W perspektywie krótkoterminowej mniej zachorowań na grypę oznacza i mniej konieczności hospitalizowania pacjentów z jej powodu, mniej spowodowanych przez nią zgonów, za to większe odciążenie szpitali, do których trafiają osoby z ciężkim przebiegiem COVID-19. W dłuższej perspektywie jednak mniejsza liczba osób narażonych na niebezpieczeństwo zarażenia oznacza również mniejszą odporność w przypadku, gdy już do niego dojdzie. Dlatego, jak zaznacza dr Rachel Baker, epidemiolog z Princeton University, musimy być na wybuchy epidemii grypy poza sezonem i na to, że będą one niemałe.
Naukowcom brakuje danych
Brak krążących szczepów grypy uniemożliwia naukowcom przygotowanie się do walki z sezonem chorobowym. W normalnych warunkach badacze śledziliby mutacje różnych szczepów grypy, aby przewidzieć, które z nich mogą być powszechne w nadchodzącym sezonie. To pozwoliłoby im również z wyprzedzeniem opracować nowe szczepionki przeciwko grypie.
Jak zaznacza wirusolog Florian Krammer, niski poziom krążenia wirusów w powietrzu może teoretycznie zgasić niektóre szczepy grypy, jednak z drugiej strony – zupełnie nowe mogą się pojawić bez wiedzy naukowców o nich.
Czytaj też:
Czy można mieć grypę i koronawirusa w tym samym czasie?