Karolina Kownacka: Nałóg to nie kwestia wyglądu, statusu czy miejsca zamieszkania – tylko relacji, jaką się ma z daną substancją czy zachowaniem.
Jak walczyć z mechanizmem wyparcia opartym na społecznych mitach o „prawdziwym nałogowcu”? Dlaczego porównywanie się do stereotypowego „żula z dworca” tak skutecznie blokuje uznanie własnego uzależnienia?
Wyparcie to jeden z głównych mechanizmów obronnych w wypadku uzależnienia. A porównywanie się do stereotypowego „żula z dworca” to sposób, by udowodnić sobie, że „jeszcze nie jestem na dnie”. Problem w tym, że takie myślenie kompletnie wypacza obraz uzależnienia. Nałóg to nie kwestia wyglądu, statusu czy miejsca zamieszkania – tylko relacji, jaką się ma z daną substancją czy zachowaniem.
Dopóki wyobrażamy sobie uzależnionego wyłącznie jako kogoś brudnego, agresywnego i bezdomnego, to osoby „normalnie funkcjonujące” – z rodziną, pracą, pasjami – nie będą w stanie utożsamić się z problemem, nawet jeśli codziennie piją, biorą narkotyki, grają czy uciekają w kompulsywne mechanizmy. Dlatego walka z wyparciem zaczyna się od edukacji i intensywnej pracy w kierunku rozbrojenia mechanizmów systemu iluzji i zaprzeczeń. Trzeba odczarować obraz uzależnienia jako „czarnej dziury na samym końcu”. W rzeczywistości to proces, który może się rozwijać po cichu, latami, bez spektakularnych upadków – aż w końcu odbiera wolność.
W książce pisze Pani o „drinkowaniu” jako symbolu rytuału i nagrody. Jak często za tym rytuałem kryje się emocjonalna samotność?
Częściej, niż chcemy to przyznać. Bardzo często osoby, które piją „symbolicznie”, robią to nie tylko z potrzeby spożycia alkoholu, ale też z potrzeby rytuału, który ma przynieść ulgę, poczucie bezpieczeństwa, wyciszenie. Zaczyna on pełnić funkcję bliskiej relacji – komfortowej przestrzeni po ciężkim dniu. W praktyce terapeutycznej widzę, że wiele osób sięga po kieliszek nie tylko w głodzie fizycznym, ale również w głodzie kontaktu emocjonalnego; z potrzeby rozluźnienia się po całym dniu pełnym presji, udawania, grzeczności. Tylko że ten kontakt jest iluzją. Im mocniej człowiek osiada w tym rytuale, tym bardziej oddala się od autentycznych relacji – z bliskimi, z samym sobą, ze światem. Alkohol przestaje być napojem – staje się milczącym towarzyszem emocjonalnej samotności.
Proszę pokrótce wyjaśnić, czym jest koncepcja „rozproszonego ja”. Jak osoba uzależniona może krok po kroku odbudowywać spójny obraz siebie?
„Rozproszone ja” to stan, w którym człowiek traci spójność tożsamości. Żyje tak długo w mechanizmach przetrwania, kontroli, nałogu, że nie wie już, co naprawdę czuje, czego potrzebuje i kim jest. Uzależnienie rozbija obraz siebie na kawałki. Dzieli człowieka na wersje: na pokaz, do funkcjonowania, wersję poczucia mocy i tę ukrytą – pełną lęku, wstydu, niskiego poczucia własnej wartości i samotności. Odbudowa siebie to nie szybka zmiana. To proces: zatrzymania się – powiedzenia „nie wiem, kim jestem, ale chcę to sprawdzić”; zadania sobie pytań, których się unikało latami: „Czego chcę?”, „Co mi służy?”, „Co mnie rani?”; powrotu do ciała i emocji – bo one są drogą powrotną do autentyczności; konfrontacji z mechanizmami obronnymi. Odbudować spójność to zacząć żyć według siebie naprawdę, bez nałogu zacierającego rzeczywistość.
Wiele osób żyje latami w fazie zaprzeczania, tłumacząc, że „wszyscy tak piją” lub „ja tylko w weekendy”. Co jest najmocniejszym sygnałem, że czas przestać się okłamywać?
Zaprzeczanie to bardzo skuteczna strategia przetrwania w iluzji stworzonej przez uzależnienia. Jeśli przyznam, że mam problem, muszę coś z tym zrobić. A jeśli się okłamuję, wciąż mogę udawać, że kontroluję sytuację. Frazy typu „wszyscy tak piją” to próba wpisania swojego zachowania w normalność społeczną – by nie poczuć lęku, że coś się wymyka spod kontroli. Najmocniejszym sygnałem, że czas przestać się oszukiwać, jest wewnętrzne rozdarcie: wiemy, że nas to niszczy, ale nadal to robimy. I zaczynamy się tego wstydzić, nawet jeśli nikt jeszcze nie widzi. Czasem to moment, w którym dziecko patrzy na nas inaczej. Albo ktoś bliski mówi: „Już cię nie poznaję”. Albo patrzymy w lustro i czujemy, że coś pękło. To są momenty prawdy – tylko trzeba mieć odwagę je usłyszeć.
