Wirusy odzwierzęce są niebezpieczne. Jak się przed nimi chronić?

Wirusy odzwierzęce są niebezpieczne. Jak się przed nimi chronić?

Dodano: 
Nietoperz, zdjęcie ilustracyjne
Nietoperz, zdjęcie ilustracyjne Źródło: Unsplash / rigel
Pandemia COVID-19 jest przypomnieniem o zagrożeniu, jakie wiąże się z wirusami odzwierzęcymi – zaznaczył w rozmowie z PAP dr hab. Piotr Rzymski z UM w Poznaniu. Dodał, że jednym z rozważanych przez naukowców rozwiązań minimalizującym zagrożenia są zmiany w produkcji żywności.

jest przypomnieniem o zagrożeniu, jakie wiąże się z wirusowymi zoonozami, czyli chorobami odzwierzęcymi. Ignorowaliśmy je za długo, dziś nikt nie może mieć wątpliwości, jakie mogą być tego skutki. Niektórzy uważają, że wirusy towarzyszyły nam od zarania dziejów i po prostu powinniśmy nauczyć się z nimi żyć. Owszem, ale nie można kłaść na jednej szali sposobu, w jaki funkcjonowała ludzkość tysiące, setki czy sto lat temu i tego, jak funkcjonuje współcześnie” – tłumaczył PAP ekspert w dziedzinie biologii medycznej i badań naukowych Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu dr hab. Piotr Rzymski.

Jak dodał, mamy obecnie do czynienia z postępującą globalizacją, z wewnątrz- i międzykontynentalnym przemieszczeniem się ludzi, które nie ma precedensu.

Ingerencja w środowisko a transmisja chorób

„Nasza populacja zwiększyła się od połowy XX wieku o 5 miliardów, a co za tym idzie zmusiła nas do jeszcze większej ingerencji w środowisko. Wkraczamy na tereny nowe, wcześniej nie zajmowane, co wpływa na nasz kontakt z dzikimi zwierzętami. Wycinamy cenne dla równowagi klimatycznej lasy takie jak Puszcza Amazońska, by uprawiać ziemię i produkować paszę dla zwierząt hodowanych w warunkach przemysłowych. Ich duża liczebność i stłoczenie również sprzyja transmisji patogenów, w tym wirusów. I choć koronawirus SARS-CoV-2 pochodzi od dzikich zwierząt, nie możemy o tym zapominać. Czy to oznacza, że powinniśmy uwsteczniać cywilizację? Nie. Powinniśmy jej rozwój tak ukierunkować, by ograniczać ryzyko rozmaitych zagrożeń” – wskazał.

Rzymski jest jednym ze współautorów pracy naukowej opublikowanej w ostatnich dniach w czasopiśmie „Nutrients”. Naukowcy, wśród których jest także m.in. prof. Paul Mozdziak, dr hab. Bartosz Kempisty oraz mgr Maurycy Jankowski, rozważają w publikacji rozwiązania, które mogłyby zminimalizować ryzyko transmisji wirusowej od zwierząt hodowlanych na człowieka.

Przejście na dietę roślinną

Jak tłumaczył Rzymski, „chociaż najprostszym rozwiązaniem byłoby po prostu globalne przejście na dietę roślinną, to w praktyce jest to utopią”. „Po pierwsze, większość ludzi nie chce zrezygnować z jedzenia mięsa, a ono z kolei odegrało istotną rolę w ewolucji człowieka. Mamy więc do niego bardzo duże powinowactwo. Proszę sobie wyobrazić, że nie jem go 10 lat, a gdy na wykładach pokazuję studentom animację smażącego się steka, to – czy tego chcę czy nie – wzmaga się wydzielanie śliny w mojej jamie ustnej. Taki widok powoduje w nas reakcje emocjonalne” – mówił.

Dodał, że mięso uznawane jest także w niektórych częściach świata za pewien atrybut dobrobytu. Jak wskazał, „jeden z największym wzrostów popytu na mięso obserwuje się w Indiach, w kraju, o którym zawsze mówiono, że jest stolicą wegetarianizmu – według niektórych źródeł 40 proc. populacji nie jadła mięsa. Kraj się rozwija, a ci którzy się bogacą chcą tego, co powszechne jest w krajach rozwiniętych, m.in. mięsa, zwłaszcza czerwonego. A to na domiar złego jest najbardziej rujnującym dla środowiska produktem spożywczym”.

