Emilia Modrzyńska: „Świadomość, że otyłość to choroba, dała mi odwagę”
Artykuł sponsorowany

Emilia Modrzyńska: „Świadomość, że otyłość to choroba, dała mi odwagę”

Dodano: 
Emilia Modrzyńska, ambasadorka kampanii społecznej „Porozmawiajmy szczerze o otyłości”
Emilia Modrzyńska, ambasadorka kampanii społecznej „Porozmawiajmy szczerze o otyłości” Źródło:Materiały partnera
Jeszcze rok temu nie odważyłabym się mówić o swojej otyłości publicznie. Postrzegałam to jako mój problem, kompleks. Chciałabym, żeby jak najwięcej osób dowiedziało się, że otyłość jest chorobą i szukało pomocy i że słowa „Jesteś gruby”, „Jesteś puszysty”, mogą skrzywdzić – mówi Emilia Modrzyńska, pacjentka, nauczycielka, ambasadorka 4. edycji kampanii „Porozmawiajmy Szczerze o Otyłości”, która przebiega pod hasłem „Otyłość – zmień spojrzenie”.

Ruszyła czwarta edycja kampanii edukacyjnej „Porozmawiajmy szczerze o otyłości”. Jej celem jest budowanie w społeczeństwie świadomości, że otyłość to choroba, a chorzy na otyłość zasługują na empatię i wyrozumiałość. Jak pani ocenia jej znaczenie?

Bardzo pozytywnie, zwłaszcza jeśli chodzi o szerzenie wiedzy na temat choroby otyłościowej, w ogóle uświadamianie ludzi na temat tego, że otyłość jest chorobą. To jest główny cel kampanii. W bardzo dużym stopniu przyczynia się do tego, że ta świadomość się podnosi. Czwarta edycja kampanii pod hasłem „Zmień spojrzenie” mówi bardziej o tym, jak traktować osoby z otyłością, jak rozmawiać o chorobie otyłościowej i o osobach, których to dotyczy. By od tego właśnie zacząć zmianę postrzegania choroby.

Dlaczego pani zdecydowała się przyjąć rolę ambasadorki 4. edycji kampanii „Porozmawiajmy Szczerze o Otyłości”?

Głównym powodem, dla którego zdecydowałam się zaangażować, jest fakt, że tak wiele osób jeszcze nie zna otyłości jako choroby. Podobnie jak ja – do niedawna – myślą, że to jest efekt zaniedbania, defekt kosmetyczny. Dla mnie właśnie ta świadomość, że otyłość jest chorobą, zmieniła wszystko. Perspektywa otyłości jako choroby, mojej choroby, dała mi właśnie taką odwagę, żeby o tym mówić. Jeszcze rok temu – kiedy żyłam, podobnie jak większość naszego społeczeństwa w nieświadomości – nie odważyłabym się mówić o swojej otyłości publicznie.

Wtedy postrzegałam to jako mój problem, kompleks, coś, co było dla mnie źródłem poczucia winy, ciężarem. Ta świadomość, że otyłość to choroba sprawiła, że poczułam potrzebę przekazania tej ważnej wiadomości dalej. Chciałabym, żeby jak najwięcej osób dowiedziało się o tym i szukało pomocy. W tej edycji chciałabym szczególnie, żeby jak najwięcej osób dowiedziało się, że skierowane do kogoś słów: „Jesteś gruby” czy „Jesteś puszysty”, może skrzywdzić.

Co wpłynęło na zmianę pani spojrzenia?

Przede wszystkim diagnoza. Ja osobiście jestem przykładem tego, że ta kampania działa. To, że trafiłam do lekarza, to był efekt lektury w Internecie artykułu, który – jak się później okazało – ukazał się właśnie w ramach kampanii. To była rozmowa z prof. Bogdańskim. Po raz pierwszy w życiu spotkałam się w niej z podejściem, że otyłość jest chorobą. Wiele razy wracałam do tej rozmowy. Czytałam ją wielokrotnie, analizowałam. Dla mnie to było odkrycie. Mimo że od wielu, wielu lat nadprogramowe kilogramy były dla mnie coraz większym kłopotem, teraz, z perspektywy czasu wiem, że rozwijała się u mnie choroba otyłościowa.

