Psychika w koronakryzysie: Mamy nowe rodzaje zaburzeń

Psychika w koronakryzysie: Mamy nowe rodzaje zaburzeń

Mężczyzna patrzący przez okno
Mężczyzna patrzący przez okno Źródło: Unsplash / Ethan Sykes
Mam pacjentów, którzy są dobrze sytuowani, mają zabezpieczenie, jednak boją się załamania rzeczywistości. Różnica między dotychczasowym obrazem świata, a tym nowym jest dla nich katastrofą. Jak wspomóc psychikę w koronakryzysie – mówi dr n. med. Sławomir Murawiec, psychiatra.

Początkowo wydawało się, że  potrwa miesiąc, dwa; teraz słyszymy, że ograniczenia mogą przeciągnąć się do roku, dwóch, nawet dłużej. Wiele osób nie może uwierzyć w taki scenariusz. Czy nasza psychika potrafi przystosować się do stanu permanentnego kryzysu?

Musi. To jest ta wielka siła ludzi: zdolność do zmian, przystosowania się do zmieniających warunków, zaadoptowania nawet w ekstremalnych sytuacjach. W tej nowej rzeczywistości także musimy nauczyć się żyć. I tu od razu dochodzimy do kluczowego zagadnienia, czyli tego, na jakich zasadach działa ludzki mózg. Mózg musi poradzić sobie z dwoma wyzwaniami. Pierwsze z nich to optymalne działanie w sytuacji przewidywanej, rutynowej, by funkcjonować bez specjalnego wysiłku, gdy możemy przewidzieć każdy następny krok: tak jak to było przed epidemią koronawirusa, gdy rzeczywistość była bardziej oswojona dla naszych umysłów. Drugie wyzwanie dla mózgu to sytuacje, kiedy przewidywania nagle stają się kompletnie nietrafione i niemożliwe do prognozowania.

Czy psychika poradzi sobie ze stanem permanentnego kryzysu?

Generalnie tak, natomiast w przypadku każdego z nas pytanie jest już bardziej osobiste, na ile każdy z nas będzie potrafił uruchomić pewien nowy tryb pracy mózgu na czas kryzysu; na ile nowy model rzeczywistości, który wytworzę w swoim umyśle, pozwoli mi się w niej odnaleźć i przetrwać. Większość osób w tej chwili nosi maseczki, przestrzega zaleceń. Ze zdziwieniem i wysiłkiem, ale wytwarzamy nowy model postępowania.

Możemy nosić maseczki, ograniczać wychodzenie z domu. Co dzieje się z naszą psychiką, gdy nie wiemy, kiedy koniec tej sytuacji?

Bliska jest mi teoria Karla Fristona mózgu jako pewnej „maszyny” do przewidywania. Pozwala mi rozumieć, co się dzieje, chociaż oczywiście nie odpowiada na pytanie o skutki epidemii. Według Fristona nasz mózg i świadomość tworzą pewne modele rzeczywistości i odpowiadających tej rzeczywistości zachowań. Gdy mam model dnia, model pracy, podróżowania, to większość rzeczy wykonuję automatycznie, trochę jak na autopilocie. To tak, jak prowadzenie samochodu dobrze znaną trasą do pracy: czasami nie pamiętamy, jak przejechaliśmy trasę, „budzimy się” już po dojechaniu. Mark Solms dodaje do tego, o czym mówię, rewolucyjna tezę. Nam się wydaje, że mózg jest po to, abyśmy byli świadomi siebie i tego co robimy. Ale właściwie niby po co? Jeśli wszystko ma odbywać się najmniejszym wysiłkiem, to optymalne jest stworzenie w umyśle pewnych modeli tego, jak wygląda świat i działanie w tym przewidywalnym obrazie, jaki mamy w głowach.

