Kolejny zawodnik po Eriksenie o krok od śmierci na boisku. „Nawet trening nie powinien odbyć się bez defibrylatora”

Kolejny zawodnik po Eriksenie o krok od śmierci na boisku. „Nawet trening nie powinien odbyć się bez defibrylatora”

Dodano: 
Prof. Łukasz Małek, kardiolog sportowy
Prof. Łukasz Małek, kardiolog sportowy Źródło:Archiwum prywatne
To nie „wina” szczepionek, tylko niewykrytej miażdżycy, kardiomiopatii lub innego rzadkiego schorzenia, niedoleczenia infekcji, a czasem przetrenowania, odwodnienia: dlaczego na boisku zawodnik nagle traci przytomność, czy piłkarz polskiej ligi zostałby w takiej sytuacji uratowany – mówi prof. Łukasz Małek, kardiolog sportowy.

Katarzyna Pinkosz, Wprost: Kolejna dramatyczna sytuacja z ubiegłego tygodnia. Liga holenderska: piłkarz podczas meczu przewraca się, traci przytomność, choć nie doznał urazu. Skąd nagłe problemy z sercem u wysportowanego, młodego człowieka?

Prof. Łukasz Małek: Takie sytuacje co jakiś czas zdarzają się w rozgrywkach na różnym szczeblu, nie tylko w piłce nożnej. Piłkarz na pewno nieraz był wcześniej badany, ale wszystkie badania przesiewowe mają swoje ograniczenia. Jeśli nie widać nieprawidłowości w podstawowych badaniach, to nie wykonuje się kolejnych, a zawsze może się zdarzyć rzadki, ukryty problem kardiologiczny. Druga możliwość jest taka, że doszło infekcji, która doprowadziła do zapalenia mięśnia sercowego między okresami badań kontrolnych lub inna choroba ujawniła się w tym okresie. Zdarza się też, że sportowiec przyjmuje różnego rodzaju substancje wspomagające wydolność.

Przyczyn może być wiele; pewnie w tym konkretnym przypadku ich nie poznamy. Zazwyczaj przyczyną są choroby mięśnia sercowego, tzw. kardiomiopatie, nieprawidłowości odejścia tętnic wieńcowych, a u starszych sportowców (w wieku ok. 34-35 lat) także miażdżyca.

Miażdżyca może wystąpić u młodego sportowca?

Tak. Są czynniki genetyczne, których nie jesteśmy w stanie wcześniej wykryć.

Iker Casillas, bramkarz reprezentacji Hiszpanii, przed 40. rokiem życia doświadczył zawału mięśnia sercowego. Po tym incydencie zakończył karierę. Nie wrócił już do aktywności wyczynowej. Zawał serca może dotknąć nawet trzydziestokilkulatka, kiedy tło genetyczne jest duże, ma wysokie stężenie cholesterolu, np. spowodowane hipercholesterolemią rodzinną.

Mimo uprawiania sportu, aktywnego trybu życia oraz prawidłowej diety i tak może dojść do zawału. Mam pod swoją opieką pacjentów-sportowców, którzy przed 40. rokiem życia mieli zawał.

Przyczyną zapalenia mięśnia sercowego może być po prostu niedoleczona infekcja?

Przebyta infekcja górnych dróg oddechowych, przewodu pokarmowego, niedoleczona u zawodnika. Na poziomie wyczynowym nie można sobie pozwolić na dłuższą przerwę, zawodnicy są eksploatowani do granic możliwości. Zbyt wcześnie wracają do aktywności fizycznej. Niedoleczona infekcja wielokrotnie zwiększa ryzyko zapalenia mięśnia sercowego. Gdy jest on wówczas eksploatowany w czasie wysiłku, może to spowodować np. zatrzymanie krążenia.

Czytaj też:
Kardiolog sportowy: Rocznie nawet 10 tys. sportowców-amatorów doznaje nagłego zatrzymania krążenia

Pod Pana redakcją ukazała się niedawno książka „Nagły zgon sercowy w sporcie. Jak mu zapobiec”. Czy takie sytuacje zdarzają się często?

