Prof. Banach: Mit dobrego cholesterolu upadł już dawno w kardiologii

Prof. Banach: Mit dobrego cholesterolu upadł już dawno w kardiologii

Dodano: 

PAP: Nadal jednak użyteczny jest tzw. zły cholesterol LDL jako niekorzystny czynnik predykcyjny?

Prof. M.B.: Tak, oczywiście, jest on w najnowszych zaleceniach Polskiego Towarzystwo Lipidologicznego, Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego i czterech innych towarzystw naukowych. Dodaliśmy jedynie nie-HDL cholesterol jako równie ważny, który jest wyliczany na podstawie różnicy między cholesterolem całkowitym, a cholesterolem HDL. Cholesterol nie-HDL pokazuje stężenie cząsteczek bogatych w triglicerydy. Natomiast jeśli chodzi o apolipoproteinę B (ApoB), będącą głównym składnikiem cholesterolu LDL, to trwa wciąż dyskusja czy warto ją uwzględniać, pomimo coraz silniejszych danych naukowych. ApoB może być bardziej predyktywne w ocenie ryzyka, jednak jej pomiar jest dość drogi, kosztuje około 60 zł. Tak czy inaczej cholesterol LDL nadal pełni kluczową rolę.

PAP: Warto zatem regularnie mierzyć LDL, również u ludzi młodych?

Prof. M.B.: Nawet nie warto, tylko trzeba. Niestety wciąż mało osób wie, jaki ma poziom cholesterolu LDL i w ogóle jaką pełni on rolę. W naszym kraju tylko jedna czwarta pacjentów ze zbyt wysokim stężeniem LDL jest skutecznie leczona, pozostali nie osiągają celu terapeutycznego. Kontrolowanie LDL w naszej populacji jest zatem nadal ogromnym wyzwaniem. Bo należy go mierzyć regularnie i w każdym wieku, a gdy jest zbyt woski nie powinniśmy tego lekceważyć. Zbyt duży poziom cholesterolu we krwi może doprowadzić do zawału serca lub udaru mózgu, choroby tętnic obwodowych, a nawet do zgonu. Natomiast jeśli dobrze go kontrolujemy możemy zmniejszyć to ryzyko nawet o 50 proc.

PAP: Jak dużo osób w Polsce ma podwyższony poziom cholesterolu LDL, słyszałem nawet, że dotyczy to 17-18 mln naszych rodaków?

Prof. M.B.: Te dane nie są już aktualne. Obecnie oceniamy, że aż 21 mln Polaków ma hipercholesterolemię. Dla osób zdrowych, tzw. niskiego ryzyka, jest to podwyższony we krwi poziom LDL przekraczający 115 mg/dl. U osób z ryzykiem umiarkowanym i wysokim powinien być poniżej 100 i 70 mg/dl, a u osób bardzo wysokiego ryzyka, np. z chorobą niedokrwienną serca nie powinien on przekraczać 55 mg/dl, jednak u tych pacjentów, w tym u chorych po zawale serca – udaje się to osiągnąć u zaledwie 17 proc. pacjentów, czyli o co szóstego. A zbyt duży poziom LDL to większe ryzyko powtórnego zawału.

PAP: Skąd tak niski odsetek skutecznie leczonych zawałowców, pacjenci nie chcą się stosować do zaleceń, nie wystarcza im motywacji?

Prof. M.B.: Tak, ale to jedna z przyczyn. Wielu pacjentów nie chce zażywać statyn, leków obniżających poziom cholesterolu LDL. Nasila się ruch antystatynowy, czyli przeciwników zażywania tych leków, który powstał zanim jeszcze dał o sobie znać ruch antyszczepionkowy. Po dwóch latach co drugi pacjent przestaje zażywać statyny w odpowiednich dawkach. To także wina lekarzy, bo nie zalecamy, tak jak należy, bardziej skutecznych wyższych dawek statyn. I nie stosujemy leczenia skojarzonego z innymi lekami niestatynowymi, przede wszystkim z ezetymibem.

PAP: Co z lekami nowej generacji?

Prof. M.B.: Nowoczesne leki, takie jak inhibitory PCSK9, są u nas wciąż praktycznie niedostępne. A szkoda, bo są bardzo skuteczne, w monoterapii nawet o 60 proc. obniżają one poziom cholesterol LDL. W naszym kraju tak leczeni są jedynie nieliczni pacjenci, około 250 chorych otrzymuje je w ramach dwóch programów lekowych funkcjonujących od 2018 i 2020 r. Dążymy do tego, żeby zdecydowanie rozszerzyć dostęp do nich. Tym bardziej, że wkrótce pojawią się kolejne leki nowej generacji, na przykład takie jak inklisiran, który podaje się jak szczepionkę dwa razy w roku (w grudniu 2020 r. dopuszczony do użycia w Unii Europejskiej). Jak również kwas bempediowy, to z kolei lek obniżający cholesterol LDL, który nie jest aktywny w mięśniach. Dzięki temu nie powoduje bólów mięśni związanych z miopatią (uszkodzeniem mięśni), która jest najczęstszym objawem niepożądanym, jaki zdarza się u około 10 proc. pacjentów zażywających statyny.

PAP: A profilaktyka pierwotna w chorobach sercowo-naczyniowych?

Prof. M.B.: W Polsce w zasadzie nie istnieje. Nawet jeśli weźmiemy pod uwagę program „Profilaktyka 40 PLUS”, to mimo innych zalet brakuje w nim edukacji. Osoby – najczęściej młodzi zapracowani ludzie bez poczucia choroby, objęte programem nie wiedzą w ogóle, dlaczego należy badać poziom cholesterolu. Poza tym pozwala on zbadać jedynie cholesterol całkowity, bez podziału na frakcje, czyli bez LDL. Ale jeśli nawet, to na razie z tego programu skorzystało jedynie około 600 tys. naszych rodaków. Co więcej nie ma żadnej kontynuacji dla tych osób, jeśli wynik badań będzie nieprawidłowy. Jak dotąd niestety program ten nie ma zatem większego znaczenia (Ministerstwo Zdrowia przedłużyło go do 30 czerwca 2022 r. – przyp. PAP).

PAP: A co z programem profilaktyki chorób układu krążenia o nazwie CHUK?

Prof. M.B.: Jak na razie z tego programu skorzystało według mojej wiedzy zaledwie 5 proc. kwalifikujących się do niego pacjentów. Przed nami wciąż ogrom pracy, nadal walczymy o odpowiednią profilaktykę chorób sercowo-naczyniowych i lepszą opiekę kardiologiczną.

Rozmawiał Zbigniew Wojtasiński (PAP)