Katarzyna Świerczyńska, „Wprost”: Muszę zadać na początku to pytanie, bo myślę, że są tacy, którzy będą odpowiedzią zaskoczeni. Czy kobiety po pięćdziesiątce uprawiają seks?
Joanna Keszka: Seks uprawiają kobiety po pięćdziesiątce, sześćdziesiątce, siedemdziesiątce. I powiem tak: to jest bardzo dobre pytanie, bo w naszym konserwatywnym, katolickim kraju często łączy się kobiecą seksualność z jej płodnością.
Idąc tym tropem – po menopauzie koniec z seksem?
To bardzo powszechne przekonanie. Widać to na każdym kroku. Wyrażanie swojej seksualności przez kobiety po pięćdziesiątce, a więc kiedy już zwykle przestajemy być płodne, przedstawia się jako coś śmiesznego, żałosnego, tragicznego albo po prostu się o tym nie rozmawia. Jakby to w ogóle nie istniało. To jest jeden z wielu krzywdzących kobiety stereotypów, który ma za zadanie ograniczać kobiety w doświadczaniu seksualności, w taki sposób, w jaki doświadczają tego mężczyźni.
Czyli?
Czyli bez konsekwencji.
Kobiety po pięćdziesiątce nie boją się już zajścia w ciążę. Zaczynają cieszyć się tą swoją seksualnością tak jak mężczyźni. Tylko nagle dostają wyraźny sygnał, że powinny się wstydzić.
Że siwe włosy wykluczają zainteresowanie seksem i że nikt nie jest zainteresowany oglądaniem kobiecych ciał w pewnym wieku, ani słuchaniem historii o ich seksualności. Zawstydzanie kobiet, które odważą się tę seksualność wyrażać, ma jeden cel: uciszyć je. Wstyd to potężne narzędzie, które łatwo wykorzystać do uciszania kobiet.
Tylko po co to robić?