Krótko przed tym, jak Światowa Organizacja Zdrowia ogłosiła COVID-19 jako pandemię, jedna z klientek psychoterapeutki Elaine Kasket – nazwijmy ją Sarah – skontaktowała się z nią w obliczu zagrożenia. Jej ukochana matka właśnie zmarła po niespodziewanej krótkiej chorobie. W czasie, kiedy rozmawiały, Sarah nie miała pojęcia, czy COVID-19 odegrał rolę w nagłym odejściu jej matki, ale jedno było pewne: ograniczenia związane z pandemią głęboko wpłynęły na jej doświadczenie żałoby.
Czytaj też:
Ponad 5 mln przypadków COVID-19 w jednym kraju. Epidemiolog bije na alarm
Żałoba w dobie COVID-19
Blokady związane z podróżą uniemożliwiły Sarah podróż do kraju, w którym mieszkali jej rodzice, a nawet jeśli udało jej się tam pojechać, szpital, w którym umierała jej matka, zablokował wizyty gości z powodu wirusa. Nie było możliwości zdalnego połączenia za pośrednictwem połączeń wideo. Ostatnią wiadomością od matki był telefon, tuż przed przyjęciem – telefon, który Sarah, ku jej głębokiemu smutkowi, przegapiła. Zamknięta, z dala od członków rodziny, czuła się samotna w swoim żalu.
Kiedy Kasket zobaczyła ogłoszenie w internecie o terapii, pomyślała o niej. Sesja wsparcia online, zorganizowana przez specjalistów zajmujących się żałobą, była przeznaczona specjalnie dla kobiet, które straciły matki z powodu COVID-19 lub których utrata była ubarwiona okolicznościami pandemii. Od razu wysłała Sarah e-mail z linkiem.
Następnym razem, gdy kobiety spotkały się na sesji terapeutycznej online, Kasket zapytała, czy chodziła do grupy wsparcia. Miała, ale jej doświadczenie tylko zwiększyło jej poczucie izolacji. Kiedy Sarah zaczęła mówić o swojej stracie matki, powiedziała, że pojawiła się prywatna wiadomość na czacie od jednego ze współuczestników terapii. Nie potrafiła sobie przypomnieć dokładnego sformułowania, ale przesłanie było jasne. „Twoja matka nie umarła na COVID, więc nie powinnaś należeć do tej grupy. Musisz ją opuścić”.
Początkową odpowiedzią było niezrozumienie. Jak to mogło się stać? Dwukrotnie sprawdziła kryteria, aby potwierdzić stosowność udziału Sarah. Wyjaśniła kontekst śmierci swojej matki w ery COVID w swoim zgłoszeniu. Kiedy zdziwienie Kasket ustąpiło, pojawiły się dwa tory myśli.
Po pierwsze, ten incydent wydał jej się oszałamiająco niewrażliwą gafą dla dwóch osób praktykujących żałobę, i podejrzewała, że kontekst online grupy wsparcia miał wpływ na sprawy. Gdyby spotkanie nie było spotkaniem wirtualnym, bez dostępu do funkcji prywatnego czatu, czy dwoje doświadczonych doradców naprawdę uciszyłoby i wykluczyło Sarah? Podejrzewała, że nie. W trybie offline uczestnicy musieliby fizycznie podróżować, aby zebrać się razem, a mając dostęp do pełnego zakresu języka ciała i wszystkich innych niematerialnych elementów towarzyszących fizycznej współobecności, moderatorzy prawdopodobnie zachowaliby się zupełnie inaczej.
Po drugie, psychoterapeutka pomyślała o żalu pozbawionym prawa wyboru.
Żal pozbawiony prawa wyboru
Żałoba pozbawiona prawa wyboru to fraza wymyślona przez teoretyka żalu dra Kennetha J. Doka. Żal pozbawiony praw ma miejsce, gdy smutek spowodowany stratą jest odsuwany na bok, nie rozpoznawany lub w inny sposób dyskredytowany. Czasami ludzie doświadczają żalu pozbawionego prawa wyboru z powodu tego, kim są: przyjaciółmi, a nie rodziną; kochanką, a nie wdową; członkami społeczności graczy online, a nie ich „prawdziwymi” kolegami. Czasami smutek pozbawiony praw ma miejsce, gdy ludzie kwestionują czyjś żal z powodu straty, jak to czasami bywa w odpowiedzi na ciążę, która zakończyła się poronieniem, śmiercią ukochanego zwierzaka lub śmiercią celebryty lub osoby publicznej, która miała głęboki wpływ na życie żałobnika.
Śmiertelna choroba matki Sarah to nie był COVID, a przynajmniej śmierć jej matki nie została jeszcze zweryfikowana jako związana z COVID, więc najwyraźniej nie należała do grupy. Kiedy Kasket powiedziała jej, jak bardzo jest jej przykro, że to się stało, powiedziała coś, co naprawdę dało terapeutce do myślenia.
„To boli”
– Właściwie to ma miejsce cały czas. Pierwszą rzeczą, o którą ludzie pytają, jest: czy to był COVID?. Na przykład sposób, w jaki umarła, jest ważniejszy od niej. I to boli – powiedziała Sarah.
Wspierając lub odpowiadając komuś, kto doświadczył straty, często bardziej dociekamy, gdy pojawia się nasz lęk przed śmiercią. Były palacz, słysząc o śmierci ojca przyjaciela z powodu raka płuc, może nie być w stanie oprzeć się pytaniu, czy zmarły palił. Zapalony alpinista, dowiadując się o śmierci na urwisku lub górze, może poprosić o wszystkie dostępne szczegóły wypadku, a jedno pytanie czai się w głębi jego umysłu: czy to może się przytrafić mi? Może to również wpłynąć na lekarzy. W badaniach Kasket nad reakcjami emocjonalnymi lekarzy na śmierć pacjenta, poprosiła uczestników badania, aby opowiedzieli jej historię o śmierci, która szczególnie ich dotknęła. Historie, które opowiadali, często płacząc, prawie zawsze dotyczyły utraty pacjenta w podobnym wieku, mającego podobne zainteresowania lub, co najgorsze, także lekarza.
Kiedy identyfikujemy się w jakiś sposób ze zmarłym lub gdy obawiamy się, że my również możemy być narażeni na przyczynę ich śmierci, uruchamiają się nasze systemy zagrożeń. Może to zmniejszyć wrażliwość w reagowaniu. Nowość i arbitralność COVID-19, niewidzialnego, zawsze obecnego zagrożenia, które uderza w każdego w inny sposób i na które tak niewielu jest odpornych, zwiększa nasze szanse na powiedzenie bez zastanowienia: „czy to był COVID?”
Kiedy praktycznie każda wiadomość jest związana z COVID, kiedy to słowo jest wypowiadane, słyszane lub czytane dziesiątki razy dziennie, jesteśmy mocno przygotowani do zastanowienia się, czy każda śmierć nadeszła z jego przyczyny. Mając tyle wiadomości, tyle cierpienia, tyle śmierci, indywidualne człowieczeństwo i doświadczenie zarówno tych, którzy umarli, jak i tych, którzy cierpią, zbyt łatwo ulega pomniejszeniu i zbyt łatwo zostaje zapomniane.
Czytaj też:
Koronawirus. Prof. Simon: Cała Polska będzie czerwoną strefą