Epidemia chorób serca zbiera śmiertelne żniwo. Nadciąga czwarta fala

Epidemia chorób serca zbiera śmiertelne żniwo. Nadciąga czwarta fala

Dodano: 
Szpital - zdjęcie ilustracyjne
Szpital - zdjęcie ilustracyjne Źródło: Shutterstock / sfam_photo
Tragiczny bilans pierwszego roku pandemii w Polsce to ponad 100 tys. nadmiarowych zgonów: niechlubny rekord w całej UE. To nie tylko ofiary COVID-19, ale też innych chorób, przede wszystkim kardiologicznych. Kardiolodzy mówią o „długu” i ostrzegają, że sytuacja może się powtórzyć w czwartej fali. To ostatni dzwonek na podjęcie działań, żeby zahamować falę zgonów chorych na serce.

Profesor Jacek Kubica, kierownik Katedry Kardiologii i Chorób Wewnętrznych Szpitala Uniwersyteckiego w Bydgoszczy, ma w pamięci to, co działo się na jego oddziale w trakcie poprzednich fal COVID-19: wielu pacjentów nie zgłaszało się do szpitala z obawy przed zakażeniem, przychodzili do szpitala dopiero, gdy ich stan znacznie się pogarszał. Część szpitala była przekształcona w covidową. Wiele operacji planowych było przekładanych, a w kardiologii przełożenie zaplanowanej operacji rzadko jest „bezkarne”, zwykle powoduje pogorszenie stanu zdrowia.

Czytaj też:
Dramatyczny apel prof. Kubicy: Mam w oczach to, co działo się na moim oddziale w poprzednich falach COVID-19

Epidemia COVID-19 mocno dotknęła pacjentów. Najwięcej „nadmiarowych zgonów” dotyczyło właśnie pacjentów kardiologicznych. Niedawno opublikowane badania z 24 polskich ośrodków kardiologicznych wykazały, że w 2020 roku o ponad 23 proc. spadła liczba pacjentów przyjętych do szpitala z powodu niewydolności serca, przy jednoczesnym wzroście ich śmiertelności o ponad 20 proc. – Trafiali do szpitali w znacznie gorszym stanie, co spowodowało, że więcej umierało. Jeśli na niewydolność serca nałożył się COVID-19, to śmiertelność szpitalna wzrastała z 5 proc. do 30 proc., czyli była 6 razy wyższa. Najgorsza sytuacja była dla nas wtedy, kiedy fala pandemii opadła i dzwoniliśmy do pacjentów, zapraszając ich na przełożony zabieg, i dowiadywaliśmy się, że już nie żyją. Takich przypadków było wiele – mówi profesor Kubica.

Dziś, w czwartej fali COVID-19, sytuacja już zaczyna się powtarzać: klinika została częściowo znów zamieniona na covidową, dlatego znów konieczne jest ograniczenie zabiegów planowych do minimum.

– Czasem trudno ocenić, u którego pacjenta operacja jest bardziej pilna, a u którego mniej, jesteśmy stawiani przed bardzo trudnym wyborem. Musimy przesuwać zabiegi, których nie powinniśmy przesuwać – dodaje prof. Kubica.

Epidemia chorób serca

Prof. Małgorzata Lelonek, Przewodnicząca Asocjacji Niewydolności Serca Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego, kierownik Zakładu Kardiologii Nieinwazyjnej Uniwersytetu Medycznego w Łodzi, ostrzega, że w ślad za epidemią COVID-19 postępuje epidemia niewydolności serca. Już w czasach przed-covidowych była ona w Polsce pierwszą przyczyną zgonów, a liczba chorych będzie rosła, i liczba zgonów również. Pandemia mocno się do tego przyłożyła. Przez utrudniony dostęp do opieki zdrowotnej i do profilaktyki, utrudnione było wykrycie i leczenie schorzeń prowadzących do niewydolności serca, jak nadciśnienie, hipercholesterolemia, miażdżyca.

Czytaj też:
Serca 20 mln Polaków niszczy cholesterol. Są dziś sposoby, by to zmienić

U pacjentów, którzy już na nie chorują, przez wiele miesięcy nie było modyfikowane leczenie, bo nie można tego zrobić bez zobaczenia pacjenta.