Rzymski tłumaczył, że niektórzy z naukowców jako alternatywę proponują pozyskiwanie pożywienia z owadów.

„Faktycznie, łatwo je hodować i są pożywne. Czy są remedium na problemy wywoływane przez chów przemysłowy? W naszej opinii nie. Po pierwsze, różnice kulturowe powodują, że produkty, nawet przetworzone, pochodzenia owadziego mogą nie cieszyć się akceptacją konsumentów w krajach zachodnich. A w regionach, gdzie są jedzone, akceptowane, obserwuje się następujący trend: ci, których na to stać, jedzą mięso czerwone, a konsumentów owadów uważają za biedniejszą warstwę społeczną” – mówił.

Mięso z owadów

„Poza tym wprowadzenie produktów opartych o owady wymaga jednak wpierw określenia ich profilu bezpieczeństwa i stosowania szeregu dobrych praktyk przy hodowli, by uniknąć kumulacji zanieczyszczeń. Niektórzy uważają, że owady hodowlane nie mogą być źródłem niebezpiecznych dla człowieka wirusów, ale stopień poznania wirusów związanych z owadami jest wciąż niewystarczający. Wreszcie, proszę sobie wyobrazić, co mogłoby się stać, gdyby w wyniku jakiegoś nieprzewidywanego zdarzenia, np. huraganu, zniszczone zostały miejsca, gdzie hoduje się owady, a te w miliardowej liczebności wydostałyby się do środowiska naturalnego?” – dodał.

Rzymski zaznaczył, że biorąc pod uwagę m.in. wspomniane czynniki, najbardziej realną opcją, która byłaby dobrą alternatywą dla współczesnej produkcji mięsa, byłoby produkowanie go pozaustrojowo; z komórek pobranych biopsyjnie od zwierząt, a następnie odpowiednio hodowanych, różnicowanych i strukturyzowanych w tkanki.

„Brzmi jak science-fiction? Pierwszy tego typu produkt otrzymano w 2013 r., od tego czasu technologia znacząco się rozwinęła. W USA na ukończeniu są prace regulujące obrót tego typu mięsem, w Singapurze mięso drobiowe produkowane w taki sposób zostało dopuszczone na rynek, w Tel-Awiwie serwowane są w jednej z restauracji. Niedawno steki wołowe otrzymane pozaustrojowo degustował premier Izraela Benjamin Netanyahu, który zapowiedział, że jego kraj stanie się potęgą alternatywnego mięsa. Nie ma mowy o żadnym science-fiction, to już się dzieje” – podkreślił.

Korzystne skutki rezygnacji z mięsa

Dodał, że największą korzyścią z takiego rozwiązania jest przede wszystkim ograniczenie ryzyka zoonoz związanych z kontaktem ze zwierzętami dzikimi i hodowlanymi, a także ograniczenie emisji gazów cieplarnianych, zużycia wody, deforestacji, emisji pestycydów i używanych nawozów oraz eliminacja antybiotyków.

„Dodatkowo produkcja jest bardzo szybka – trwa kilka tygodni zamiast niekiedy kilku lat potrzebnych, by uzyskać odpowiednią tuszę zwierzęcia w hodowli. Nie ma ryzyka, że pojawi się jakiś nieprzewidywalny patogen, jak np. wirus afrykańskiego pomoru świń i spustoszy hodowle trzody chlewnej. Mamy więc korzyści zdrowotne, środowiskowe, a ponieważ przy produkcji nie cierpią zwierzęta, również etyczne. Oczywiście jest wiele wyzwań, które tego typu technologia produkcji musiała i wciąż musi pokonać, ale dzięki osiągnięciom nauki, doświadczeniom z zakresu hodowli komórkowej, inżynierii tkankowej i medycyny regeneracyjnej, aktualnie pytaniem nie jest +czy mięso tego typu pojawi się na rynku?+, ale +kiedy?+” – zaznaczył ekspert. (PAP)

autor: Anna Jowsa

Czytaj też:
Eksperci potwierdzają: Afrykańska odmiana koronawirusa jest bardziej zaraźliwa

Źródło: Nauka w Polsce PAP