Choć w Unii Europejskiej liczba zgonów z powodu raka stercza spadła w ostatnich latach o 7 proc. w Polsce od pięciu lat obserwujemy wzrost śmiertelności o 18 proc! Dlaczego?
To wina opóźnionej diagnostyki. Im wcześniej wykryta choroba, tym większa szansa na jej wyleczenie oraz szersze możliwości terapeutyczne.
Tymczasem w Polsce tylko 37 proc. pacjentów w wieku 55 i 65 lat bada się profilaktycznie pod kątem raka stercza. To fatalny wynik.
W efekcie liczba zachorowań na raka stercza wynosi u nas 16 tys., a ok. 5 tys. mężczyzn rocznie umiera. Według prognoz w roku 2030 będziemy mieli ponad 40 tys. nowych zachorowań na raka stercza. To zatrważające.
Kto powinien się badać?
Każdy mężczyzna, który ukończył 50 r.ż. Poważnym czynnikiem ryzyka jest występowanie choroby w rodzinie: jeśli ojciec chorował na raka stercza, to syn powinien przebadać się jeszcze przed 40. rokiem życia, bo jest trzykrotnie bardziej narażony na zachorowanie. Jeżeli zaś w rodzinie była powtarzalność zachorowań, na przykład chorował dziadek, ojciec i brat ojca, to ryzyko wzrasta aż dziesięciokrotnie!
Przy tym wciąż nie wiemy, co sprawia, że u niektórych po 50. roku życia gruczoł krokowy zaczyna się nagle powiększać – może dieta bogata w tłuszcze, może zaleganie płynów, które do tej pory były wydalane z nasieniem, może mniej intensywna aktywność fizyczna, może hormony. Czynników wzrostowych jest wiele.
Jak to się objawia?
Kłopot polega na tym, że choroba może przebiegać podstępnie, nie dając żadnych objawów. W rezultacie blisko 25 proc. osób dowiaduje się o chorobie, gdy ma już przerzuty.
Drugi problem polega na tym, że jeśli objawy już się pojawią, najczęściej są bardzo podobne do tych w łagodnym rozroście stercza i w związku z tym bywają bagatelizowane.
W każdym razie powiększający się gruczoł zaczyna uciskać na cewkę moczową i utrudnia oddawanie moczu. Chory musi wstawać w nocy do toalety, ma uczucie naglącego parcia czyli ma potrzebę wysiusiania się natychmiast. Drugim charakterystycznym objawem jest zwężenie strumienia moczu – nie jest on już tak daleki jak kiedyś. Krótko mówiąc, z chłopakami w zawody „kto dalej sika” stawać już nie można.
Te objawy nie niepokoją?
No cóż, ja się dziwię, że mężczyźni nie przychodzą do lekarza. Szczególnie, że badania nie są inwazyjne, ani specjalnie uciążliwe. Największe obawy wywołuje badanie per rectum, czyli badanie palcem stercza przez odbyt. Ono naturalnie jest nieprzyjemne, trzeba się do niego rozebrać przed obcą osobą, ale przecież chodzi o zdrowie, a nawet życie, więc krygowanie się jest w tym przypadku niepotrzebne. To badanie pozwala urologowi ocenić czy konsystencja, wielkość i kształt gruczołu jest prawidłowa. Jeśli pojawiają się wątpliwości przeprowadza się kolejne badania, np. USG gruczołu krokowego, lub badanie PSA, czyli badanie poziomu specyficznego dla prostaty antygenu PSA (Prostate Specific Antigen).
To badanie jest dość kontrowersyjne...
To jest trochę taki Święty Graal – należy jednak pamiętać, że nawet u 10 proc. osób z poziomem PSA w granicach normy może dojść do zachorowania na raka prostaty. Z drugiej strony nawet 25 proc. mężczyzn z podwyższonym poziomem PSA nie ma raka prostaty – do podwyższonego poziomu PSA może dochodzić np. w ciągu 48 godzin od jazdy na rowerze lub stosunku płciowego. Badanie to regularnie powinni jednak wykonywać mężczyźni po 50. r. ż. a w rodzinach, w których dochodziło do zachorowań na ten nowotwór już po 40. r. ż. Tymczasem wielu z nich lekceważy te zalecenia i unika wizyty u lekarza.
Jak leczy się tę chorobę?
Kolejność podejmowanych badań jest następująca: jeśli badanie PSA jest niejednoznaczne, wykonujemy badanie przez odbyt palcem i USG przezodbytnicze, ewentualnie rezonans magnetyczny, który jest w tym wypadku czulszy od tomografii komputerowej. Następnie przeprowadzamy biopsję gruczołu krokowego w celu przeprowadzenia mikroskopowego badania histopatologicznego, które ma potwierdzić i uszczegółowić diagnozę. W zależności od rozpoznania podejmowane są dalsze decyzje odnośnie leczenia.
Chciałbym w tym miejscu podkreślić, że rak wcześnie wykryty można uznawać za wyleczalny. Oczywiście nie mogę zapewnić, że w stu procentach, ale na pewno możliwości skutecznego leczenia są o wiele większe. A do wyboru mamy różne metody, nie tylko zabieg chirurgiczny, ale wszelkiego rodzaju działania onkologiczne (m.in. brachyterapię, naświetlania).
Wielu pacjentów obawia się skutków ubocznych leczenia: nietrzymania moczu i utraty funkcji seksualnych. Słusznie?
Nic bardziej mylnego! To faktycznie największe obawy. Na naszym oddziale leczymy kilkuset pacjentów rocznie, codziennie operujemy przynajmniej jednego pacjenta z rakiem stercza. Wielu z naszych lekarzy broniło prace doktorskie, w których tematem przewodnim był nowotwór prostaty i z ich wyliczeń wynika, że problem nietrzymania moczu po zabiegu dotyczy zaledwie 0,7 procenta naszych pacjentów.
Chciałbym podkreślić, że do każdego pacjenta należy podchodzić indywidualnie. Musimy też pamiętać, że pacjent nie składa się tylko z prostaty i raka, ale może mieć również inne choroby, które na przykład uniemożliwiają wykonanie operacji i lub zastosowania innej metody. Coraz częściej chorują młodzi mężczyźni, nawet ok. 40. r. ż. – oni mają inne oczekiwania.
Możliwe jest jednak wykonanie operacji oszczędzającej pęczki nerwowo- naczyniowe, odpowiedzialne między innymi za wzwód, dzięki czemu zachowujemy możliwość współżycia. Często kłopot wynika nie ze względów anatomicznych, lecz siedzi w głowie pacjenta. Niestety prawdą jest też to, że wykrycie raka stercza w fazie zaawansowanej odbiera nam pewne możliwości działania. W takim przypadku oszczędzenie pęczków nerwowo-naczyniowych oznacza, że nie usuniemy choroby całkowicie, a to zbyt ryzykowne. Taka sytuacja dotyczy aż 25 proc. pacjentów, czyli 4 tys. mężczyzn rocznie.
Mówi pan o zbyt małej liczbie badań. Czy także pod względem leczenia prostaty też odbiegamy od standardów europejskich?
Chcielibyśmy leczyć nowocześniej poprawiając jakość życia naszych pacjentów, przedłużając je, także u starszych chorych, bo warto zaznaczyć, że rak stercza to choroba seniorów – prawdopodobieństwo zachorowania rośnie wraz z wiekiem. Tymczasem w leczeniu jesteśmy ograniczeni sztywnymi wytycznymi, które nie pozwalają nam nowocześnie leczyć.
Monika Wysocka, zdrowie.pap.pl
Czytaj też:
Jesteś mężczyzną po czterdziestce? Powinieneś zrobić to badanie