Najczęściej z doniesień medialnych dowiadujemy się, że u sportowca doszło do ataku serca – bo jak nie wiemy, co się stało, to wszystkim wydaje się, że jedyną przyczyną jest atak serca. Dokładnie nie wiadomo, co się mieści pod tym pojęciem. Można domniemywać, że jest to nagłe zatrzymanie krążenia spowodowane migotaniem komór albo zawałem. Takie przyczyny faktycznie dominują u starszych sportowców, ale u młodszych – nie. Chcieliśmy to wyjaśnić. Poza tym w pandemii było wiele teorii spiskowych, że przyczynami mogą być szczepionki. To nie jest prawda. Nawet ostatnio ukazał się w British Journal of Sports Medicine artykuł, gdzie dokonano kolejnej analizy doniesień na ten temat. Nic nie wskazuje na to, że powikłania po szczepionkach, które czasami się zdarzają, zwiększały w sposób istotny ryzyko sercowo-naczyniowe. Nie obserwuje się większej liczby tego typu zdarzeń, co czasem można wyczytać w mediach społecznościowych.

Prof. Łukasz Małek, Nagły zgon sercowy w sporcie

W przypadku meczu w holenderskiej ekstraklasie bardzo szybko piłkarzowi udzielono pomocy, szybko odzyskał przytomność. Nie zawsze jednak to się udaje?

Staraliśmy się opisać, jak zapobiegać nagłym zgonom podczas uprawiania sportu. Pierwsza rzecz to badania przesiewowe. W Polsce są one obowiązkowe tylko u sportowców wyczynowych do 23. roku życia (raz w roku, w wątpliwych sytuacjach co pół roku); u starszych już nie. Nie mówiąc już o amatorach, którzy w ogóle nie podlegają wymogowi okresowych badań przesiewowych (poza pewnymi wyjątkami, jak np. licencje triatlonowe). Duża część osób nie bada się, uważając, że jeśli nie ma objawów, to nic im nie grozi – co jest kolejnym mitem. Czasami pierwszym objawem może być właśnie zatrzymanie krążenia.

Opisaliśmy, jak badania przesiewowe powinny wyglądać w różnych grupach wiekowych. Piszemy też o tym, jak zwiększać szansę na uratowanie czyjegoś życia, jeśli do takiego zdarzenia dojdzie. Kluczowymi urządzeniami, na szczęście coraz częściej dostępnymi, są automatyczne zewnętrzne defibrylatory (AED).

Są na stacjach metra...

Ale też w galeriach, w szkołach. Dobrze by było, aby były również we wszystkich klubach sportowych, i to nie schowane w piwnicy. W czasie treningów, meczów powinny znajdować się przy linii bocznej boiska, aby – jeśli dojdzie do takiej sytuacji – sztab medyczny mógł ich użyć optymalnie w czasie do 2 minut od wystąpienia zdarzenia. Defibrylator w sposób automatyczny jest w stanie zanalizować daną sytuację utraty przytomności – czy jest związana z zaburzeniami rytmu, z zatrzymaniem krążenia, a zatem czy możemy działać, zanim przyjedzie pogotowie. Jeśli trzeba wykonać defibrylację, aby serce pobudzić do powrotu czynności, to urządzenie samo taki wstrząs aplikuje.

Badania pokazują, że jeśli defibrylator jest dostępny na miejscu i zostanie odpowiednio użyty, to szansa na uratowanie życia wzrasta do 80 proc. Jeśli nie mamy urządzenia na miejscu i opieramy się tylko na klasycznym zewnętrznym masażu serca i oczekiwaniu na przyjazd pogotowia, to szanse na uratowanie życia są wielokrotnie niższe: wynoszą ok. 20-30 proc. Defibrylatory zewnętrzne nie raz pokazały swoją skuteczność, np. podczas zatrzymania krążenia u Christiana Eriksena w czasie Euro, a ostatnio u syna LeBrona Jamesa.

