Koks dla amatorów

Koks dla amatorów

Dodano:   /  Zmieniono: 
(fot. sxc.hu) Źródło: FreeImages.com
Handel sterydami kwitnie w siłowniach, bo tam przychodzą klienci: kibole, kulturyści, panie od fitnessu. Sprzedawcy i producenci nielegalnych środków wspomagających kształtowanie siły, masy i rzeźby są bezkarni.

Anna koksuje od pięciu lat. Czyli zażywa w tabletkach lub wstrzykuje w udo steroidy anaboliczno-androgenne. Na ogół oxandrolone i winstrol – sterydy stosowane w medycynie jako lek zapobiegający utracie masy ciała u chorych na AIDS, po chemioterapii lub przewlekłych chorobach zakaźnych. Czasem robi też kilkumiesięczną „kurację” z zastrzyków propionatu testosteronu, czyli syntetycznego hormonu męskiego. Wszystko to kupuje na czarnym rynku, czyli od trenera w swojej siłowni. Miesięcznie wydaje ponad tysiąc złotych. Do tego kilkaset na odżywki i suplementy diety. Po co? Aby zyskać siłę i masę, a przede wszystkim wyrobić rzeźbę. Rzeźbę już ma: sześciopak na brzuchu, pośladki jak kamień, wyraźnie zarysowane wszystkie mięśnie ciała. Żadnej tkanki tłuszczowej, żadnej wody zatrzymanej w organizmie. Tylko muskuły i widoczne żyły. Ma też sztucznie zagęszczane blond włosy i piękne zęby. Na koncie liczne sukcesy jako fitneska (trenerka fitnessu) i ambicje, aby zostać zawodową kulturystką. No i ma chorobliwą obsesję na punkcie własnego wyglądu.

WYMARZONE CIAŁO

– Żyjemy w czasach kultu ciała. Gonimy za idealnym wyglądem, często idąc na skróty. Doping u zawodników wyczynowych ma poprawić wyniki sportowe. Wśród amatorów chodzi przede wszystkim właśnie o wygląd – opowiada Michał Rynkowski, dyrektor biura Komisji do Zwalczania Dopingu w Sporcie. Nielegalne sterydy, stosowane przede wszystkim jako doping przez zawodowych sportowców, znalazły swoje miejsce również wśród sportowców amatorów. W siłowniach i fitness clubach kwitnie handel anabolikami. Coraz częściej sięgają po nie kobiety.

Rynkowski nie ma wątpliwości, że problem jest, choć jego skala nie jest znana. – Wśród sportowców wyczynowych przeprowadzamy kontrole antydopingowe. Półświatek amatorów zażywających sterydy jest hermetyczny i niekontrolowany. Niewiele o nim wiemy. Trudno oszacować skalę – kwituje. W zeszłym roku komisja wykryła 50 przypadków stosowania dopingu wśród sportowców wyczynowych. Głównie dotyczyło to dyscyplin siłowych, jak podnoszenie ciężarów, kulturystyka i rugby. W Polsce nikt nie bada sportowców amatorów, ale z badań przeprowadzonych w Danii i Holandii wynika, że około 30 proc. osób korzystających z klubów fitness i siłowni stosuje sterydy.

W Polsce ta skala jest zapewne zbliżona. I może rosnąć, bo im bardziej Polacy stają się aktywni sportowo, tym większe prawdo podobieństwo, że ćwiczący natkną się na substancje, które szybko pomogą im w osiągnięciu wymarzonej sylwetki. – Koksują wszyscy: trenerzy na siłowni, kibole klubów piłkarskich, kobiety, nieletni, a nawet policjanci, wojskowi i anty terroryści. Bez towaru nie ma po co wychodzić na scenę, bo większość kulturystów i fitnesek, przygotowując się do zawodów, koksuje na potęgę – wyznaje prawdę Robert. Nie chce podać nazwiska, prosi o zmianę imienia, bo, jak mówi, będzie skończony w swoim środowisku. – Z kupnem nie ma problemu. Wystarczy trochę pochodzić na siłkę i rozejrzeć się wokół. Najbardziej przypakowany trener na pewno coś o sterydach wie. Jak dobrze pogadasz, rozpisze ci kurację [czyli dawkowanie i cykl brania sterydów – red.], a towar załatwi od razu – opowiada. Nie, to nie jest tak jak z posiadaniem marihuany lub innych narkotyków. Ze sterydami nikt się nie kryje. Nikt się nie boi przypadkowej kontroli policji, nie chowa towaru. Dilerzy detaliczni i kupujący czują się bezkarni. I słusznie, rzeczywiście są bezkarni.