Taki stan z jednej strony był spowodowany przez utrudniony kontakt z lekarzami, a z drugiej przez lęk pacjentów przed kontaktem ze służbą zdrowia, zwłaszcza przed pobytem w szpitalu. Często zwlekali z dzwonieniem po pogotowie nawet w przypadku zawału serca, przez co dochodziło do jego większego uszkodzenia. W szczytach pandemii często brakowało karetek, które mogły ich odwieźć do szpitala.

To jednak niejedyne przyczyny pogorszenia stanu zdrowia pacjentów. – W czasie pandemii nie mamy żadnej prewencji niewydolności serca, a najczęstsze czynniki ryzyka jej rozwoju to brak ruchu, nadciśnienie, miażdżyca, ale także gorszy dostęp do lekarzy Podstawowej Opieki Zdrowotnej i do opieki specjalistycznej. Mam wielu pacjentów w poradni, którym lekarz pierwszego kontaktu od początku pandemii nie zlecił żadnych badań laboratoryjnych. A to oznacza, że nie mamy żadnej kontroli najpoważniejszych czynników rozwoju niewydolności serca – mówi prof. Lelonek.

Czytaj też:
Coraz więcej zachorowań na COVID. Kardiolog radzi, kiedy ibuprofen, amantadyna, a kiedy antybiotyk

W czasie epidemii i przeciążenia systemu ochrony zdrowia często brakowało czasu na właściwe wyedukowanie pacjenta, jak ma postępować np. w przypadku, gdy objawy niewydolności nasilają się. Pacjenci unikali hospitalizacji, zwłaszcza że były one też utrudnione z powodu przekształcania oddziałów i szpitali w covidowe. Znacznie spadła liczba przeprowadzanych operacji planowych.

Brak opieki i skutecznego leczenia

„Epidemia COVID-19 uderzyła w schorowane społeczeństwo” – mówił niedawno Wojciech Andrusiewicz, rzecznik prasowy Ministerstwa Zdrowia, tłumacząc dużą nadmiarową liczbę zgonów w Polsce.

Średnia długość życia w Polsce jeszcze przed pandemią była krótsza niż w innych krajach UE.

Polska była też niechlubnym liderem w krajach OECD pod względem liczby hospitalizacji chorych z niewydolnością serca (które są spowodowane zaostrzeniem tej choroby). Pokazywało to w pośredni sposób, że wyraźnie szwankuje opieka nad pacjentami na wcześniejszych etapach. Polskie Towarzystwo Kardiologiczne od lat zwracało uwagę, że konieczne jest wprowadzenie koordynowanej opieki nad pacjentami, by pacjent po zdiagnozowaniu był pod opieką kardiologa i współpracującego z nim ściśle lekarza pierwszego kontaktu.

Oprócz braku koordynowanej opieki drugą bolączką pacjentów, jest brak refundowanych nowoczesnych terapii w niewydolności serca, których stosowanie zmniejsza liczbę hospitalizacji, a także ryzyko zgonu. Pierwsza z terapii, na które od pięciu lat czekają pacjenci to lek sakubitryl/walsartan, refundowany już we wszystkich krajach UE. Druga to flozyny: leki, które świetnie sprawdziły się u chorych na cukrzycę, a co do których są już twarde wyniki badań klinicznych, że zmniejszają liczbę hospitalizacji pacjentów z niewydolnością serca o 30 proc. i wydłużają im życie o 20 proc.

Czytaj też:
500 osób umiera codziennie w Polsce z tego powodu. Można tego uniknąć

– Efekt kliniczny jest najlepszy wtedy, gdy pacjent z niewydolnością serca i obniżoną funkcją skurczową, czyli z uszkodzonym sercem, przyjmuje leki z czterech grup tzw. fundamentalnej terapii. Niestety dwie spośród zalecanych terapii są w Polsce nierefundowane (sacubitryl/walsartan i flozyny), a rzadko którego pacjenta stać, by samemu je sobie kupować. Tymczasem niedawno opublikowane wyniki badań pokazują, że u pacjentów leczonych czterema lekami już w pierwszym miesiącu terapii o ponad 75 proc. spada ryzyko hospitalizacji i zgonu: leczenie jest aż tak skuteczne – mówi prof. Lelonek. Dwa leki spośród flozyn uzyskały rejestrację stosunkowo niedawno w leczeniu niewydolności serca (dapagliflozyna – listopad 2020 i empagliflozyna - lipiec 2021) ale już są refundowane w połowie krajów UE (dapagliflozyna), a od września 2021 ich stosowanie znajduje się w rekomendacjach Europejskiego Towarzystwa Kardiologicznego.