Czytaj też:
Szczepionki powodują nagłe zgony u sportowców? Kardiolog: To fake news. Takie przypadki można policzyć na palcach jednej ręki

Czy w Polsce piłkarz miałby szansę na defibrylację, jeśli to będzie konieczne podczas meczu czy treningu? Myślę o meczach także w polskich niższych ligach.

Wątpię. Co prawda FIFA wymaga, aby takie urządzenia były na stanie klubów (do pewnego poziomu rozgrywek). Nie powinien odbyć się żaden mecz ani trening, jeśli takie urządzenie jest niedostępne. Na ile jednak ono rzeczywiście znajduje się przy linii bocznej boiska, na ile sztab drużyny jest w stanie go użyć, to trudno powiedzieć. Na najwyższym szczeblu rozgrywek na pewno są sprawdzone procedury i w ciągu 1-2 minut defibrylator byłby użyty, natomiast w rozgrywkach niższego szczebla i amatorskich, dziecięcych już nie zawsze. Staramy się to zmieniać – poprzez książkę, organizację szkoleń na ten temat. Zakup takiego urządzenia to nie jest duży koszt – kilka tysięcy złotych. W kontekście uratowania czyjegoś życia to niewielka kwota. Do takich sytuacji dochodzi jednak rzadko – raz na kilka/kilkanaście lat.

To usypia czujność, bo są to sytuacje jednak wyjątkowe.

Tak, ale nie jest ich wcale mało. Jak wynika z publikacji FIFA, w ciągu czterech lat było tysiące takich zdarzeń na różnych szczeblach rozgrywek. Nie o wszystkich słyszymy. Trzeba być przygotowanym i wiedzieć, jak je rozpoznać. Gdy ktoś upada bezwiednie na murawę, ma drgawki, oddycha, to nie jest to najczęściej napad padaczkowy, tylko trzeba traktować to jako zatrzymanie krążenia i szybko podjąć akcję reanimacyjną na miejscu, bo przeniesienie zawodnika powoduje stratę cennego czasu.

Jednocześnie należy zadzwonić po pogotowie, podjąć masaż, podłączyć automatyczny defibrylator i ewentualnie wykonać defibrylację. Takie zdarzenia zawsze zdarzają się w niespodziewanym momencie. Odpowiednie przygotowanie sprawia, że szansa na uratowanie czyjegoś życia wzrasta, o czym piszemy w książce.

Oprócz piłki nożnej jakie sporty mogą być groźne dla serca?

To sporty dynamiczne, z dużą ilością komponentów „start-stop”, gdzie dochodzi do krótkich zrywów. Najwięcej zdarzeń sercowych, w przeliczeniu na liczbę osób uprawiających daną dyscyplinę sportu, dotyczy wcale nie maratonów, tylko koszykówki, piłki nożnej, piłki ręcznej. Jeśli jest choroba serca (nawet ukryta) i wykonujemy jednostajny wysiłek, to serce jest w stanie zaadaptować się i nie dochodzi do takiego zdarzenia. Natomiast gwałtowne przyspieszenia, zahamowania, zrywy, powodują duże reakcje w naszym organizmie układu autonomicznego, duży wyrzut hormonów – adrenaliny, noradrenaliny. To zwiększa ryzyko wystąpienia niebezpiecznych zdarzeń sercowych.

Mimo to, uprawianie sportu służy zdrowiu?

Oczywiście, takie zdarzenia mają miejsce rzadko. Gdybyśmy mieli podejść do tego zagadnienia w sposób czysto ekonomiczno-statystyczny, to ryzyko zgonu w czasie uprawiania sportu jest z pewnością mniejsze niż korzyści z jego uprawiania. Należy zachęcać do uprawiania sportu (niekoniecznie wyczynowego), a z drugiej strony pamiętać o badaniach przesiewowych. Takie działanie dwukierunkowe to domena kardiologii sportowej.

Do jakiego momentu aktywność fizyczna służy zdrowiu, a kiedy może stać się niebezpieczna?