Wcześniej to był dla mnie obraz mojej bezsilności, tego że ja sobie nie mogę sobie z tym poradzić. Podejmowałam różne próby, które najczęściej kończyły się niepowodzeniem. To właśnie diagnoza choroby otyłościowej zmieniła moje spojrzenie.

Od kiedy zmaga się pani z chorobą otyłościową, kiedy zauważyła pani, że dzieje się coś nieprawidłowego?

Tak jak wspomniałam: moja choroba otyłościowa rozwijała się długo i powoli. Nadwaga towarzyszyła mi praktycznie od zawsze. Zawsze byłam troszeczkę cięższa od moich rówieśników. W wieku kilkunastu lat podejmowałam próby redukcji masy ciała. Jak patrzę na swoje zdjęcia z tamtego okresu, mogę powiedzieć, że dużo większa nie byłam, jednak zawsze o tych parę kilogramów cięższa od koleżanek. To już wtedy było dla mnie trudne. Później bardzo młodo urodziłam pierwszą córkę – po ciąży zostały kilogramy, które próbowałam „zgubić”.

Po latach były kolejne ciąże, w międzyczasie też kolejne próby redukcji masy ciała. Teraz, kiedy mam dostęp do wiedzy, po rozmowach z autorytetami w tej dziedzinie, już wiem, że te diety, stosowane samodzielnie lub z pomocą dietetyków, ale nieskutecznie, sprawiły, że choroba w moim ciele się rozwijała, że moja gospodarka hormonalna rozregulowywała się i nie była w stanie sama się naprawić.

Brakowało diagnozy, zauważenia problemu przez lekarza Podstawowej Opieki Zdrowotnej...

Lekarze rodzinni wypisują skierowania do specjalistów, którzy będą leczyć powikłania związane z chorobą otyłościową: nadciśnienie tętnicze, cukrzycę typu 2, dolegliwości stawowe. Tymczasem dużo lepiej byłoby, gdyby byli zawczasu czujni. Lekarze mówią, że choroba otyłościowa daje 200 powikłań. Czemu system leczy powikłania, a nie przyczynę?

Ostatnio podczas spotkania, w którym uczestniczyłam, jeden z lekarzy zapytał właśnie, dlaczego lekarze rodzinni nie ważą pacjentów? Małe dzieci są ważone regularnie, podczas bilansu – przynajmniej do 2. roku życia, potem bilanse robione są dużo rzadziej lub wcale. Dorosłych ludzi z zasady nikt nie waży. To jest postrzegane jako wstydliwe, stanowi swego rodzaju tabu. To powinno być rutynową procedurą, żeby właśnie udało się wychwycić tę chorobę, zanim ona „rozpędzi się” do takich rozmiarów – objawów i powikłań, które już są trudne do okiełznania.

W moim przypadku u lekarza rodzinnego nigdy nie pojawiły się sugestie, że choruję na chorobę otyłościową. 2-3 lata temu, podczas wizyty u lekarza medycyny pracy, pani doktor powiedziała: „Pani musi schudnąć”. Odpowiedziałam: „No wiem”. Na to pani doktor, patrząc na mnie jeszcze szerszymi oczami: „Ale naprawdę musi pani schudnąć”. Ze strony pani doktor to był koniec diagnozy. Żadnej rady, wskazówki, jak mam to zrobić.

My słyszymy np. „Ale się pani doprowadziła” albo – jak ostatnio wspomniała mi moja znajoma: „Gdzie pani tym tłuszczem tak obrosła”. Komentowanie wyglądu pacjenta takimi słowami jest moim zdaniem niedopuszczalne.

Dopiero w gabinecie profesora, specjalisty, który zajmuje się leczeniem otyłości, po raz pierwszy spotkałam się przede wszystkim ze zrozumieniem oraz z fachowym wyjaśnieniem tego, na czym polega moja choroba, jakie ma mechanizmy, że nie ma złotego środka, że przede mną jest długotrwałe leczenie, że ta choroba będzie towarzyszyć mi zawsze. Tak naprawdę bowiem otyłość jest chorobą nieuleczalną, można ją jedynie kontrolować.

