Jego funkcje życiowe ustały zaledwie 90 minut po przeniesieniu do hospicjum i wyłączeniu sprzętu, który ułatwiał mu oddychanie. Decyzję o zakończeniu leczenia podjął samodzielnie (mimo sprzeciwu żony), bo nie miał już siły do tego, by dalej stawiać czoła koronawirusowi. Zakażenie SARS-CoV-2 potwierdzono u niego niemal na samym początku pandemii.
31.03.2020 r. przyjęto go na oddział intensywnej terapii Szpitala Uniwersyteckiego im. św. Jakuba w Leeds. Infekcja doprowadziła do poważnych uszkodzeń jego płuc oraz nerek (wymagał stałego dializowania), a także układu pokarmowego, przez co musiał być karmiony dożylnie.
Kim był Jason Kelk – najdłużej hospitalizowany z powodu COVID-19 pacjent?
49-letni Jason Kelk z zawodu był informatykiem i przed pandemią pracował w jednej z brytyjskich szkół podstawowych. W ciągu ostatniego miesiąca jego stan zdrowia gwałtownie się pogorszył. Jego wyniszczony zakażeniem organizm z coraz większym trudem reagował na leczenie. Mężczyzna przyznawał, że nie ma już siły do walki z chorobą. Dokuczały mu częste omdlenia i nie mógł samodzielnie funkcjonować.
Zmarł, bo nie chciał się dalej leczyć na COVID-19
Choć Jason Kelk początkowo zapowiadał, że chciałby umrzeć w domu, to w ciągu ostatnich dni był już za słaby, by można było go tam przetransportować. Zmarł w hospicjum, półtorej godziny po odłączeniu go od aparatury podtrzymującej życie. Osierocił 5 pasierbów i 8 wnucząt – w tym dwoje, których nie zdążył nawet poznać, bo urodziły się, kiedy ich dziadek przebywał w szpitalu.
Nie chciał już tak dale żyć – przyznała jego żona, Sue Kelk, która była przeciwna decyzji o zaprzestaniu dalszego leczenia męża. Jason Kelk zmarł trzymając za rękę ukochaną partnerkę w otoczeniu najbliższej rodziny m.in. siostry i matki oraz ojca.
Czytaj też:
W Polsce potwierdzono już 80 zakażeń wariantem DELTA. Lekarz wyjaśnia, kto może się zakazić