Podobno polskie dziecko na Zachodzie czy w krajach skandynawskich, najłatwiej rozpoznać jesienią i zimą. Dlaczego? Bo jako jedyne przy kliku stopniach na plusie będzie miało na sobie zimowy kombinezon, kozaki, szalik i czapkę. Potwierdzi to każdy Polak mieszkający w Norwegii, Szwecji, Holandii czy w Wielkiej Brytanii. Ja, wydawało mi się zwolenniczka hartowania, przeżyłam szok, będąc w Niemczech. Koniec grudnia, ok. 3-4 stopnie powyżej zera, wiatr. Ubrana w ciepły płaszcz, czapkę i szalik, a niemieckie dzieci? Biegają po parku w bluzie, rozpiętym bezrękawniku (tak, bezrękawniku) i z gołą głową. A przecież to wcale nie Niemcy słyną z zimnego chowu. W innych krajach bywa jeszcze „gorzej”. Kto więc popełnia błąd? Polacy, miłośnicy piecuchowania, czy Norwegowie spacerujący w listopadzie z niemowlakami bez skarpetek?
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.