Wstydliwy problem kobiet i mężczyzn

Wstydliwy problem kobiet i mężczyzn

Dodano: 
Pęcherz nadreaktywny, zdjęcie ilustracyjne
Pęcherz nadreaktywny, zdjęcie ilustracyjne Źródło: 123RF
Zespół pęcherza nadreaktywnego potrafi zrujnować życie o wiele bardziej niż cukrzyca czy nadciśnienie. Można i trzeba go leczyć, jednak wiele leków nadal nie jest dostępnych dla polskich pacjentów.

Niemożliwa do opanowania potrzeba oddania moczu, nierzadko z popuszczaniem, niezależne od stopnia wypełnienia pęcherza parcia naglące, a także oddawanie moczu więcej niż sześć-osiem razy dziennie (częstomocz) i wielokrotne oddawanie moczu w nocy (nokturia) – to objawy zespołu pęcherza nadreaktywnego (OAB). Jest on rozpoznawany u co czwartej kobiety (27 proc.) i jednego na dziesięciu mężczyzn powyżej 18. roku życia (10,8 proc.). Szacuje się, że z powodu OAB cierpią 2-3 mln Polek i Polaków, a co roku to schorzenie dotyka w naszym kraju 10-15 tys. nowych pacjentów.

Mity

Od wielu lat Stowarzyszenie Osób z Nietrzymaniem Moczu „UroConti” walczy z postrzeganiem OAB jakowstydliwej dolegliwości. To pierwszy z mitów na temat tej choroby.

– Pacjenci ryzykują życie rodzinne i zawodowe, bo wstydzą się opowiedzieć o swoich problemach lekarzowi – mówi Anna Sarbak, prezes Stowarzyszenia „UroConti”.

O OAB niechętnie wspomina się podczas wizyt lekarskich. Tylko jedna trzecia osób cierpiących na zespół pęcherza nadreaktywnego w ogóle zgłasza się do lekarza, a dwie trzecie z nich robi to dopiero po dwóch latach od wystąpienia pierwszych objawów. I to wtedy, gdy ich nasilenie wyklucza już normalne funkcjonowanie. Tymczasem OAB to poważna i często bolesna choroba, którą trzeba leczyć.

Wbrew panującej opinii zespół pęcherza nadreaktywnego nie jest oznaką starzenia, z którą nie można nic zrobić. To drugi mit dotyczący tej choroby. A bywa, że pacjentki słyszą to w gabinetach albo same żyją w takim przeświadczeniu.

– Nawet wśród lekarzy świadomość częstości tej choroby bywa niska. Lekarze pierwszego kontaktu, a nawet ginekolodzy czy urolodzy nie pytają o te dolegliwości. Pacjentka sama z siebie raczej o nich nie mówi – tłumaczy Anna Sarbak. – OAB można i należy leczyć. Trzeba jedynie przełamać strach i udać się po pomoc.

Fakty

Zespół pęcherza nadreaktywnego nierzadko może zrujnować życieo wielebardziej niż cukrzyca czy nadciśnienie. Pacjentki często opowiadają o tym, jak OAB destrukcyjnie wpłynął na ich karierę i życie codzienne, związki lub rodziny. Jak zmagają się z wykluczeniem społecznym czy depresją.

– To są dramatyczne historie – mówi Anna Sarbak. – Na przykład ta, kiedy jedna z naszych rozmówczyń straciła pracę po tym, jak usłyszała, że „nigdy nie było jej przy biurku, koledzy ciągle musieli odbierać za nią telefony, a poza tym nieładnie pachniała”. Znam historie pacjentek, które nie uczestniczyły w żadnych uroczystościach, nie wychodziły do kina, restauracji, a nawet do galerii handlowych. Rozpadały im się małżeństwa, bo w obawie przed nietrzymaniem moczu unikały współżycia – dodaje Anna Sarbak.

W zespole pęcherza nadreaktywnego lista leków refundowanych nie zmieniła się od 2011 r. Nadal więc w pierwszej linii leczenia chorzy mają dostęp jedynie do dwóch substancji o tym samym mechanizmie działania: solifenacyny i tolterodyny (na świecie jest ich cztery-sześć). W drugiej linii leczenia dostępu nie ma wcale, choć minęło już półtora roku od drugiej, ponownie pozytywnej rekomendacji prezesa AOTMiT dla mirabegronu, leku będącego jedyną opcją terapeutyczną dla pacjentów w drugiej linii leczenia OAB. Polska jest jedynym krajem w Europie, który go nie refunduje.

– Robią to nie tylko kraje bogate, lecz także takie o zbliżonym do polskiego poziomie PKB. W czym polski pacjent jest gorszy od rumuńskiego czy bułgarskiego? – zastanawia się Anna Sarbak.

Autor: Katarzyna Świrydowicz