SUKCESY BEZRADNEJ POLICJI

Zgodnie bowiem z literą prawa samo posiadanie i zażywanie sterydów nie jest zakazane. Z art. 124 Ustawy Prawo farmaceutyczne wynika, że kto wprowadza do obrotu lub przechowuje w celu wprowadzenia do obrotu produkt leczniczy, nie posiadając pozwolenia na dopuszczenie do obrotu, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat dwóch. – Nad problemem sterydów rzadko kto się pochyla. Policja nie ma wystarczających zasobów, by poważnie zająć się problemem, dla prokuratury ta kwestia leży nisko wśród priorytetów, ze względu na niskie sankcje oraz trudności dowodowe. Ministerstwo Zdrowia nie zabiera głosu. Brakuje finansów na kampanie społeczne i profilaktykę. Wykrywalność jest niewielka, a czarny rynek kwitnie – komentuje Rynkowski.

Policja nie prowadzi statystyk na temat zatrzymań handlarzy anabolikami, ale inspektor dr Mariusz Sokołowski, rzecznik Komendy Głównej Policji, wylicza sukcesy: w zeszłym miesiącu policja w województwie lubelskim przechwyciła kilkanaście tysięcy tabletek i zastrzyków zawierających sterydy. W Gdańsku siedem osób, w tym funkcjonariusz śląskiego garnizonu policji oraz były policjant, usłyszało zarzuty udziału w gangu zajmującym się nielegalnym handlem sterydami. Wartość wprowadzonych do obrotu środków wyniosła ok. 800 tys. zł. Dwa lata temu małopolska policja rozbiła zorganizowaną grupę przestępczą, która dominowała na rynku w sprzedaży sterydów w kraju i za granicą. Według szacunków wprowadzili oni na czarny rynek środki o wartości 52 mln zł. Pod pretekstem prezentowania specyfików udostępniali je do sprzedaży w internecie. Towar zdobywali w dużej mierze w sposób legalny, z hurtowni farmaceutycznych, ale produkowali także własne substancje. Policjanci dotarli do nielegalnego laboratorium, gdzie takie farmaceutyki były preparowane.

Sokołowski przyznaje, że tropienie i rozbicie siatki powiązań jest trudne, bo większość handlu odbywa się w sieci. Do tego trzeba udowodnić zamiar wprowadzenia na rynek, a to niełatwe. Nie zawsze znalezione substancje figurują na liście leków zakazanych. Wówczas trzeba przeprowadzić kosztowne badania, aby określić, co znajduje się w pigułce czy zastrzyku. Zajmuje się tym specjalna służba policji współpracująca z Głównym Inspektoratem Sanitarnym oraz Centralnym Biurem Śledczym. Kontrole indywidualne nie mają większego sensu, bo nawet jeśli policjant złapie kogoś na zażywaniu anabolików, ten zawsze może odpowiedzieć, że kupił lek w aptece, recepty już nie ma i nie pamięta nazwiska lekarza, który mu ją przepisał.

FACET Z BIUSTEM

W podobnym stylu wykręcił się Robert, u którego podczas rutynowej kontroli drogowej patrol policji znalazł tabletki i zastrzyki. Robert też koksuje. Od 12 lat. Zaczął jeszcze w technikum od popularnego mietka, czyli metanabolu, w medycynie przepisywanego chorym na zanik mięśni, cukrzycę lub anoreksję. Jak twierdzi, robi to z głową. Nie przekracza dawkowania, pamięta, żeby robić przerwy na regenerację wątroby i odblokowanie, czyli przywrócenie do normalności produkcji naturalnego testosteronu przez organizm i wrócenie równowagi połączeń podwzgórze – przysadka mózgowa – jądra. Uważa też, żeby nie doprowadzić do ginekomastii, czyli powiększenia piersi na skutek wzrostu produkcji przez organizm estrogenu, czyli hormonu kobiecego. Na tę przypadłość zażywa profilaktycznie kolejne sterydy. Twierdzi, że jest odpowiedzialny, bo na trzy lata przestał zażywać sterydy, gdy z żoną planowali dziecko. Chciał się „oczyścić”, aby móc począć zdrowego potomka. Dziś ich córka ma półtora roku. Rozwija się prawidłowo. Robert do koksu wrócił i, jak mówi, tym razem „na grubo”. Czyli zażywa hormon wzrostu, a żeby efekt był jeszcze lepszy, kurację wspomaga zastrzykami z insuliny. Martwi się tylko, bo jego żona, w pogoni za sylwetką sprzed ciąży, też sięgnęła po koks. Na razie zażywa łagodne sterydy w tabletkach, ale coraz częściej przebąkuje o testosteronie. Na to Robert na pewno się nie zgodzi. W końcu nie chce, żeby żonie wyrosła broda.

