Opisywany przez dziennikarzy „Faktu” koszmar pani Katarzyny zaczął się 8 czerwca. Kiedy wstawała rano do pracy w przedszkolu, poczuła pieczenie i zobaczyła opuchliznę na jednej ręce. W tym samym miejscu miała podwójny ślad po drobnym ukąszeniu. Słusznie zdecydowała, że zamiast do pracy, uda się do lekarza. Dostała wapno na uczulenie i maść do smarowania. Po powrocie do domu jej stan jednak tylko się pogorszył. Kiedy postanowiła pojechać do rodziców, zasłabła w samochodzie. Zdołała jeszcze wezwać karetkę, która zabrała ją na OIOM.
Lekarze z Jasła ratują przedszkolankę
Na szczęście lekarze z Jasła zdołali pomóc pacjentce. Przyjęli ją w stanie krytycznym: miała ciśnienie 30 na 30, a jej nerki nie działały. Medycy zdiagnozowali sepsę, zakażenie całego organizmu. Byli już przekonani, że kobieta nie przeżyje nocy, ale pani Katarzyna przetrwała. To był jednak dopiero początek walki. W dalszej kolejności trzeba było uratować jej rękę. Trucizna, zniszczyła tkankę miękką, odsłaniając gołą kość. Rozważano nawet amputację, jednak po kilku przeszczepach skóry udało się uratować kończynę.
Kolejnym problemem był niedowład wszystkich kończyn. Pani Katarzyna zmaga się z nim właściwie do teraz. Porusza się na wózku inwalidzkim i przechodzi kosztowną rehabilitację w Krynicy. Środki na terapeutów, którzy pomogą pacjentce odzyskać sprawność, zbiera parafia pw. św. Marii Magdaleny w Brzyskach.
Pustelnik brunatny
Co spowodowało takie spustoszenie w organizmie przedszkolanki? Lekarze po zbadaniu składu toksyny ocenili, że musiał to być pająk – pustelnik brunatny. Stworzenie to żyje niemal wyłącznie w Ameryce Południowej, na południu USA oraz na Kubie. Do Polski musiałoby zostać sprowadzone przez hodowcę, albo przypadkowo, razem z transportem bananów. Pomimo zdezynfekowania mieszkania pani Katarzyny przez ekspertów, pająka nie udało się znaleźć. Pozostaje mieć nadzieję, że temu 20-milimetrowemu stworzeniu nie udało się przetrwać chemicznych oprysków.
Czytaj też:
Kraków. Śmiertelnie groźny pająk wywołujący erekcję ukrywał się w bananach