Szkoły są otwarte, nie wiadomo, na jak długo, niektóre się zamykają. Jak dzieci i młodzież radzą sobie psychicznie z tą sytuacją?
Zależy, jak radzą sobie dorośli, bo to od ich spokoju i postawy zależy kondycja dzieci i młodzieży. Nie zmienimy rzeczywistości, pandemia z nami jeszcze długo będzie. Każdy z nas może znaleźć się na kwarantannie, zachorować. Szkoła jest pewną formą normalności, wszyscy lepiej funkcjonujemy w tym, co jest powtarzalne, przewidywalne. Największy niepokój rodzi chaos.
Nie reagują na tę sytuację niepewności wzmożonym lękiem?
W mojej klinice jest pełne obłożenie, wszystkie łóżka są zajęte. Tak samo jednak było przed pandemią. Zdecydowanie mniejsze obłożenie miejsc w klinice było w okresie lockdownu i podobnie, gdy był strajk nauczycieli i nie było lekcji w szkole. Ten fenomen potwierdzali wszyscy kierownicy klinik. To, jak dziecko przeżywa obecną sytuację, zależy od dziecka i od dorosłych, a także od tego, jak faktycznie były przeprowadzone lekcje zdalne. Młodzi ludzie bali się samotności.
Mimo że jest to pokolenie, które głównie kontaktuje się online, to jednak bardzo przeżywają to, że nie mogą się spotkać, wyjść razem.
Jest dziś więcej zaburzeń lękowych wśród młodzieży?
Dzieci i młodzież z zaburzeniami lękowymi najtrudniej zdiagnozować, nie sprawiają kłopotów, najchętniej stopiliby się z tłem. W okresie lockdownu nieźle sobie radzili, gdyż nie musieli narażać się na bycie na świeczniku, uczyli się w domu, w swoim tempie. Podobnie młodzież, która ma zaburzenia ze spektrum autyzmu, deficyty w komunikacji interpersonalnej.
Do klinik psychiatrycznych najczęściej trafiają dzieci i młodzież z autoagresją, z agresją skierowaną w stosunku do innych, z zaburzeniami psychotycznymi, ciężkimi zaburzeniami afektywnymi, po próbach samobójczych, z zamiarami samobójczymi.
Jeszcze przed epidemią COVID-19 psychiatria dzieci i młodzieży była w zapaści. Niedawno ukazał się raport NIK, w którym jest mowa, że system lecznictwa psychiatrycznego dzieci i młodzieży wymaga natychmiastowych zmian. Brakuje specjalistów, placówek dla dzieci i młodzieży. Przed pandemią mówiło się o konieczności reformy, czy pandemia ją zastopowała?
Jestem pełnomocnikiem Ministra Zdrowia ds. reformy psychiatrii dzieci i młodzieży. Od dawna wiemy, że potrzebna jest zmiana systemowa. Od lipca 2017 roku zbierał się nieformalny zespół, jeszcze przed pandemią wiele zrobiliśmy. Celem reformy jest to, żeby zdeinstytucjonalizować psychiatrię dzieci i młodzieży.
To znaczy?
Przenieść leczenie do najbliższego środowiska dzieci i młodzieży. Obecnie podstawą udzielania pomocy jest izba przyjęć szpitala i oddział szpitalny. Tam trafia młody człowiek, dlatego że jest słaba dostępność lekarza specjalisty w przychodni i psychoterapeuty na miejscu.
A podstawą nie powinna być opieka w szpitalu, tylko opieka w środowisku dziecka i młodego człowieka: w szkole, w domu, w jego środowisku.
Podstawą powinny być środowiskowe poradnie psychologiczno-psychoterapeutyczne dla dzieci i młodzieży, w których przyjmuje psycholog, psychoterapeuta, terapeuta dzieci i młodzieży. Nie musi tam być psychiatry dzieci i młodzieży. Konkursy na takie ośrodki udało się przeprowadzić jeszcze przed pandemią. 138 takich ośrodków już powstało, już działają; docelowo powinno ich być 300. To wykwalifikowani psychologowie, psychoterapeuci, terapeuci dzieci i młodzieży.
Drugi poziom to centra zdrowia psychicznego dla dzieci i młodzieży: poradnia zdrowia psychicznego dla dzieci i młodzieży i odział dzienny. Dopiero na trzecim poziomie, gdy te wcześniejsze zawiodą, znajduje się szpital.
W mediach opisywane były sytuacje, kiedy dziecko nie dostawało się do szpitala psychiatrycznego, bo nie było miejsca. To się zmieniło?
Jak mówiłam: moja klinika jest pełna, ale tak samo było przed pandemią. Powiem coś, co wydaje się paradoksem: przed reformą mówiło się, że jest za mało oddziałów psychiatrycznych w szpitalach dla dzieci i młodzieży. Gdy reforma się rozwinie, to te 34 oddziały, które już istnieją - a właściwie 35, bo jeszcze jeden powstaje w Białymstoku - wystarczą. Na oddział powinni trafiać tylko młodzi ludzie i w stanach bezpośredniego zagrożenia życia lub zdrowia, gdy dotychczasowe leczenie nie przynosi rezultatu, czyli do weryfikacji diagnozy i leczenia, jeśli nie uda się tego zrobić wcześniej.
Dopiero wtedy, gdy nie radzą sobie specjaliści psychologowie i psychoterapeuci, terapeuci środowiskowi dzieci i młodzieży, dziecko trafi do psychiatry dziecięco-młodzieżowego. Oczywiście, zdarzają się sytuacje, gdy dziecko musi od razu trafić do psychiatry, gdy jest np. bezpośrednie zagrożenie życia lub zdrowia. Wszystkie oddziały działają w trybie ostrego dyżuru. Każde dziecko, które trafi do szpitala, będzie zdiagnozowane przez lekarza dyżurnego. Od niego należy decyzja, czy zostanie w szpitalu, czy nie.
Na oddziale psychiatrycznym w szpitalu są dziś możliwe odwiedziny rodziców?
Nie, zgodnie z zaleceniami ogólnopolskimi. Udostępniamy jednak numery telefonu, rodzice mogą zadzwonić, dziecko też. W naszej klinice staramy się też o zakup laptopów, by również przez komunikatory była możliwa komunikacja z rodzicem. Wiemy, że to trudna sytuacja, zarówno dla rodzica, jak dla młodego człowieka, jednak trzeba wybrać mniejsze zło. Rodzice mogą przynieść rzeczy, wejść nie mogą, z powodu sytuacji epidemicznej.
Czy w tak trudnej sytuacji nie cierpią osoby, które mogą mieć trudne do rozpoznania choroby, jak np. schizofrenia? Czy nie ma obaw, że diagnoza tych chorób może być opóźniona, a przecież tak ważne w tym przypadku jest objęcie opieką i leczeniem?
Niestety, w obecnej sytuacji epidemicznej obserwujemy późne zgłaszanie się do leczenia szpitalnego, gdy objawy są mocno nasilone. Nie można tak długo czekać.
Zawsze staramy się wykluczyć, czy objawy psychiczne, które występują, nie są „maską” jakiejś innej choroby, np. guza mózgu, stanu zapalnego.
Na młodych ludzi patrzymy bardzo uważnie, czy dane zachowania mieszczą się w szerokim wachlarzu normy, czy nie są objawem chorobowym. Nie obawiałabym się braku postawienia właściwej diagnozy, jeśli młody człowiek do nas trafi. Psychiatrzy dzieci i młodzieży są profesjonalistami, potrafią rozpoznać chorobę, czy zaburzenie psychiczne. Reforma psychiatrii ma szansę spowodować, że problemy z młodą osobą zostaną zauważone wcześniej i diagnoza zostanie szybciej postawiona. Umożliwi to szybsze leczenie.
Czy ta sytuacja może spowodować, że chorób psychicznych, jak schizofrenia, będzie więcej lub ujawnią się wcześniej? Czy młoda osoba potrzebuje od razu leczenia, czy można z tym jeszcze poczekać?
Sytuacje kryzysowe mogą działać w obu kierunkach: albo powodować nasilenie objawów natury psychicznej, albo wykształcić adaptacyjne mechanizmy radzenia sobie. Jeśli jednak są niepokojące objawy, nie można czekać. Lepiej od razu porozmawiać z psychologiem, psychiatrą.
Raport NIK pokazał jednak szereg problemów, a wniosek był jeden: psychiatria wymaga zmian.
Raport NIK ukazał się trochę za późno, zmiany już są wdrażane. To wszystko, co znajduje się w raporcie, jest nam doskonale znane, zaczęliśmy te problemy rozwiązywać. Jednak zmiany wymagają czasu, to nie będzie rewolucja, tylko ewolucja. Dzięki tym zmianom rodzice będą wiedzieli, gdzie iść, jeśli coś ich zaniepokoi w zachowaniu młodego człowieka. A profesjonalista nie będzie siedział w gabinecie, tylko idzie do szkoły dziecka, do jego domu, do jego środowiska.
Prof. Małgorzata Janas-Kozik to specjalista psychiatrii dzieci i młodzieży, specjalista psychoterapii dzieci i młodzieży i specjalista pediatrii. Jest kierownikiem Katedry Psychiatrii i Psychoterapii Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach oraz kierownikiem Oddziału Klinicznego Psychiatrii i Psychoterapii Wieku Rozwojowego Centrum Pediatrii im. Jana Pawła II w Sosnowcu, pełnomocnik Ministra Zdrowia ds. reformy psychiatrii dzieci i młodzieżyArchiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.