Jak wskazuje dr Krzysztof Chlebus – twórca Krajowego Centrum Hipercholesterolemii Rodzinnej w Gdańsku oraz koordynator Krajowego Rejestru gromadzącego dane pacjentów z tym schorzeniem – w badaniach dotyczących poziomu tzw. złego cholesterolu we krwi wypadamy gorzej niż kraje Europy Zachodniej, gorzej również niż Skandynawia, która jest nam bliska, jeśli chodzi o sposób odżywiania. Zdaniem specjalisty, wynika to z tego, że mamy wyższy poziom czynników ryzyka wystąpienia choroby. Wpływ na wysoki poziom cholesterolu u Polaków ma genetyka, ale również styl życia, dieta, palenie papierosów oraz mała aktywność fizyczna.
Jak interpretować badania dotyczące poziomu cholesterolu?
Cholesterol jest konieczny do prawidłowego funkcjonowania organizmu. Znajduje się w strukturze błon komórkowych (również komórek nerwowych), jest też składnikiem żółci. Bierze udział w procesach syntezy witaminy D3, testosteronu, progesteronu, estrogenów i kortykosteroidów. Odgrywa istotną rolę w procesach metabolicznych zachodzących w obrębie mózgu. Jeśli jednak cholesterol w dużej ilości krąży w naczyniach, to zwiększa znacząco ryzyko wystąpienia miażdżycy, a w jej konsekwencji na zawał serca czy udar mózgu, a co za tym idzie również na śmierć z tego powodu – wyjaśnia dr Chlebus. I dodaje:
Trzeba pamiętać, że podejmując leczenie, walczymy wyłącznie z cholesterolem, który krąży w naszej krwi, a nie z całym cholesterolem, który jest w organizmie i który jest mu potrzebny.
Jak tłumaczy specjalista, w interpretacji badań cholesterolu, które przeprowadzane są z krwi, niepokoić powinien zbyt wysoki poziom LDL, tzw. złego cholesterolu oraz cholesterolu całkowitego. Nie ma natomiast wyznaczonej górnej granicy normy dla cholesterolu HDL, którego wyższy poziom uznaje się za korzystny dla zdrowia.
Terapia prowadząca do obniżenia poziomu cholesterolu powinna opierać się o indywidualną ocenę ryzyka sercowo-naczyniowego pacjenta. Zwłaszcza w przypadku pacjentów o dużym ryzyku staramy się dążyć do istotnego obniżenia cholesterolu LDL. Unikamy mówienia, od jakiego poziomu cholesterol leczymy, mówimy raczej, jaki on powinien być, odnosząc go do konkretnej sytuacji pacjenta, jeśli chcemy obniżyć u niego ryzyko wystąpienia zawału czy udaru – mówi dr Chlebus.
Do jakiego poziomu obniżać cholesterol i jak długo powinna trwać terapia?
Dr Chlebus wskazuje, że obecnie dyskusja w środowisku medycznym toczy się gównie na temat tego, jak bardzo obniżać cholesterol LDL, bo to, że powinno się go obniżać, wydaje się oczywiste. Czas terapii jest zawsze długoterminowy, bo tylko stałe obniżanie poziomu LDL daje oczekiwane wyniki. Terapia powinna trwać tak długo, jak długo będziemy chcieli utrzymywać niski poziom ryzyka udaru i zawału. Jest ona skuteczna i bezpieczna, chociaż jest grupa pacjentów, którzy obawiają się leczenia.
Kiedyś poziom cholesterolu LDL obniżało się do poziomu poniżej 100 mg/dcm. Potem zaczęto zauważać korzyści z obniżenia go poniżej 70 mg/dcm. Dziś wiemy, że obniżenie poniżej 50 przynosi dalsze korzyści zdrowotne, a krzywa incydentów sercowo-naczyniowych znacząco się obniża. Najnowsze badania sugerują, że obniżenie cholesterolu powinno nastąpić nawet poniżej 40 mg/dcl – mówi dr Chlebus.