Zapobiec czwartej fali kardiologicznej

– Dane Eurostatu pokazują, że od marca 2020 do marca 2021 w Polsce odnotowano ponad 100 tys. nadmiarowych zgonów; to najwyższy wskaźnik w UE, a jednocześnie najwyższa śmiertelność w Polsce od czasu drugiej wojny światowej – mówi prof. Lelonek.

Oprócz COVID-19, najwięcej tych nadmiarowych zgonów jest spowodowana przyczynami kardiologicznymi.

Kardiolodzy obawiają się, że w czwartej fali sytuacja się powtórzy. – Część kierowanej przeze mnie kliniki została już przekształcona na odział covidowy, dlatego znów nie możemy przyjmować wszystkich pacjentów i przesuwać zabiegi – zaznacza prof. Kubica. Niepokojące jest też dla lekarzy to, że pacjenci zgłaszają się dziś do szpitala z zaostrzeniem niewydolności serca w cięższych stanach niż to było przed pandemią. Trudniej ich uratować.

– Znów obawiają się zgłosić do szpitala. Widzę, że niektórzy odmawiają nawet przyjazdu na badania, mimo że są zaszczepieni. Zdają sobie sprawę z tego, że szczepionka do końca ich nie chroni, a w ich przypadku zakażenie może skończyć się zgonem – mówi prof. Lelonek.

Czytaj też:
Prof. Witkowski: Rośnie śmiertelność z powodu chorób serca w Polsce

Eksperci apelują, żeby jak najwięcej osób zaszczepiło się przeciw COVID-19: to jedyna szansa, by szpitale nie zapełniały się ciężko chorymi pacjentami covidowymi. – Jeśli ktoś się nie szczepi, to podejmuje decyzję, że może ciężko zachorować, co nie jest bez znaczenia dla innych, bo jeśli będzie wymagał intensywnego leczenia w szpitalu, to zajmie miejsce osobie, która mogłaby być skutecznie leczona z powodu innych chorób. Naraża też na większe ryzyko pacjentów, u których szczepienia nie zawsze są skuteczne, np. po przeszczepie, czy podczas leczenia chorób nowotworowych. Świadomie działa na szkodę osób, które same nie mogą sobie pomóc – mówi prof. Kubica.

Eksperci postulują też wprowadzenie koordynowanej opieki nad pacjentami z niewydolnością serca. – Mówimy o tym od lat, brakuje ciągłości opieki nad chorym. Pacjent wychodzący ze szpitala po zaostrzeniu niewydolności serca ma utrudniony dostęp do kardiologa, a lekarz POZ nie do końca jest w stanie monitorować leczenie, brakuje pielęgniarek niewydolności serca, które mogłyby wspomóc pacjenta – dodaje prof. Lelonek. Eksperci czekają też na refundację leków, które mają udowodnione działanie w postaci ograniczenia ryzyka zaostrzeń niewydolności serca, hospitalizacji i zgonów.

– Mamy duże niedociągnięcia w leczeniu pacjentów z niewydolnością serca, a przy nieskutecznym leczeniu śmiertelność jest bardzo wysoka. Rokowanie w zaawansowanej niewydolności serca jest gorsze niż w większości chorób nowotworowych – dodaje prof. Kubica.

Powszechne zastosowanie tych leków w niewydolności serca znacznie ograniczyłoby częstość hospitalizacji tych pacjentów, co odciążyłoby przepełnione szpitale w dobie COVID-19 i zmniejszyłoby śmiertelność.

Artykuł został opublikowany w 48/2021 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.