Sam fakt zrozumienia ze strony mojego lekarza zupełnie zmienił moje nastawienie. Życzyłabym sobie, żeby jak najwięcej lekarzy w naszym kraju, po pierwsze, wiedziało, że otyłość to choroba, że można ją diagnozować w gabinetach różnych specjalizacji. Jeśli natomiast sami nie czują się kompetentni, to żeby kierowali pacjentów do odpowiednich specjalistów i żeby także – co w tej edycji kampanii jest podkreślane – w gabinetach medycznych pacjenci słyszeli wspierające komunikaty.

Czy pani sama doświadczyła stygmatyzacji, hejtu?

Ja sama bezpośrednio nie. Miałam to szczęście, że nie zostałam nigdy bezpośrednio zaatakowana ani w szkole, ani w dorosłym życiu. Mogę jedynie mówić o historiach usłyszanych od koleżanek. Np. o tym, że lekarz zaproponował pacjentce wspólne zdjęcie, bo tak dużej pacjentki jeszcze nie miał... Moje osobiste doświadczenie, jeżeli chodzi o to, jak może wyglądać hejt wobec osób chorujących na otyłość, pojawiło się właśnie podczas tej kampanii.

Rok temu wystąpiłam w jednym z podcastów internetowych. To był mój pierwszy występ przed kamerą i czułam niesamowity stres. Rozmowa wyszła całkiem fajnie. Takie miałam informacje od moich koleżanek, przyjaciół, rodziny. Później przeczytałam również komentarze w Internecie – to mnie przerosło. (...) Komentujący pisali np. „Przestań żreć” czy „Gruba bambaryła”... Teraz wiem, jak może boleć, kiedy ktoś spotyka się z takimi komentarzami na żywo.

Hasłem czwartej edycji kampanii jest „Otyłość – zmień spojrzenie”. Ma pani udział w powstaniu unikalnego praktycznego Słownika „Jak wspierająco mówić o chorobie otyłościowej?". Dlaczego ten dokument jest tak istotny, do kogo jest adresowany? Jakie korzyści niesie ze sobą dla osób cierpiących na chorobę otyłościową?

Bardzo się cieszę, że mogłam wziąć udział w powstawaniu tego słownika. Język jest czymś, na co bardzo zwracam uwagę w swoim życiu prywatnym i zawodowym. Uważam, że to jest podstawa relacji. Słownik jest skierowany do wszystkich: po pierwsze do osób chorujących na otyłość, by poczuły wsparcie. Po drugie do osób, które towarzyszą osobom chorującym na otyłość. Daje im narzędzie, które pomoże we wzajemnej komunikacji. By komunikacja – zamiast ranić – mogła wspierać.

Zadbajmy o język, jakim mówimy. Nie mówmy: otyłość, tylko: choroba otyłościowa. Nie: odchudzanie, tylko redukcja masy ciała. Zamiast walki z otyłością, niech pojawia się jej leczenie.

Stygmatyzacja, hejt, deprecjonowanie w stosunku do chorych na otyłość są w Polsce bardzo rozpowszechnione i tak jest właściwie od pokoleń. Problem dotyczy 8 mln dorosłych w Polsce: tyle mamy osób cierpiących na chorobę otyłościową. Widząc osobę z otyłością, większość z nas myśli, że jest to efekt niewłaściwego stylu życia i świadomej decyzji chorego...

W Polsce świadomość społeczna na ten temat jest bardzo niska. Wyniki badań mówią, że tylko 15 proc. Polaków jest świadomych, że otyłość jest chorobą. 85 proc. nie jest świadomych. Ta niewiedza właśnie jest przyczyną stygmatyzacji czy wykluczenia osób chorujących na otyłość z różnych sfer życia.

Jak hejt i stygmatyzacja wpływają na osoby chore na otyłość? Czy działania edukacyjne w tym obszarze są ważne i potrzebne?

Przede wszystkim takie negatywne zachowania mogą deprymować, odbierać chęć do kontaktów z ludźmi. To bardzo niesprawiedliwe, że objaw choroby – bo nadmiarowe kilogramy są jedynie objawem choroby otyłościowej, stają się powodem do negatywnych komentarzy wobec drugiej osoby. Sytuacja ta nie dotyczy chyba żadnego innego schorzenia. Wieloletnie doświadczanie takich mniej lub bardziej nasilonych przykrości sprawia, że te osoby często się chowają, wiedzą, że będą oceniane w kontekście wyglądu, unikają więc spotkań, zdarza się, że rezygnują z wymarzonej pracy.

Bardzo nasilona stygmatyzacja może odbierać wręcz godność, a ludzie jej doświadczający mogą czuć się poniżeni. To sprawia, że działania edukacyjne są alarmująco konieczne. Świadomość społeczna w kontekście choroby otyłościowej musi się zmienić jak najszybciej, ponieważ jest to kwestia, która dotyczy bezpośrednio ok 8 mln Polaków, a dodatkowo ich rodzin, najbliższych. Ta tytułowa „Zmiana spojrzenia” jest możliwa tylko jako efekt wyparcia stereotypów i złych nawyków przez naukową wiedzę medyczną. A zmiana języka, jakim mówimy o chorobie otyłościowej, przyczyni się do poprawy jakości życia wielu ludzi.

Czy potrzebna jest nowa kultura komunikacyjna na temat otyłości i osób nią dotkniętych?

Myślę, że tak. Słownik jest pierwszym krokiem do zbudowania tej kultury. Tam są wprost podane słowa, które ranią i podane te, których można używać w zamian. Teraz coraz więcej mówi się na temat języka inkluzywnego, włączającego, w różnych sferach życia. Sfera choroby otyłościowej jest kolejną, którą musimy objąć opieką i zwrócić uwagę na to, że to jest obszar, który wymaga zmiany w komunikacji. Kultura języka musi się zmienić. Słownik jest doskonałym narzędziem, który może w tym pomóc.

Jest pani nauczycielką. Czy w codziennej pracy spotyka się pani ze stygmatyzacją z powodu nadwagi i otyłości wśród najmłodszych? Czy pani zdaniem to grupa, wśród której też powinna być prowadzona edukacja?

Tak, oczywiście, spotykam się z takimi sytuacjami. Bardzo często muszę rozstrzygać spory, w których ktoś kogoś nazwał grubym, ktoś przychodzi się pożalić. Staram się rozmawiać z dziećmi, młodzieżą, tłumaczyć, jak taka osoba się czuje. Bardzo ważnymi adresatem kampanii edukacyjnej są również rodzice tych dzieci. Mówi się, że polskie społeczeństwo jest jednym z najbardziej zagrożonych, jeśli chodzi o chorobę otyłościową. Dynamika jej rozwoju u najmłodszych jest u nas największa. Rodzice są bardzo często nieświadomi, że ich dzieci są po prostu chore i z choroby nie wyrosną. Często sami zmagają się z chorobą otyłościową. Mówią: „U nas wszyscy są więksi. My już tak mamy”. Okazuje się, że cała rodzina jest obciążona, z różnych powodów, chorobą otyłościową.

Teraz, kiedy sama doświadczyłam hejtu, mogę dzieciom, młodzieży powiedzieć, że wiem, jak to jest. My mówimy o hejcie w Internecie. Wśród dzieci to wszystko, ten hejt, dzieje się na żywo. W szkole, w ich mediach społecznościowych. Te dzieciaki ciągle doświadczają oceny, brutalnej oceny, bez żadnych hamulców. Takie sytuacje są na pewno źródłem wielu dramatów. Często również ich rodzin. Edukacja w tej sferze naprawdę ma sens.

Jak zachęciłaby pani do zapoznania się ze Słownikiem „Jak wspierająco mówić o chorobie otyłościowej?"

Większość z nas ma w swoim otoczeniu osobę, która jest chora – świadomie lub nieświadomie. Z sympatii, z szacunku dla tych osób warto przejrzeć, przeczytać ten słownik, przyswoić zawarte tam sformułowania i rady. Po to, by tym 8 milionom ludzi – to jest ogromna część naszego społeczeństwa – mogło żyć się łatwiej, lepiej i przyjemniej. Zadbajmy o siebie nawzajem.

Artykuł sponsorowany powstał we współpracy z Novo Nordisk będącym Organizatorem kampanii edukacyjnej „Porozmawiajmy szczerze o otyłości”.
Źródło: Wprost