Większość ludzi ma problem z asertywnością. Obawiamy się, że jeśli odmówimy zrobienia czegoś, przestaniemy być lubiani albo, co gorsza, spowodujemy konflikt, zwłaszcza jeśli wcześniej byliśmy raczej ugodowi. Jak stawiać granice bez poczucia winy? Jak mówić „nie” bliskim lub współpracownikom, a przy tym ich nie ranić i nie czuć się egoistycznie?
Pomyśl sobie tak: jeśli nie stawiasz granic i nie jesteś asertywna, to trochę tak, jakbyś mieszkała w domu bez zamka w drzwiach. Każdy może wejść, kiedy chce, i robić, co mu się podoba. Czy w takim domu można się czuć bezpiecznie i komfortowo? Każdy może się rozsiąść w twoim fotelu, zajrzeć do lodówki, przestawiać meble po swojemu. Z czasem czujesz się zmęczona, sfrustrowana, a nawet niewidzialna we własnym domu. Stawiać granice to jak założyć zamek i nauczyć się z niego korzystać – nie po to, by kogoś wykluczyć, ale by samodzielnie decydować, kogo i kiedy zaprosić do środka. Tylko wtedy możesz zadbać o to, by twój dom był naprawdę twoim miejscem – bezpiecznym, spokojnym i pełnym dobrej energii.
Co zrobić, gdy druga osoba – na przykład w pracy lub w związku – nie chce słuchać? W relacjach często jedna strona próbuje rozmawiać świadomie, a druga się zamyka. Jak sobie z tym radzić?
Kiedy druga osoba nie chce słuchać, warto się zatrzymać i spojrzeć na sytuację w trzech wymiarach. Po pierwsze: cel – zapytaj siebie, o co naprawdę walczysz. Może chodzi nie tylko o rozmowę, ale też o poczucie bliskości, bycia ważną. Po drugie: lustro – zauważ, jakie przekonania się w tobie uruchamiają, na przykład że musisz zasłużyć na uwagę. I po trzecie: współczucie – zamknięcie drugiej osoby często wynika nie ze złej woli, a z jej własnych zranień i lęków, których jeszcze nie potrafi nazwać ani tym bardziej wypowiedzieć.
Jak poprawić komunikację w związku, gdy przez lata utrwalaliśmy złe nawyki – na przykład karanie partnera ciszą, złośliwości albo wypominanie dawnych przewinień? Czy w ogóle możliwe jest zbudowanie świadomych relacji, gdy jesteśmy dawno po etapie zakochania?
Czasami sama mam wątpliwość, choć bardzo chciałabym wierzyć, że tak – że nawet po latach złych nawyków można zbudować świadomą relację. Zmiana często zaczyna się od jednej strony: ktoś pierwszy przestaje karać ciszą, rzucać złośliwości, wypominać stare sprawy i zaczyna mówić z miejsca szczerości i wrażliwości. Jednak ostateczny sukces zależy od tego, czy druga osoba dołączy do tej nowej jakości – czy zauważy zmianę i odpowie swoją gotowością. Świadomy związek to nie perfekcja, tylko dwie osoby, które uczą się od nowa mówić i słuchać – tak jakby pierwszy raz naprawdę chciały się spotkać.
Jedno z najczęściej zadawanych w sieci i na forach pytań brzmi: jak porozumieć się z rodziną, z bliskimi, gdy mamy zupełnie inne poglądy na przykład na tematy polityczne, religijne, wychowawcze? Czy pani zdaniem empatia strategiczna to klucz do rozmów w rodzinach podzielonych na przykład światopoglądowo?
Kiedy w rodzinie pojawiają się różnice poglądów – politycznych, religijnych czy wychowawczych – zwykła rozmowa często przeradza się w kłótnię. Pomóc może empatia strategiczna, czyli próba zrozumienia nie tylko tego, co ktoś mówi, ale też tego, z jakiego świata to mówi. W Possibility Management mówi się wtedy o boxie – to takie osobiste „pudełko rzeczywistości”, które każdy z nas sobie stworzył: z przekonań, doświadczeń, lęków i wartości. I to właśnie nasze boxy się ścierają, a nie my jako ludzie. Konflikt nie musi oznaczać, że się nie kochamy – może po prostu żyjemy w innych „pudełkach” i nawet o tym nie wiemy. Zamiast więc próbować kogoś zmienić, czasem lepiej pozwolić komuś zostać w jego pudełku.
Jak budować porozumienie w pracy, gdy szef jest apodyktyczny, a zespół nie chce się wdawać w konflikty, więc po prostu milczy albo – co gorsza – podważa nasze kompetencje itp? Które z narzędzi opisanych w pani książce mają zastosowanie w środowisku zawodowym?
