Prof. Członkowska powiedziała, że udar mózgu to druga przyczyna zgonów na całym świecie i najczęstszy powód niepełnosprawności dorosłych. Z jego powodu hospitalizowanych jest około 40 proc. pacjentów oddziałów neurologicznych. W Polsce odpowiada on za 10 proc. zgonów.
Poinformowała, że w Polsce rocznie zdarza się 70 tys. udarów mózgu, które wystąpiły pierwszy raz, i 30 tys. powtórnych udarów. Jednak, jej zdaniem, na tle innych krajów sytuacja dotycząca tej choroby w Polsce nie wygląda najgorzej.
„90 proc. pacjentów z ostrym udarem mózgu jest hospitalizowana na oddziałach udarowych. Szacujemy, że 50-60 proc. pacjentów dociera do szpitala w pierwszych kilku godzinach od początku udaru. O tyle to ważne, że leczenie specyficzne, które stosuje się w udarze mózgu – tromboliza polegająca na podaniu leku rozpuszczającego skrzep naczynia – musi być wykonane maksymalnie 4,5 godziny od wystąpienia pierwszych objawów choroby” – wyjaśniła Członkowska.
Przytoczyła też szacunki mówiące o tym, że takiemu zabiegowi poddawanych jest 14-15 proc. pacjentów. Jej zdaniem idealnie by było, gdyby lekarze przeprowadzali trombolizę u 30 proc. chorych.
Przypomniała też, że drugi, równie skuteczny sposób leczenia pacjentów z udarami to trombektomia. Polega na tym, że wyciąga się z naczyń mózgu materiał, który zamyka naczynie (zator z serca lub skrzeplinę). W tym wypadku zabieg należy wykonać nie później niż w 6 godzin od wystąpienia pierwszych objawów udaru. Tutaj jednak, jak zauważyła profesor, dane są nieco gorsze.
„Przy dużym optymizmie można powiedzieć, że w trombektomii dochodzimy do 2 proc., a w Czechach jest to na przykład 7 proc”. – zestawiła szacunki profesor.
Ponadto wskazała na konieczność zapewnienia bardziej powszechnej rehabilitacji pacjentom po udarze.
„W tej chwili, w ciągu miesiąca od wystąpienia udaru tylko 16 proc. pacjentów jest rehabilitowanych. Tymczasem powinno to być 30-40 proc”. – zauważyła.
Dodała, że wpływa na to niewystarczająca liczba oddziałów rehabilitacyjnych i ich przeciążenie. Według niej częściowo rozwiązać ten problem mogłaby rehabilitacja chorych – tych w lepszym stanie – na oddziałach dziennych lub też zapewnienie im opieki specjalistycznej w domu.
Pytana o przyczyny udaru wymieniła wiek (czynnik niemodyfikowalny) i czynniki, na które pacjent – w większym lub mniejszym stopniu – ma wpływ (modyfikowalne).
„80 proc. ryzyka udaru stanowią czynniki modyfikowalne, czyli nadciśnienie tętnicze, palenie tytoniu, otyłość brzuszna, nieprawidłowa dieta (m.in. z dużą zawartością soli, cukru, tłuszczu), brak aktywności fizycznej. Za kolejne 10 proc. odpowiadają: cukrzyca i spożycie alkoholi, choroby serca, zaburzenia lipidowe oraz czynniki psychosocjalne. Jeśli chodzi o to ostatnie zagadnienie, to dużą uwagę zwraca się tutaj na ciągły stres, ubóstwo oraz zanieczyszczenie powietrza, które wpływa na większość zapadalność na choroby naczyniowe, w tym na udar” – wyjaśniła.
Profesor przypomniała też, że ryzyko wystąpienia udaru rośnie wraz z wiekiem. Średnia wieku zachorowalności wynosi około 70 lat, ale – jak ostrzegła – coraz więcej przypadków udaru notuje się u młodszych pacjentów, np. poniżej 65 lat.
Receptą na poprawę sytuacji, zdaniem profesor, jeśli chodzi skuteczne zapobieganie i leczenie udarów, byłoby w najbliższych latach zmniejszanie różnic w standardzie świadczonych usług.
„Mamy do czynienia z sytuacją, że pacjent z udarem dociera do szpitala w bardzo różnym czasie. Raz szybciej, raz wolniej. A czas w tym przypadku jest kluczowy. Nadal też występują spore różnice w wyposażeniu szpitali” – powiedziała.
Zaznaczyła, że każdy oddział udarowy powinien mieć działający całą dobę tomograf komputerowy i – by wykonywać zabieg trombektomii – łatwy dostęp do rezonansu magnetycznego. Jednak, jak zauważyła, czasami bywa tak, że nawet jeśli placówka dysponuje odpowiednim sprzętem, to nie ma wystarczającej kadry.
„Nie ma na przykład radiologów, którzy pełnią dyżur 24 godziny na dobę. Czasami ten problem usiłuje się załatwić teleradiologią, ale nie zawsze to właściwie działa. Odpowiedź przychodzi zbyt późno, np. po godzinie, a wiadomo, że czas ucieka” – poinformowała, dodając, że decyzję o przeprowadzaniu trombolizy powinno się podjąć maksymalnie w ciągu 40 minut od przywiezienia pacjenta do szpitala.
„A trzeba go zarejestrować, wypełnić wszystkie dokumenty, wykonać dwa podstawowe badania: cukru we krwi i INR (ważny wskaźnik zaburzeń krzepnięcia), zrobić tomografię komputerową. Te czasy przyjęcia na oddział wynoszą, w zależności od szpitala, od 20 minut do 60 minut i więcej. To spore różnice” – powiedziała.
Zaznaczyła, że w diagnostyce i terapii chorób neurologicznych następuje spory postęp, lecz nadal istnieje duża rozbieżność między czasem i standardem przyjmowania pacjentów oraz tym, czym dysponują neurolodzy.(PAP)
Autorka: Klaudia Torchała