– U mężczyzn w początkowej fazie zażywania skutki uboczne są mniej widoczne niż u kobiet, bo substancje anaboliczno-androgenne zmierzają w tym samym kierunku co męskie hormony. Ciało przybiera pożądany męski kształt, pięknie eksponują się mięśnie. Ale z czasem sterydy działają z ogromną szkodą dla zdrowia – tłumaczy prof. Jerzy Smorawiński, specjalista medycyny sportowej, rektor AWF w Poznaniu. I wylicza zagrożenia: – Zmniejsza się produkcja naturalnego testosteronu, zaczyna się wytwarzać estrogen. Rośnie biust, zmniejszają się jądra, zmniejsza się ilość i słabnie jakość plemników. U kobiet konsekwencje widać znacznie wyraźniej i znacznie szybciej. Sylwetka nabiera męskich kształtów, zmniejsza się biust, rozbudowuje klatka piersiowa, wyraźnie widać żyły. Szybko zaczyna się łysienie, widoczny zarost na brodzie, rozszerzenie porów skórnych, trądzik, głos staje się niski. Do tego występuje deformacja narządów płciowych, czyli przerost łechtaczki. Z czasem dochodzi do zaburzeń cyklu menstruacyjnego i zaburzenia owulacji. Organizm przestaje produkować jajeczka, co prowadzi finalnie do bezpłodności.

Smorawiński przestrzega też przed zaburzeniami psychiki. Sterydy bowiem otępiają i ogłupiają. Sterydziarze co do zasady są bardziej agresywni. Nie kontrolują wybuchów złości. Specjaliści nazywają ten stan szałem steroidowym, a ci, którzy popadli w konflikt z prawem, chętnie wykorzystują argument, że działali niepoczytalnie, gdyż byli pod wpływem anabolików. Dlatego spożywanie sterydów pomieszanych z alkoholem modne jest wśród kiboli przed tzw. ustawką, czyli planowaną bitwą.

PRZEGRAŁ Z KOKSEM

Półświatkiem nieszczególnie wstrząsnęła wiadomość sprzed kilku lat o śmierci Vadima Bielajewa, kulturysty o pseudonimie Bokito. Według wyjaśnień na forum internetowym Atleci.pl, zamieszczonych przez jego partnerkę Katarzynę, także kulturystkę, „Bokito” zmarł w szpitalu na skutek duszności i niewydolności płuc. Organizm nie reagował na kolejne silne antybiotyki. W dodatku lekarze nie byli w stanie wyregulować bardzo wysokiego poziomu cukru we krwi. Pacjent postanowił wyregulować go sam. Ale chwilę potem zaszła konieczność podłączenia kulturysty do respiratora i wprowadzenia w stan śpiączki farmakologicznej. Kilka godzin później zmarł. Nikt nie ma wątpliwości, że pośrednią przyczyną śmierci były właśnie sterydy anaboliczno-androgenne, od których „Bokito” bynajmniej nie stronił. Na forach internetowych czytamy, że był dla wielu autorytetem w dziedzinie stosowania anabolików. Ktoś inny dopisał, że jak na takiego hardcorowego koksiarza i tak długo pożył (32 lata). Większość jednak obwinia lekarzy, że nie umieli wyleczyć kulturysty. Niektórzy potraktowali to jako wypadek przy pracy. „Przegniesz z koksem – musisz umrzeć. Wszyscy wiemy, jak jest” – pisze na forum rzekomy znajomy „Bokita”. Sam, jak zapewnia, z koksem uważa, nie przesadza. Bo przecież wszystko jest dla ludzi, ale z głową.