W takiej sytuacji najpierw warto zadbać o siebie i swoją wewnętrzną siłę – jeśli bowiem nie czujemy się pewnie, trudno nam mówić jasno i spokojnie, zwłaszcza w trudnym środowisku. W książce pokazuję narzędzia, które pomagają budować poczucie własnej wartości i wewnętrzne oparcie – to pierwszy krok. Dopiero potem, małymi krokami, można zacząć sprawdzać, czy jest przestrzeń na rozmowę. Pomocna może być metoda feedforward: zamiast krytykować, mówimy o tym, co działa. „To nam dobrze wychodzi, to również, i jeśli jeszcze tylko zrobimy…, to już będzie świetnie” – oto sposób, który nie wywołuje oporu, a otwiera drzwi do dialogu. W książce opisuję też różne sposoby komunikowania trudnych rzeczy w sposób, który nie rani, a jednocześnie nie pomija tego, co ważne – tak, by móc budować relacje nawet w wymagającym środowisku pracy.
W relacjach zawodowych często boimy się mówić o tym, co nam przeszkadza w pracy lub co nas boli. Obawiamy się nie tyle niezrozumienia, ile problemów, łącznie z utratą zatrudnienia. Jakie rady dałaby pani takim osobom?
To prawda – w relacjach zawodowych często boimy się mówić o tym, co nas boli, nie dlatego, że ktoś nas nie zrozumie, ale dlatego, że może to mieć konsekwencje. Dlatego pierwszy krok to nie rozmowa z innymi, tylko rozmowa ze sobą – by nazwać to, co naprawdę czuję, czego potrzebuję i co chcę osiągnąć, zanim zacznę działać. W książce pokazuję narzędzia, które pomagają oswoić ten lęk i odzyskać poczucie wpływu – jeśli bowiem czujemy się stabilniej w sobie, łatwiej nam mówić spokojnie, konkretnie i bez nadmiaru emocji. Nie musimy od razu się stawiać albo mówić wszystkiego – czasem wystarczy jedno zdanie sprawdzające, na przykład „Zastanawiam się, czy możemy o czymś porozmawiać – mam poczucie, że coś można byłoby usprawnić”. To nie bunt, tylko troska – o siebie, o zespół, o jakość pracy.
W jaki sposób dzieciństwo wpływa na to, jak tworzymy relacje jako dorośli – i jak to zmienić? Czy w ogóle jest to możliwe, jeśli działamy stale według pewnych schematów?
Dzieciństwo ma ogromny wpływ na to, jak tworzymy relacje jako dorośli – to wtedy uczymy się, czym jest bliskość, jak wygląda komunikacja, co wolno czuć i mówić, a czego lepiej unikać. Te wzorce wchodzą nam w krew i działają automatycznie, jak oprogramowanie w tle. Dobra wiadomość jest taka, że schematy to nie wyroki – możemy je zobaczyć, zrozumieć i krok po kroku zmieniać. W książce pokazuję, jak zacząć od uważności na siebie: swoje reakcje, przekonania i potrzeby – właśnie tam zaczyna się zmiana relacji z innymi.
W książce zachęca pani, by aktywnie słuchać rozmówcy i „usłyszeć, co tak naprawdę stoi za komunikatem”. Jak to zrobić, kiedy na przykład kłócimy się z rodzicami albo nielubianą ciotką?
Najpierw warto zacząć od empatii dla siebie – uznać, że to normalne, że coś nas rani, męczy albo uruchamia, zwłaszcza w rozmowie z kimś, kto od lat działa na nas jak papier ścierny. Dopiero potem można spróbować zrobić krok dalej i – zamiast reagować automatycznie – zadać sobie pytanie: co naprawdę stoi za tym, co słyszę? Może za krytyką cioci stoi potrzeba kontroli, bo sama nigdy jej nie miała? A za szorstkimi słowami rodzica – niewypowiedziany lęk albo samotność? To nie oznacza, że mamy się z tym zgadzać, ale świadomość, skąd to płynie, pomaga nie dać się wciągnąć w starą, dobrze znaną kłótnię.
Jak odróżnić zdrowy kompromis od rezygnacji z siebie w imię świętego spokoju?
Nie lubię słowa „kompromis” – brzmi jak coś, co zakłada stratę po obu stronach. Wolę mówić o współpracy, bo ona opiera się na dialogu, szacunku i wspólnym szukaniu rozwiązań, które są dobre dla nas, nie tylko dla ciebie albo dla mnie. Jeśli po rozmowie czuję się wysłuchana i nadal w zgodzie ze sobą – to znaczy, że to była współpraca. Jeśli wychodzę z niej z uczuciem, że znów się dopasowałam dla świętego spokoju i coś we mnie cichnie – to znak, że zgubiłam po drodze siebie.
Co powiedziałaby pani ludziom, którzy mają przekonanie, że udane relacje to efekt szczęścia do ludzi, a nie pracy nad sobą?
Powiedziałabym im, że szczęście do ludzi to często efekt szczęścia do samej siebie – czyli do momentu, w którym zaczyna się naprawdę znać i rozumieć siebie, swoje granice, potrzeby i reakcje. Jasne, trafiamy na różnych ludzi, ale to, jak budujemy z nimi relacje, zależy głównie od tego, z jaką wersją siebie wchodzimy w te spotkania. Udane relacje nie biorą się z przypadku – tylko z uważności, odwagi i codziennych mikrodecyzji, by nie działać na autopilocie. A to dobra wiadomość, bo oznacza, że nie trzeba czekać na „odpowiednich ludzi” – można zacząć od siebie, tu i teraz.