Jak tłumaczy ekspert, takie wnioski płyną m.in. z obserwacji pacjentów, którzy mają uwarunkowany genetycznie bardzo niski poziom cholesterolu we krwi. Odpowiada za to mutacja genu PCSK9. Takie osoby rodzą się i żyją z bardzo niskim poziomem cholesterolu LDL: zaledwie kilku mg/dcm, o którym kiedyś mówiło się, że jest „nieoznaczalny”. Badania wskazują, że nie zapadają one na choroby sercowo-naczyniowe, nie występują u nich zawały serca ani udary. Wyniki potwierdzone są już w kolejnej generacji obserwowanych pacjentów.
Dlaczego niektórzy pacjenci obawiają się obniżania poziomu cholesterolu za pomocą leków?
Najczęściej w terapiach mających na celu obniżenie poziomu „złego” cholesterolu (LDL) stosuje się statyny. Dawki leków dobierane są indywidualnie, w zależności od tego jak pacjent reaguje na leki, czyli jak szybko udaje się osiągnąć ten cel, jakim jest obniżenie cholesterolu. Badania potwierdzają, że statyny są skuteczne i relatywnie bezpieczne, wbrew powszechnym opiniom. Są też dostępne cenowo dla większości pacjentów. W Polsce statynami pacjenci leczeni są od 40 lat – tłumaczy ekspert.
Statyny powinno się stosować w dawkach przepisanych przez lekarza. Nieregularne przyjmowanie leków, w zbyt małych dawkach może być jedynie plastrem na sumienie, a nie efektywnym leczeniem – przestrzega dr Chlebus.
Część pacjentów zgłasza dolegliwości uboczne po przyjmowaniu statyn. Jednak przeprowadzone liczne badania wskazują, że negatywne skutki działania statyn w 90. proc. przypisywane są tzw. efektowi nocebo. Sprowadzają się do tego, że jak wiemy, że są takie dolegliwości, to będziemy je czuć. Nie ma to jednak związku z działaniem leku – wyjaśnia dr Chlebus. Na tej podstawie pacjenci często rezygnują z terapii. Lekarze uważają, że jest to bardzo niekorzystne, bo pacjentom zostaje odebrana szansa na leczenie i na życie. Jak wskazuje ekspert, inna jest również motywacja przyjmowania leków u pacjentów np. po przebytym zawale, a inna u osób, które leczą się prewencyjne i takich zdarzeń nie mają za sobą. Pacjenci po zawale traktują ten lek jak „błogosławieństwo” i nie zastanawiają się nad tym, czy coś ich boli po jego zażyciu, bo wiedzą, że bez leku mogą umrzeć. Jeśli nawet odczuwają pewien dyskomfort po zażyciu leku np. ból łydek, to ze względu na poziom bezpieczeństwa, jaki dają leki, nie chcą go odstawiać.
Nie należy obawiać się leczenia statynami
Statystyki dotyczące występowania zawałów i udarów sprzed okresu, kiedy zaczęto leczyć statynami w latach 70. i 80. wskazują niezbicie, o ile więcej osób umierało, kiedy nie mieliśmy dostępu do statyn, jaka była śmiertelność z powodu zawałów i zachorowalność na zawały w Polsce. Od lat 90., kiedy wprowadzono leczenie statynami, statystyki nieustająco się poprawiają. Im większe dawki statyn stosuje się w leczeniu zbyt wysokiego poziomu cholesterolu, w szerokiej populacji, tym te wyniki są lepsze –wskazuje ekspert.
Statyny ratują życie. W 40 proc. redukują ryzyko wystąpienia zawału serca czy udaru mózgu. Udaru niedokrwiennego o ponad 20 proc. Więc jeśli na szalę kładziemy dolegliwości versus ryzyko, to staje się jasne, że korzyści leczenia są większe niż ewentualne, skutki uboczne – mówi dr Chlebus.
Czytaj też:
Masz miażdżycę naczyń? Zabieg przeprowadzony w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie daje chorym szansę na szybszy powrót do zdrowiaCzytaj też:
Nietypowe objawy zawału serca, które łatwo zbagatelizować