Przekonuje Pani, że „mechanizmy uzależnienia są często silniejsze niż dobre intencje”. Jak rozpoznać, że intencje przegrały z mechanizmami? Kiedy uzależnieni pękają i przyznają, że mają problem?
Intencje mówią: „Nie zrobię tego więcej”, a mechanizmy uzależnienia odpowiadają: „Zrób to, przecież to tylko raz”. Ten moment, kiedy człowiek ma dobre chęci, ale nadal sięga po substancję, mimo bólu i konsekwencji, to znak, że mechanizmy przejęły stery. To tak, jakby był pasażerem we własnym życiu. Ludzie najczęściej „pękają” w dwóch momentach: gdy stracą coś ważnego – zdrowie, dziecko, relację, pracę, wizerunek – albo gdy doświadczą tak głębokiego wstydu, że nie są już w stanie dalej żyć w rozdwojeniu. Jednak najpiękniejsze historie, z jakimi spotykam się w trakcie terapii, to te, w których ktoś pęka nie dlatego, że wszystko się zawaliło, tylko dlatego, że się zmęczył życiem na pół gwizdka.
W jaki sposób nałogi przejmują kontrolę nad codziennością ludzi sukcesu? Czy osoby na wysokich stanowiskach są bardziej odporne, czy bardziej uwięzione?
Nałogi ludzi sukcesu są często bardziej „wyrafinowane” – celowo mówię to z przekąsem. W książce Wolni od uzależnienia podkreślam, że wysoko funkcjonujący alkoholicy nie różnią się uzależnieniem, objawami i konsekwencjami od przeciętnego człowieka. Nie chodzi bowiem o ilość, tylko o funkcję, jaką pełni substancja uzależniająca. U osób z dużą odpowiedzialnością i presją to może być forma ucieczki, kontroli emocji, „wyłącznika”. Ci ludzie mają często więcej środków, by ukryć problem – i więcej do stracenia, gdyby ktoś się dowiedział. Dlatego są bardziej uwięzieni: we własnym perfekcjonizmie, wizerunku, w oczekiwaniach otoczenia. I choć z zewnątrz wszystko wygląda świetnie, wewnątrz mogą się czuć kompletnie samotni, przemęczeni i zależni od mechanizmów, których nie potrafią zatrzymać. Ich sukces to często zbroja, pod którą jest bardzo kruche „ja”.
Czy to problem, czy już uzależnienie? Jakie trzy pytania można sobie zadać, by to stwierdzić?
Czy potrafię przestać – naprawdę, kiedy postanowię – i trzymać się tej decyzji? Czy moje picie, branie albo zachowanie rani mnie lub bliskich, nawet jeśli „wszystko wygląda OK”? Czy próbuję się usprawiedliwiać i potrzebuję wymówek, by dalej to robić? Jeśli pojawia się racjonalizowanie, wyparcie i wewnętrzny niepokój – to znak, że granica została przekroczona.
Jak pomóc osobom współuzależnionym, które milczą z lęku przed społecznym napiętnowaniem? Jak z nimi rozmawiać, by nie czuły się oceniane?
Przede wszystkim: z pełną akceptacją emocji tych osób, nawet jeśli ich decyzje nas bolą. Osoby współuzależnione często żyją w lęku, że nikt ich nie zrozumie. Przecież „same się na to godzą”. Tymczasem to bzdura – nikt nie wybiera przemocy, chaosu i niepokoju z własnej woli. To efekt uzależnienia emocjonalnego, braku granic, niskiego poczucia własnej wartości. Najważniejsze to być blisko i nie oceniać. Zadawać pytania, które otwierają, a nie zamykają: „Co jest dla ciebie najtrudniejsze?”, „Czego się boisz, gdybyś to zakończyła?”, „Czego teraz najbardziej potrzebujesz?”. Czasem obecność bez słów, bez naprawiania jest najlepszym wsparciem.
Co może być najważniejszym, pierwszym krokiem, gdy człowiek czuje się kompletnie zagubiony, ale chce wyjść z nałogu?
Najważniejszym i zarazem najtrudniejszym krokiem jest powiedzenie sobie prawdy. Bez racjonalizowania, bez zmiękczania, bez „jeszcze tylko do końca miesiąca”. Po prostu: mam problem, nie panuję nad tym, nie chcę tak dłużej żyć. To nie musi być heroiczna decyzja o odwyku. Czasem może to być jeden telefon, jedna rozmowa, jeden dzień bez wchodzenia w stary schemat. Właśnie ten moment prawdy zaczyna zmianę. I nie trzeba być gotowym na wszystko. Wystarczy być gotowym na kolejny krok. Być może pierwszym, otwierającym krokiem dla wielu osób będzie moja książka, która pomoże skonfrontować się z rzeczywistością i problemem – przynajmniej takie przyjęłam założenie, a informacje zwrotne od czytelników tylko to potwierdzają.
Link do książki: