Katia została wysiedlona a z objętego wojną miasta Wołnowacha w obwodzie donieckim. To w Polsce donosiła zagrożoną bliźniaczą ciążę. Nie ma wątpliwości, że w jej ojczyźnie dzieci mogłyby nie przeżyć. Na szczęście znalazła się w rękach specjalistów z Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi. Tam też udało się bezpiecznie rozwiązać ciążę.
Ciąża z „syndromem podkradania”
Początkowo osiadła w Sulęcinie, a jej przypadkiem zajmował się szpital w Zielonej Górze. Tamtejsza lekarka rozpoznała u płodów „syndrom podkradania” (TTTS, twin-to-twin transfusion syndrome) i skierowała kobietę do słynnego ośrodka w Łodzi. Powikłanie to polegało na przecieku krwi od jednego z płodów do drugiego, co zdarza się w ciążach bliźniaczych jednokosmówkowych. Taka sytuacja może skończyć się poronieniem, ponieważ oba płody nie odnoszą korzyści z tej sytuacji. Leczenie polegające na przecięciu naczyń w łożysku wykonuje tylko kilka ośrodków w Polsce. Zabieg u Katii przeprowadził dr hab. Piotr Kaczmarek wraz z prof. Krzysztofem Szaflikiem i dr. Adamem Bielakiem.
W pomoc ukraińskiej ciężarnej zaangażowali się także pracownicy oddziału. Ponieważ była tam sama, zorganizowali jej najpotrzebniejsze produkty. Pomagali też w komunikacji z lekarzami. Jedna z osób pracujących w szpitalu zaoferowała jej noclegi na czas kontroli szpitalnych i pokazała miasto. Bliźnięta urodziły się 18 lipca przez zabieg cesarskiego cięcia. Chłopcy ważyli po 900 gramów każdy i trafili na oddział intensywnej terapii. Do dziś przebywają na łódzkiej neonatologii.