I teraz nagle to się skończyło. Jest pierwszy moment szoku i niedowierzania: chcemy zatrzymać stary model świata, w jakim funkcjonowaliśmy. Wiele osób mówi: „To nie dzieje się naprawdę”, „Czuję, jakby to był sen”. Nowy model rzeczywistości nie tworzy się od razu. Popatrzmy zresztą, przekaz początkowo nam dawkowano, mówiąc, że dawna rzeczywistość wróci: za dwa tygodnie, za miesiąc. Gdy pierwszy szok się skończył, okazało się, że niekoniecznie wróci to, co było. Dla naszego mózgu stan, w którym nic nie wiadomo, jest nie do zniesienia. Podobna sytuacja jest tuż po przejściu huraganu, gdy ludzie mają pretensję, że nikt ich nie mówi, co będzie dalej. Chwilę po huraganie jeszcze wielu rzeczy nie wiadomo, ale każdy chciałby już mieć informacje pozwalające na tworzenie w umyśle informacji na temat sposobów postepowania, aby  i szok wzbudzony katastrofą.

Tyle, że huragan jest jednak przewidywany czasowo, obecna sytuacja związana z kożronawirusem już nie.
Właśnie. Sam huragan tak, ale precyzyjna skala zniszczeń konkretnego domu nie. Meteorolodzy mają dobry model przewidywania huraganów jako zjawisk, a ludzie nieprecyzyjny model przewidywania, w jaki sposób ich to dotknie indywidualnie: które drzewo przewróci, który dom zawali. Taki huragan, tak jak teraz , weryfikuje obraz rzeczywistości. W przypadku huraganu można wyjechać w bezpieczny rejon, dziś nie ma takiego bezpiecznego miejsca na świecie, a epidemia wpływa na wszystkie dziedziny życia. Potrzebą mózgu w takiej sytuacji jest poszukiwanie modeli, które pozwolą mu „nawigować” w niepewnej i zmieniającej się sytuacji. Gdyby nowa sytuacja miałaby trwać dwa tygodnie, mózg wytworzyłby model: „Po dwóch tygodniach wrócę do poprzedniego życia, muszę tylko przeczekać”. Jeśli czas jest nieprzewidywalny, mózg zużywa ogromną ilość energii, żeby próbować wytworzyć jakieś modele z tych niejasnych danych, które do niego docierają. I to jest olbrzymi wysiłek. Myślę, że po części dlatego czujemy się wszyscy zmęczeni. Nasze głowy pracują na pełnych obrotach.

To sytuacja podobna do wojny: też nieprzewidywalna, jeśli chodzi o rozwój i zakończenie.

Wydaje się, że tak. Nawet nomenklatura wojenna cały czas jest obecna: idziemy na wojnę z koronawirusem, są samoloty, które przywożą maseczki i sprzęt - podobnie jak zrzuty alianckie.
Przed epidemią osoba w maseczce na twarzy budziła zdziwienie. Friston nazywa to „błędem przewidywania”. Spodziewaliśmy się wtedy, że wszyscy chodzą z odsłoniętymi twarzami i zwracaliśmy uwagę na osoby w maseczkach. Teraz odwrotnie. „Błędem przewidywania” jest osoba bez maseczki. Nie zwracamy uwagi na osoby w maseczkach, wytworzyliśmy nowy obraz rzeczywistości. Jak idę na zakupy, to ludzie są w maseczkach, wykrywam więc tylko tych, którzy nie są, bo nie pasuje mi to do nowego obrazu, który mój mózg opracował i obecnie go się trzyma.

Dużo osób przed epidemią miało depresję, zaburzenia lękowe. Teraz to się nasila? Więcej osób ma problemy?

Stan zdrowia osób, które wcześniej się leczyły, często się pogarsza, muszą przyjmować . Jednak nie u wszystkich nastąpiło takie pogorszenie: niektóre osoby, które już miały podobne doświadczenia kryzysowe, rozumieją, co się z nimi dzieje i wiedzą, jak się zachować. Największe problemy zdarzają się u osób, które do tej pory dobrze sobie radziły, nie miały problemów z psychiką, często były osobami sukcesu.

