Kieliszek na stres? Psychoterapeutka ostrzega: to początek poważnego problemu

Kieliszek na stres? Psychoterapeutka ostrzega: to początek poważnego problemu

Dodano: 
Diana Wyrębek Walters
Diana Wyrębek Walters Źródło: Archiwum prywatne
Czy kieliszek „na stres” to już problem? O tym, dlaczego bagatelizujemy skutki picia i czemu nocna prohibicja nie rozwiąże problemu uzależnień, mówi psycholożka i psychoterapeutka Diana Walters-Rogulska.

Joanna Biegaj, „Wprost”: Jaka jest skala problemu alkoholowego w Polsce? Czy statystyki rzeczywiście są alarmujące i jak to się ma do zdrowia publicznego?

Diana Walters-Rogulska, psychoterapeutka, psycholog*: Statystyczny Polak wypija dziś prawie 10 litrów czystego alkoholu rocznie. Jeśli spojrzymy tylko na osoby dorosłe, to ta wartość sięga nawet 11–12 litrów.

To stawia nas w czołówce Europy. Ponad połowa tego alkoholu to piwo, które w kulturze bywa traktowane jako „mniej groźne”. Ale jeśli przeliczyć, ile kufli rocznie wypija przeciętny Polak, okazuje się, że to prawie 200 dużych piw.

To już nie jest „okazjonalne picie do meczu”, tylko realne obciążenie zdrowia.

Jakie są tego skutki?

Każdego roku około 12 tys. osób w Polsce umiera z powodu alkoholu – czy to przez choroby wątroby, nowotwory, czy wypadki drogowe. Do tego dochodzi przemoc domowa, problemy w pracy, ogromne koszty dla systemu ochrony zdrowia. Alkohol nie jest więc tylko „kwestią stylu życia”, to jeden z kluczowych czynników ryzyka w zdrowiu publicznym.

Co więcej, rośnie liczba zwolnień lekarskich wystawianych z powodu nadużywania alkoholu, zwłaszcza w grupie czterdziestolatków – ludzi, którzy są w samym środku życia zawodowego i rodzinnego. To pokazuje, że problem przekłada się bezpośrednio na gospodarkę i codzienne funkcjonowanie społeczeństwa

Czy statystyki są alarmujące? Tak, i to bardzo. Może nie mamy dramatycznych skoków w ostatnich latach, ale wciąż utrzymujemy się na niebezpiecznie wysokim poziomie. A to oznacza, że bez skutecznych działań profilaktycznych, bez zmiany podejścia społecznego i wsparcia dla osób z problemem alkoholowym, koszty – zarówno ludzkie, jak i finansowe – prawdopodobnie będą rosły.

Co myśli pani o pomyśle nocnej prohibicji w Warszawie? Czy takie ograniczenia mają szansę realnie wpłynąć na zmniejszenie skali problemu uzależnień, czy są to jedynie działania doraźne, mające wpłynąć na porządek publiczny?

Uważam, że zakaz sprzedaży alkoholu w godzinach nocnych może przynieść pewne pozytywne efekty, ale raczej w obszarze porządku publicznego, niż w obszarze profilaktyki uzależnień. Badania i doświadczenia innych miast pokazują, że ograniczenia w nocnej sprzedaży alkoholu faktycznie zmniejszają liczbę interwencji policji, awantur, zakłóceń ciszy nocnej czy bójek. Mieszkańcy w okolicach sklepów monopolowych mogą odczuć realną poprawę jakości życia, a to z kolei może poprawić bezpieczeństwo i komfort społeczny. Natomiast jeśli chodzi o wpływ na skalę uzależnień czy długoterminowe spożycie alkoholu, tu efekt może być niewielki

Osoby pijące problemowo zwykle zaopatrują się wcześniej lub znajdują inne sposoby, by ominąć zakaz. Samo ograniczenie godzin sprzedaży nie zmniejsza motywacji do picia ani nie rozwiązuje problemów, które leżą u źródła uzależnień.

Dlatego uważam, że nocna prohibicja może pomóc miastu w radzeniu sobie z uciążliwościami społecznymi, ale nie jest lekarstwem na problem alkoholowy. Jeśli chcemy realnie wpłynąć na skalę uzależnień, potrzebne są działania systemowe, takie jak: edukacja, wczesna profilaktyka w szkołach, lepszy dostęp do terapii, wsparcie dla rodzin i zmiana norm społecznych dotyczących picia.

Czy społeczeństwo wciąż bagatelizuje wpływ alkoholu na zdrowie psychiczne? Często słyszymy o „piciu dla relaksu” – co o tym mówi psychologia? Czy w ogóle istnieje „bezpieczna” dawka alkoholu?

Tak, niestety społeczeństwo wciąż w dużym stopniu bagatelizuje wpływ alkoholu na zdrowie psychiczne. Często słyszy się narrację typu: „kieliszek na rozluźnienie”, „piwo po pracy dla relaksu”.

Musimy pamiętać, że alkohol tylko chwilowo tłumi napięcie. Problem w tym, że w dłuższej perspektywie zwiększa poziom lęku, obniża nastrój i osłabia odporność psychiczną. Bardzo niebezpieczne jest to, że picie „dla relaksu” uczy mózg kojarzenia ulgi wyłącznie z alkoholem.

To jest prosta droga do uzależnienia, bo człowiek coraz częściej sięga po butelkę, zamiast rozwijać zdrowe strategie radzenia sobie ze stresem. Co do „bezpiecznej dawki”, Światowa Organizacja Zdrowia mówi jasno: nie ma dawki alkoholu, która byłaby całkowicie bezpieczna dla zdrowia. Nawet niewielkie ilości zwiększają ryzyko niektórych nowotworów czy zaburzeń nastroju. Oczywiście ryzyko rośnie wraz z ilością i częstotliwością picia, ale mówienie, że „kieliszek wina dziennie jest zdrowy” to mit, który nauka od lat obala. Psychologia i medycyna są tu zgodne: jeśli chcemy prawdziwego relaksu, lepiej sięgnąć po aktywność fizyczną, rozmowę, techniki oddechowe czy sen, bo alkohol to pozorna ulga, za którą płacimy wysoką cenę.

Gdzie leży granica między piciem towarzyskim a piciem ryzykownym lub szkodliwym? Jakie są najczęstsze, początkowo ignorowane, sygnały ostrzegawcze?

Artykuł został opublikowany w 41/2025 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.

Źródło: Zdrowie WPROST.pl