Jak zrobić święta i nie paść ze zmęczenia? Psycholog: „Są osoby, które chcą czuć się udręczone”
Katarzyna Świerczyńska, „Wprost”: Jak zorganizować święta, żeby nie było tak, że siadamy do stołu niewyspani i wyczerpani przygotowaniami?
Elżbieta Ciuksza: Ostatnio widziałam artykuł o starszej pani, która po raz pierwszy odważyła się powiedzieć, że nie robi Wigilii i chce ją spędzić na własnych zasadach. To nie jest dobre, jeśli robimy wszystko sami i mamy poczucie, że zostaliśmy wykorzystani przez całą rodzinę, która po prostu przyszła na gotowe. I zwykle ta osoba, która wszystko robiła, jeszcze im nadskakuje i obsługuje wszystkich. I ona może mieć poczucie, że jest niedoceniana, że ten trud nie jest zauważany.
To jak sprawiedliwie podzielić obowiązki, żeby uniknąć sytuacji, że jedna osoba robi wszystko lub prawie wszystko?
Trzeba o tym rozmawiać. I jeśli jest to duże spotkanie, przepraszam za porównanie, ale podzielić się dokładnie tak, jak przy organizacji grilla w ogrodzie, gdzie ktoś przynosi kaszankę, ktoś inny robi szaszłyki, a inny organizuje pieczywo. Gospodarze spotkania wigilijnego i tak mają dużo pracy, bo przecież chcą jakoś przygotować dom, trzeba nakryć stół. Jeśli każdy z gości zadeklaruje, że przyniesie jakąś potrawę, o ile będzie łatwiej! To jedzenie jest też potem dobrym tematem rozmów, takim bezpiecznym tematem, kiedy możemy dzielić się przepisami, opowiedzieć o swoim daniu, próbować. Ale ja muszę też dodać, że są osoby, które po prostu chcą czuć się udręczone. Nie dopuszczają do pomocy nikogo, a potem za tę swoją mękę obwiniają innych. Dlatego warto uczyć się prosić o pomoc i uczyć się tę pomoc przyjmować.
Myślę sobie, że chyba coraz częściej rozumiemy, że nie wszystko musi być perfekcyjne, że na stole nie musi stać 12 potraw, że uczymy się odpuszczać.
I bardzo dobrze! Też to dostrzegam i to jest bardzo pozytywne. Odpuśćmy perfekcjonizm. Ludzka życzliwość pomoże nam przetrwać te święta. Przecież świąteczne spotkania, jeśli się na nie decydujemy, z założenia powinny być czymś przyjemnym. Ja ze swojego dzieciństwa pamiętam, że podczas świąt zawsze graliśmy w planszówki. Dla nas to zawsze był wspaniały czas, wracaliśmy do domów w znakomitych humorach. Zweryfikujmy też swoje oczekiwania. Oczekuj mniej, a jeśli dostaniesz nadwyżkę, będzie ci przyjemnie.
Jak zachęcić dzieci do pomocy przy przygotowaniach do świąt?
Jeśli przegapiliśmy moment, kiedy można było dzieci nauczyć, że to coś ważnego i przyjemnego, to nie oczekujmy, że nastolatek z ochotą pomoże w lepieniu pierogów. Owszem, czasem to się udaje, nie ma reguły, ale ja zawsze powtarzam, że nauka takich rzeczy rozpoczyna się już w wieku poniemowlęcym i przedszkolnym. Dzieci są wtedy najbardziej produktywne, chcą pomagać, coś robić. Możemy im wtedy mówić, to taka nasza tradycja. Potem taki 10-latek czy kilkunastolatek chętniej pomoże, bo przecież taka jest tradycja naszej rodziny. To będzie coś naturalnego. Te tradycje mogą być naprawdę różne. I nie zawsze związane tylko z porządkami i gotowaniem.
Wiele osób woli nie angażować dzieci dla świętego spokoju. Bo – nie oszukujmy się – i bałagan większy, jeśli mówimy o gotowaniu, i dłużej to wszystko trwa…
Dobrze pani powiedziała: dla świętego spokoju, bo nam się wiecznie spieszy. I jeszcze mama potrafi powiedzieć: wyjdź już z tej kuchni i mi nie przeszkadzaj, idź sobie coś obejrzeć w telewizji, zostaw to, ja zrobię szybciej. Trzeba tu trochę przewartościować pewne rzeczy. Co jest ważniejsze – perfekcyjne pierogi, czy jednak to, że robimy coś wspólnie, nawet jeśli nie jest to idealne i nawet jeśli nie zdążymy ze wszystkim? Ale to wspólne gotowanie pamiętamy potem do końca życia. Ja w ogóle uważam, że my za dużo wszystkiego szykujemy, za dużo jemy. Upatrujemy w tym jedzeniu jakiegoś substytutu szczęścia. A przecież to wspólne chwile z osobami, na których nam naprawdę zależy, są najważniejsze i warto o tym pamiętać.
A co, jeśli ktoś nie chce obchodzić świąt? Albo chce je spędzić po swojemu, niekoniecznie na rodzinnym spotkaniu. Jak odmówić babci czy cioci przyjścia na przyjęcie?
Po prostu: słuchaj, ja w tym roku nie przyjdę, bo chcę spędzić te święta w inny sposób, dziękuję za zaproszenie, ale mam już ten czas zajęty. Mamy do tego prawo i chyba coraz częściej sobie to prawo dajemy, dopuszczamy do siebie, że można inaczej i po swojemu. Po prostu trzeba być uczciwym wobec siebie: zastanowić się, czy ja chcę się spotkać z tą babcią, ciocią, z tymi wujkami? Czy rzeczywiście łączy mnie z nimi jakaś więź, oprócz samych więzów krwi? Bo jeśli nie odzywamy się do siebie cały rok, nie dzwonimy, nie rozmawiamy, to bliżsi nam będą przyjaciele, których traktujemy często jak rodzinę.
Ale zdarza się, że ktoś mimo wszystko idzie na rodzinną imprezę, bo nie chce robić innym przykrości.
Prawda jest taka, że jeśli kogoś lubimy, kochamy, szanujemy, to my nawet te 15 minut znajdziemy, żeby chociaż na chwilę wpaść i nikt nas do tego nie zmusza. Jeśli idziemy tylko z poczucia obowiązku, to zawsze się źle odbije na nas. Moja rada jest prosta: zadbajmy przede wszystkim o siebie i o tych, na których nam naprawdę zależy.