To paradoks?

Te osoby miały taki obraz siebie: prowadzę firmę, jestem osobą sukcesu, wiele, albo nawet wszystko mi się udaje. Tymczasem rzeczywistość zewnętrzna bardzo się zmieniła. Ktoś, kto był właścicielem hotelu, mógł wcześniej zastanawiać się, tworzyć przewidywania, czy w tym roku przyjedzie do niego więcej czy mniej osób, ale nie wyobrażał sobie, że może nikt nie przyjechać. Do tego dochodzi załamanie wewnętrzne: obraz siebie dramatycznie się zmienia – „nigdy taki nie byłem, nigdy tak się nie czułem”. Jeśli dojdzie do jednoczesnego załamania świata i obrazu siebie, może pojawić się chęć targnięcia się na życie. Te osoby mogą błędnie uznać, że jest to jedyne rozwiązanie.
Trzeba wytworzyć nowy obraz siebie i sytuacji, gdy dotychczasowy z przyczyn niezależnych od nas się nie sprawdza. I działać inaczej, przebranżowić się, zmienić coś.

W trudnej sytuacji są też osoby przewlekle chore, z grup zagrożonych: chorzy na serce, raka. Część z nich obawia się w ogóle wyjścia z domu.

To prawda, uważają, że ich ryzyko zachorowania jest większe, o siebie, rodzinę. Jednak ciekawe jest to, że również osoby nieobarczone chorobami, bardzo dobrze zabezpieczone finansowo, doznają dziś gwałtownego pogorszenia psychicznego stanu zdrowia. Gdy taki lęk dopada osobę chorą na cukrzycę, albo na chorobę serca, wydaje się zrozumiały. To się mieści i w moim modelu myślenia, i w modelu pacjentów. Widzimy, że jest czynnik ryzyka, większe zagrożenie, należy się dokładniej chronić. Mam jednak pacjentów, którzy są dobrze sytuowani, nie stracili pracy, mają zabezpieczenie. Boją się jednak załamania całej rzeczywistości. Różnica między dotychczasowym obrazem świata, a tym nowym jest dla nich jak katastrofa. Niektórzy mają tragiczne wizje kryzysu: ludzi na ulicach rabujących sklepy. To się nie dzieje, jednak taki obraz w ich mózgu już powstał i wpływa na ich emocje i zachowanie.
Większość z nas obawia się, że może stracić pracę, mieć obniżone zarobki. Prowadzi to do stresu,bezsennościmyślenia, że tak może się stać, nawet jeśli jeszcze nie nastąpiło. Gdy utrata pracy nastąpiła, wymiar przeżywania stresu powoduje dalsze nasilenie się objawów.

Jak dać sobie radę w tej sytuacji?

Warto utrzymywać te elementy poprzedniej rzeczywistości, które są możliwe do utrzymania: jeśli pozostajemy w domu, to starać się zachowywać rytuały dnia, prowadzić w miarę regularny tryb życia, utrzymywać kontakty ze znajomymi, choćby telefoniczne, internetowe, nie izolować się. Ważna jest aktywność fizyczna, dobre odżywianie, sen.

Coraz więcej osób skarży się na bezsenność.

Konieczne jest leczenie: początkowo interwencja behawioralna, czyli dbanie o rytm dnia, unikanie czytania wieczorem stresujących wiadomości, próba wyciszenia. Jeśli to się nie udaje, niezbędne jest przyjmowanie leków. Sen jest potrzebny mózgowi do normalnego funkcjonowania. Zgodnie z teorią Fristona, w nocy następuje „czyszczenie” mózgu z nadmiaru informacji, które dochodzą do nas w ciągu dnia. Jeśli ten proces ma miejsce, budzimy się ze „świeżą głowa, z jasnym umysłem”. Sen jest niesłychanie ważny, aby móc rozwiązywać problemy. Dlatego mamy popularne powiedzenie i radę, aby przespać się z problemem” przed podjęciem decyzji. W nocy mózg pracuje i dokonuje przeglądu możliwych sposobów rozwiązania problemów. Czasami wybiera ten właściwy, najbardziej optymalny.