– Ci, którzy szprycują się sterydami, stracili głowę, a mogą stracić też życie – kwituje prof. Jerzy Smorawiński. I wyjaśnia: – To nie lekarze są winni. Ci ludzie sami narażają się na choroby i nieodwracalne uszczerbki na zdrowiu. Również na śmierć. Zażywanie steroidów prowadzi do marskości i nowotworu wątroby, nowotworu gruczołu krokowego, schorzeń kardiologicznych, zawału serca, miażdżycy. Na to umierają ci, którzy biorą sterydy niezgodnie z ich przeznaczeniem.

AMATORÓW NIKT NIE SPRAWDZA

Co można zrobić, aby ograniczyć amatorom sportu dostęp do zakazanych substancji? Według Michała Rynkowskiego z Komisji do Zwalczania Dopingu w Sporcie należy przeprowadzić badania, które pozwolą na oszacowanie skali stosowania sterydów przez amatorów. Trzeba też wprowadzić zmiany w prawie, aby nielegalny obrót sterydami został potraktowany w sposób szczególny i priorytetowy. Może pomogłaby taka zmiana prawa, żeby sterydy znalazły się w Ustawie o przeciwdziałaniu narkomanii, zamiast jak teraz – w Ustawie Prawo farmaceutyczne. Wtedy handel, posiadanie i zażywanie sterydów byłyby poddane takiej samej karze jak handel i posiadanie narkotyków, a wykrywanie byłoby priorytetem policji i prokuratury. Takie próby były podejmowane kilkakrotnie, jednak dla ustawodawcy ważny jest jeden argument. Sterydy, w przeciwieństwie do narkotyków, nie uzależniają fizycznie i dlatego nie można ich wrzucić do jednego worka. – Ale za to uzależniają psychicznie, a syndrom odstawienia jest prawie tak ciężki jak w przypadku narkotyków. Pojawiają się silna depresja, załamania nerwowe, myśli samobójcze – ocenia prof. Smorawiński. I potwierdza, że ogromnie ważne są profilaktyka i kampanie uświadamiające. Na przykład w Danii w ramach walki z dopingiem wśród sportowców amatorów zrzeszyły się fitness cluby i siłownie, których klienci dobrowolnie zgadzają się na niezapowiedziane kontrole antydopingowe. Kogo złapią na sterydach, ma zakaz ćwiczeń w zrzeszonych programem siłowniach. W Polsce kampanie antydopingowe są kierowane tylko do zawodowych sportowców. Amatorów nikt nie przestrzega, nie edukuje.

Anna edukuje się sama. Tak jak większość sterydziarzy. Słucha się trenera, dużo czyta w internecie. Przeczytała nawet książkę medyczną o anatomii człowieka. Jej zdaniem chorują i umierają tylko ci, którzy popełniają błędy. Nie wiedzą, jak prawidłowo brać sterydy. Ona błędów na pewno nie popełni. Przecież dba o zdrowie – ćwiczy codziennie, przestrzega diety. Bo wiadomo, bez tego żaden steryd nie pomoże. O dzieciach nie chce słyszeć, ma przecież dopiero 27 lat. Chce się za to cieszyć świetną formą. A skutki uboczne, jak twierdzi, można łatwo zatuszować. Wypadające włosy to pryszcz dla dobrego fryzjera. Na zepsute zęby można nałożyć porcelanowe licówki, a trądzik ukryć pod makijażem. Zastanawia się też nad plastyką łechtaczki i warg sromowych, bo te coraz bardziej puchną, niewygodnie wystają. I tylko czasem, jak przyznaje, wstydzi się odezwać, bo rozmówcy dziwią się, że z ust szczupłej blondynki płynie tak niski, tubalny głos. Ale nie głos jest przecież najważniejszy. Priorytetem są siła, masa i rzeźba.

Artykuł ukazał się w numerze 31 /2014 tygodnika "Wprost".

Najnowszy numer "Wprost" jest dostępny w formie e-wydania.
Najnowszy "Wprost" jest  także dostępny na Facebooku.
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania.

Tygodnik "Wprost" można zakupić także za pośrednictwem E-kiosku
Oraz na  AppleStore  GooglePlay