobrze. Lepiej powiedz, że się boisz
Aleksandra Zalewska-Stankiewicz, „Wprost”: Dlaczego potrzebujemy otrzeć się o śmierć, aby zacząć żyć pełnią życia? Przecież to paradoks.
Marta Banout*: W przypadku niektórych osób na pewno tak jest. Ale oczywiście to nie jest reguła. Kryzysy związane z diagnozą choroby, poważnym wypadkiem czy byciem „o włos” od śmierci mogą też wzbudzić duży lęk czy być jedną z przyczyn rozwoju depresji. Wiele zależy nie od samego stresora, ale od tego, co dana osoba myśli o swoich przeżyciach, jak je rozumie, jak ocenia bieżącą sytuację.
Na pewno ważna jest też ogólna sytuacja życiowa, w której zaskakuje nas kryzys, np. to, czy mamy bezpieczne, wspierające relacje, jak wygląda nasza sytuacja ekonomiczna, czy jesteśmy za kogoś bezpośrednio odpowiedzialni. Jest też grupa ludzi, dla których myśl o śmierci jest motywatorem do podjęcia radykalnych zmian, spełniania marzeń albo po prostu mówienia wprost, czego chcą, na co się nie zgadzają i czego oczekują. Świadomość bliskości śmierci lub jej ryzyka daje pewnego rodzaju wolność – ludzie różnie z niej korzystają.
Mimo rozwoju medycyny, chorobą, której śmiertelnie się boimy, jest nowotwór. Pewnie jako osoba pracująca z pacjentami onkologicznymi często była pani świadkiem rozważań na temat życia i śmierci. Jest coś charakterystycznego dla tej grupy pacjentów?