Kolejne próby bicia rekordów pokazują, że te granice można przesuwać. Z badań kardiologicznych wiemy, że najzdrowsza dla każdego jest umiarkowana aktywność fizyczna, ok. 300-450 minut tygodniowo, najlepiej podzielona na kilka dni. Umiarkowana, czyli taka, przy jakiej jesteśmy w stanie swobodnie rozmawiać. Jeśli czas takiej aktywności zwiększymy kilkukrotnie, to u większości osób nie przyniesie negatywnych skutków, ale też nie przyniesie dodatkowych korzyści zdrowotnych. Dla zdrowia wystarczy 300 minut tygodniowo. Ostatnio nawet pokazało się badanie pokazujące, że taką aktywność można skumulować w ciągu weekendu.

Badania powinny wykonywać nie tylko osoby wyczynowo uprawiające sport?

Jeśli ktoś chce popływać, zrobić lekką przebieżkę, pojeździć na rowerze, na nartach, nie jest to intensywny sport i jest osobą zdrową, niemającą czynników ryzyka; to nie musi tych badań wykonywać. Badania przesiewowe dotyczą osób, które chcą uprawiać sport w sposób bardziej intensywny, wyczynowy. Wtedy serce jest zmuszone do największej pracy. Jeśli ktoś ma jakąś chorobę, nawet niedającą objawów w spoczynku, wrodzoną lub nabytą, to w trakcie uprawiania sportu wyczynowego może dojść do jakiegoś zdarzenia.

Druga rekomendacja dotyczy defibrylatorów i regularnych ćwiczeń z ich korzystania.

Trzeba wiedzieć, gdzie one są, ćwiczyć ich wykorzystanie. Jeśli dojdzie do zdarzenia sercowego, to trzeba zadziałać w ciągu 1-2 minut. Jest wiele filmów, które pokazują, jak należy takie urządzenie stosować i dzięki temu uratować czyjeś życie. Przekłada się to na zmniejszenie zgonów związanych ze sportem.

Gdyby te działania stosować, nie doszłoby do wielu zgonów w sporcie?

W jednym z rozdziałów opisuję kilka przykładów sportowców bardzo znanych i amatorów. To np. historia Jima Fixxa, amerykańskiego amatorskiego biegacza, z lat 80.

Palił papierosy, prowadził niezdrowy tryb życia, ale w pewnym momencie zmienił się. Schudł, zaczął biegać, napisał książkę promującą bieganie. Uważał, że nic mu nie grozi, nie musi się badać, ponieważ nie ma żadnych niepokojących objawów. Niestety w jego rodzinie zdarzały się zawały w młodym wieku. Wyszedł kiedyś na przebieżkę, doznał zatrzymania krążenia. Nie przeżył. Pokazuje to, że badania przesiewowe szczególnie u osób z czynnikami ryzyka (nawet amatorów), są konieczne.

Dlaczego jednak w danym momencie coś się wydarza? Uczestniczył przecież w wielu biegach.

Wiele osób ma choroby serca, a przez wiele lat nie dochodzi do niebezpiecznego zdarzenia, a w pewnym momencie ono się wydarza. To musi być splot wielu czynników. Opisuję też m.in. historię sportowca, któremu wydawało się, że jest zdrowy, a miał kardiomiopatię przerostową. Przez wiele lat trenował i nic mu nie było. Po kilku treningach nie wyrównał jednak zaburzeń elektrolitowych, nie nawodnił się, miał bardzo niskie stężenie elektrolitów. Do tego doszedł duży stres; wszystko to doprowadziło do zatrzymania krążenia.

Woda i elektrolity też są ważne?

Tak, to podstawy dobrego treningu. Nawet u zdrowej osoby nieuprawiającej sportu odwodnienie, przegrzanie organizmu, zaburzenia elektrolitowe mogą doprowadzić do różnego rodzaju zdarzeń sercowych. U sportowca jest częściej spotykane i co za tym idzie dużo bardziej niebezpieczne.

Prof. Łukasz Małek jest kardiologiem i kardiologiem sportowym, kieruje Poradnią Kardiologii Sportowej PIM MSWiA, pracuje w Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie. Biega półmaratony i maratony uliczne, oraz maratony i ultramaratony górskie.

Cały wywiad dostępny jest w 46/2023 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.