Więcej osób zgłasza się dziś po pomoc do psychiatrów?

Trudno to ocenić. Na pewno więcej osób wymaga pomocy, jednak jest problem z dostępnością. Dodatkowo osoby, które straciły pracę, mogą mieć problemy finansowe, a nie zawsze dostępna jest pomoc psychiatryczna w ramach NFZ. Obecnie również psychiatrzy i psychoterapeuci stają wobec nowych wyzwań, nowego rodzaju zaburzeń psychicznych, kumulowania się zaburzeń depresyjnych i lękowych. Będą one wymagały nowych sposobów diagnozowania, reagowania i leczenia. Dotychczasowe nasze modele postępowania mogą być nieadekwatne do zmieniającej się rzeczywistości. Musieliśmy się szybko przestawić na wizyty on-line.

Czy epidemia koronawiurusa coś w nas zmieni? Przestaniemy gonić tylko za sukcesem, co było jedną z przyczyn depresji, zaburzeń lękowych?

A jaki mieliśmy model świata w głowach, z naszej europejskiej perspektywy? Żyliśmy w przekonaniu o bezpieczeństwie, uważając, że kataklizmy dotykają innych, ale nie nas: ebola była w Afryce, SARS w Azji, my w Europie czuliśmy się nietykalni. To poczucie bezpieczeństwa nieco się zmieniło przez falę imigracji. Obecna sytuacja uświadamia, że nie jesteśmy niezniszczalni. To jest zbiorowy „błąd przewidywania” który musimy przerobić. To zmienia nasz obraz świata jako przewidywalnego i określonego. A czy staniemy się bardziej altruistyczni? Trudno ocenić. W sytuacjach kryzysu są osoby, które starają się pomóc innym. Jeśli jednak w tych trudnych czasach umiemy sobie powiedzieć: „Noszę maseczkę, bo dbam o rodzinę, o innych”, „Zbieram pieniądze na sprzęt medyczny dla lekarzy”, to z tego możemy wyjść psychicznie wzmocnieni.

Fotografuje Pan ptaki, i czasem ich zdjęcia wrzuca na FB. Ich obserwowanie pomaga w czasach kryzysu?

Dla wielu osób to, że ptaki - jak zawsze - przylatują, budują gniazda, ma działanie stabilizujące psychicznie: co prawda jest kryzys, ale mamy coś stałego, np. przyrodę. Potrzebujemy tego, żeby chociaż część rzeczywistości była przewidywalna, to nas uspokaja. Niestety, to też jest mylące, ze względu na zmiany klimatyczne. Jednak nasz mózg potrzebuje czegoś, co daje poczucie stałości. Część osób, obserwując przyrodę, widzi tę stałość. Jest to też próba uwolnienia się z tej sytuacji, ponieważ ptaki kojarzą się z wolnością, brakiem granic. Mamy restrykcje; ptaki są wolne.

Już przed epidemią mówiono o wprowadzeniu interwencji opartych o kontakt z naturą do arsenału działań w psychiatrii i psychoterapii. Kontakt z naturą działa przeciwlękowo, przeciwdepresyjnie, poprawia pamięć i uwagę; oczywiście, jeśli ta natura przetrwa, mimo zmian klimatu. Ale nasze, psychiatryczne sposoby postępowania też będą musiały się zmieniać i dostosowywać do nowych wyzwań. Dla mnie wyrazem tych zmian jest powstanie miesiąc temu Komisji Psychiatrii Klimatycznej Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego. Kiedy zmienia się rzeczywistość, wszyscy, także psychiatrzy, stajemy przed wyzwaniami, jakie nowe modele jej rozumienia i odpowiedniego postępowania wytworzyć w naszych głowach.

Dr n. med. Sławomir Murawiec jest specjalistą psychiatrii i psychoterapeutą, członkiem ZG Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego.