Jego wszy karmili Herbert i Banach. Niezwykła historia Rudolfa Weigla, pogromcy tyfusu

Jego wszy karmili Herbert i Banach. Niezwykła historia Rudolfa Weigla, pogromcy tyfusu

Dodano: 
Rudolf Weigl
Rudolf Weigl Źródło:Narodowe Archiwum Cyfrowe
Wynalazł szczepionkę na tyfus i uratował miliony istnień. Ale uratował też tych, których w czasie wojny zatrudniał jako karmicieli wszy. Rudolf Weigl to bez wątpienia jedna z najciekawszych postaci polskiej nauki.

Wyobraź sobie, że musisz do ciała przyłożyć niewielkie, drewniane pudełeczka nazywane też trumienkami. W każdym uwięzione są żywe wszy, a strona, która przylega do ciała jest zrobiona z gazy. Wsza wbije się w skórę, ale nie ucieknie. Zdrowe i najedzone wszy wkładano potem w specjalne imadełka i wstrzykiwano im riketsje, czyli bakterie tyfusu plamistego. Trzeba było aż 120 wszy, aby powstała jedna fiolka szczepionki na tyfus. Dziś może to brzmieć dla wielu upiornie, ale fakt jest taki, że wynalezienie szczepionki na tyfus, było przełomowym odkryciem w skali całego świata. Jej twórca Rudolf Weigl nie dostał jednak za swoją pracę Nagrody Nobla. Ale o tym później…

Polak z wyboru i śmiertelny tyfus

Zacznijmy od tego, że Rudolf Weigl był Polakiem z wyboru. Urodził się 2 września 1883 roku na terenie dzisiejszych Czech w austriackiej rodzinie. Po przedwczesnej śmierci ojca, jego matka związała się z polskim nauczycielem i to był moment, kiedy młody Weigl na tyle zafascynował się Polską, że zawsze już uważał się za Polaka. Miał zresztą potem mówić, że narodowość, to nie jest kwestia urodzenia, ale wyboru. I że tego wyboru dokonuje się tylko raz w życiu.

Rudolf Weigl w 1907 r. ukończył studia przyrodnicze na Uniwersytecie Lwowskim i dalej kontynuował tam karierę naukową. Kiedy wybuchła I wojna światowa został powołany do armii Austro-Węgier jako parazytolog, czyli specjalista od pasożytów, a potem pracował w szpitalu wojskowym w Przemyślu. Jeszcze przed wojną zainteresował się tyfusem plamistym, chorobą, która dziesiątkowała ówczesny świat. Jak często się mówi, była chorobą wojny, głodu i brudu. Roznosicielami bakterii tyfusu były wszy, a za odkrycie tego faktu francuski mikrobiolog Frances Nicolle otrzymał Nagrodę Nobla. Jako ciekawostkę można dodać fakt, że sama nazwa bakterii tyfusu – Rikettsja Provazekii pochodzi od nazwisk dwóch naukowców (Rickettsa i Provazka), którzy badania nad tyfusem przypłacili życiem, bo zarazili się i zachorowali.

Tyfus plamisty był przyczyną śmierci milionów ludzi. Trzeba dodać, że nim wynaleziono antybiotyki, to szczepionka była jedyną skuteczną metodą powstrzymania epidemii.

Jak zarazić wszy bakteriami? „Trzeba im to w d…”

To właśnie praca we wspomnianym laboratorium przemyskiego szpitala miała być przełomowa w karierze naukowej Weigla. Pracę w laboratorium nadzorował niejaki Filip Eisenberg. Uważał zajmowanie się tyfusem za fanaberię i marnowanie czasu, bo przecież jeśli wojna się skończy, epidemia ustanie i nie będzie skąd brać zarażonych wszy. To wtedy miało dojść do ostrej wymiany zdań między naukowcami, a emocje Weigla zaowocowały odkryciem przełomowej metody pozyskiwania zarażonych wszy do badań, bo nikt przy zdrowych zmysłach nie zarażałby tyfusem ludzi (a bakteria przechodziła do organizmu wszy tylko, jeśli ta ssała krew chorego).

Mariusz Urbanek, autor biografii „Profesor Weigl i karmiciele wszy” tak pisze o pomyśle, skąd brać zarażone wszy.

„Jak nie zechcą ssać normalnie, to trzeba im to w d… – Weigl ponoć zawahał się, czy wypada przy profesorze i przełożonym użyć dosadnego słowa i zakończył inaczej - … do zadniego otworu wstrzyknąć (…) Eiselberg był (…) zbulwersowany słowami Weigla. Młody docent postanowił ratować sytuację. – A co pan myśli, że nie można?

Wziął cieniutką kapilarę i pod mikroskopem, na oczach Eiselberga wprowadził do jelita wszy kroplę płynu”.

Dalej wszystko potoczyło się błyskawicznie. Jeśli Weigl był w stanie uzyskać w laboratorium wszy zarażone riketsjami, mógł spokojnie pracować nad szczepionką. Aby ją uzyskać, wypreparowywał z wszy jelito pełne bakterii, rozcierał w laboratoryjnym moździerzu, zalewał fenolem i to była podstawa do zrobienia szczepionki.

„Wielki kapłan tyfusowej magii” – Weigl wszystko testował na sobie

Weigl przetestował szczepionkę na świnkach morskich i na sobie. Chciał rozpocząć produkcję szczepionki na masową skalę i zaproponował to władzom armii Austro-Węgier, ale wojna się skończyła, a Weigl został zdemobilizowany. Skupił się już tylko na badaniach nad tyfusem, a wkrótce mógł za to wrócić do ukochanego Lwowa, gdzie uzyskał tytuł profesora.

Trzeba dodać, że kiedy Weigl sam sobie aplikował szczepionkę, a następnie roztwór mogący zarazić go tyfusem, sam był po przejściu tyfusu. Obawiał się, że choroba dała mu odporność, a nie chciał eksperymentować na innych ludziach. Jego laboranci w tajemnicy przed profesorem zrobili to sami – szczepienie miała przyjąć jedna z techniczek, a następnie karmiła zakażone riketsjami wszy. Nie zachorowała.

O odkryciu Weigla informowały ówczesne gazety. Tu dodatek do Ilustrowanego Kuryera Codziennego.

Rudolf Weigl stworzył sprawnie działającą machinę wytwarzania szczepionek na masową skalę. W laboratorium zadania były ściśle podzielone, a każdy miał swoją specjalizację. Byli ci, którzy hodowali wszy, byli karmiciele, byli ci, którzy wstrzykiwali wszom riketsje i ci, którzy preparowali zarażone insekty, aby wydobyć z nich materiał do produkcji szczepionki. Sam profesor został nawet określony potem przez pisarza Mirosława Żulawskiego „wielkim kapłanem tyfusowej magii”. Warto jednak wspomnieć, że sam Weigl i jego żona, poświęcając się sprawie, byli pierwszymi karmicielami wszy (sam Weigl dwukrotnie chorował na tyfus, także w tym czasie prowadząc badania na sobie). Z czasem karmiciele byli po prostu zatrudniani w instytucie Weigla.

Pierwszy raz na masową skalę szczepionkę na tyfus zastosowano w… Chinach. A dokładnie wśród przebywających tam belgijskich misjonarzy, których dziesiątkował tyfus. Ta akcja przyniosła Weiglowi światową sławę, a papież Pius XI przyznał mu najwyższe odznaczenie, jakim Kościół może uhonorować świeckiego – Order Świętego Grzegorza Wielkiego. Była druga połowa lat 30., a szczepionki Weigla ratowały życie ludzi na całym świecie. Wojna sprawiła, że niezwykły naukowiec uratował kolejne istnienia ludzkie, nie tylko przed chorobą zakaźną.

Nietykalny profesor i jego karmiciele wszy

W czasie wojny szczepionka była wręcz niezbędna, a Weigl stał się osobą nietykalną, o której względy najpierw zabiegał sam Nikita Chruszczow, chcąc go (bezskutecznie) ściągnąć do Moskwy, a potem Weigla dla siebie chcieli Niemcy. Zażądano od niego podpisania Reichslity grożąc mu śmiercią, jeśli tego nie zrobi. Jak pisze w biografii Mariusz Urbanek, naukowiec miał odpowiedzieć oficerowi SS wprost:

Życie dziś stało się smutne i beznadziejne… Jeśli pan, generale, dasz rozkaz mnie rozstrzelać, to chociaż dla rodziny to będzie tragedia, to jednak w gruncie rzeczy wyrządzi mi pan przysługę, a otoczenie święcie czcić będzie moją pamięć.

Hitlerowskiej armii szczepionka Weigla była jednak niezbędna. To dlatego naukowiec, mimo swojej nieugiętej postawy, nie został rozstrzelany, a mógł pracować i co kluczowe w tej historii, dostał wolną rękę w zatrudnianiu ludzi w instytucie. Tym sposobem u Weigla pracowało tysiące karmicieli wszy, a jego personel był nietykalny. To chroniło karmicieli przed łapankami i wywózkami. Karmicielami wszy byli zwykli obywatele, ale też wybitni naukowcy czy artyści. Wśród nich, chociażby poeta Zbigniew Herbert, wybitny matematyk prof. Stefan Banach czy wspomniany pisarz Mirosław Żuławski.

Laboranci karmią wszy. Charakterystyczne pudełeczka z insektami zakładano na ręce lub nogi

Weigl przekonywał, że do badań niezbędna jest też możliwość przebywania we lwowskim getcie. Niemcy zgadzali się na wszystko, a profesor i jego laboranci sprytnie ukrywali nadwyżki produkowanych szczepionek, dostarczając je do getta we Lwowie. Szczepionki Weigla były też dostarczane do getta warszawskiego, gdzie w 1941 roku wybuchła epidemia tyfusu. Dziś charakterystyczne fiolki szczepionek od prof. Weigla można zobaczyć na stałej wystawie w Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN w Warszawie.

Szczepionki trafiały również do polskiego podziemia. Żeby zrozumieć skalę przedsięwzięcia, trzeba jeszcze raz podkreślić, że do wyprodukowania jednej szczepionki potrzeba było aż 120 zarażonych riketsjami wszy. Każdego dnia w laboratorium wylęgało się tysiące wszy, które potem nosili na sobie karmiciele.

Dlaczego Rudolf Weigl nie dostał Nobla?

Choć Rudolf Weigl był dla wielu zupełnie zasłużenie pewniakiem do otrzymania Nagrody Nobla, nigdy jej nie otrzymał, mimo nominacji. Najpierw zadziałali Niemcy w zemście za odmowę podpisania Reichslisty, a już po wojnie zawistni naukowcy (zresztą koledzy z lwowskiego laboratorium), którzy – paradoksalnie – oskarżyli go o kolaborację z Niemcami. Nietrudno sobie wyobrazić, ile złego w powojennych czasach takie oskarżenie wywoływało, w każdym razie w 1951 r. to Polska oficjalnie wycofała kandydaturę Weigla do Nobla. W powojennych realiach fakt odmowy współpracy Nikicie Chruszczowowi również nie działał na korzyść naukowca.

Lwowska przygoda profesora skończyła się wraz z zakończeniem wojny. Jeszcze nim Rosjanie zajęli Lwów po wycofujących się Niemcach, profesor Weigl wyjechał najpierw do Krościenka, a potem do Krakowa, gdzie kontynuował badania. Potem przeniósł się na Uniwersytet Poznański i tam pracował już do emerytury. Zmarł po udarze mózgu w 1957 roku w Zakopanem. Po śmierci został odznaczony Krzyżem Komandorskim i Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski oraz medalem Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata.


Nauka to polska specjalność
Rok Ignacego Łukasiewicza

Przeczytaj inne artykuły poświęcone polskiej nauce

Czytaj też:
Sukcesy w medycynie. Polscy lekarze i ich przełomowe działania