Ewa Klepacka-Gryz: By terapia była skuteczna, potrzebna jest współpraca terapeuty, lekarza i pacjenta uważnego na komunikaty swojego ciała
Artykuł sponsorowany

Ewa Klepacka-Gryz: By terapia była skuteczna, potrzebna jest współpraca terapeuty, lekarza i pacjenta uważnego na komunikaty swojego ciała

Dodano: 
„Gdy emocje ranią ciało. O psychosomatycznych źródłach chorób” Ewa Klepacka – Gryz
„Gdy emocje ranią ciało. O psychosomatycznych źródłach chorób” Ewa Klepacka – Gryz Źródło: Wydawnictwo Sensus
Boli cię brzuch bez powodu? Nie możesz zasnąć, choć jesteś wykończona? Ciągle masz migreny i nie wiesz, skąd się biorą? Ciało wcale nie jest twoim wrogiem – to najlepszy sprzymierzeniec, który wysyła ci sygnały, zanim rozwinie się choroba. W rozmowie o psychosomatyce, stresie, bezsenności i terapii Ewa Klepacka – Gryz, psycholożka, terapeutka i autorka książki „Gdy emocje ranią ciało. O psychosomatycznych źródłach chorób” (wyd. Sensus) zdradza, jak odczytywać symptomy tego, co dzieje się wewnątrz i odzyskać kontrolę nad emocjami. - Każdy z nas jest najlepszym specjalistą od własnego ciała. Moja książka to autoporadnik do samodzielnego stosowania – mówi autorka.

W swojej najnowszej książce „Gdy emocje ranią ciało” pisze Pani: „twoje ciało nigdy nie było i nie będzie twoim wrogiem”. Jak tę myśl przekuć w praktyczne kroki dla osób, które nienawidzą swojego ciała i często zmagają się z przewlekłymi dolegliwościami psychosomatycznymi, takimi jak ból brzucha, napięciowe bóle głowy, kołatania serca?

Nie zawsze jest tak, że osoby, które cierpią z powodu dolegliwości somatycznych, nienawidzą swojego ciała. Czasami po prostu go nie rozumieją i łudzą się, że ktoś z zewnątrz, lekarz, terapeuta, masażysta, zrobi coś, co sprawi, że minie ból brzucha, migrena czy kołatanie serca. A kto zna lepiej twoje ciało niż ty sama? Dlatego kiedy boli cię głowa, zadaj sobie pytanie: gdyby moja cierpiąca głowa umiała mówić, to co by powiedziała? Może na przykład, że ma za dużo, że jest zmęczona itp. Zanim sięgniesz po tabletkę przeciwbólową, pomasuj skronie, pooddychaj spokojnie, kierując oddech do miejsca, które boli, weź w dłonie swoją głowę i potrzymaj ją z miłością, przecież dźwiga niezłe ciężary – i może dlatego cię boli. Pomasuj kark, oprzyj się o ścianę albo plecy przyjaciółki lub partnera, niech ktoś choć przez chwilę podeprze twoją głowę.

Zaleca Pani obserwowanie płynących z ciała mikrosygnałów. Jak odróżniać „język objawu” od nawykowego napięcia i nie wpadać w panikę podczas samodiagnozy?

Nawykowe napinanie się również jest objawem i świetnie, jeśli czujesz, że jesteś napięta bardziej niż normalnie, bo czucie oznacza, że masz kontakt ze swoim ciałem. Jeśli nie czujesz napięcia i zamienia się ono w chroniczne, w konsekwencji może się pojawić objaw. Dlatego warto sprawdzać przynajmniej kilka razy dziennie, jak się ma twoje ciało: czy nie jesteś głodna albo spragniona, czy twoje nogi są napięte lub rozluźnione, która część ciała jest najbardziej napięta, a która rozluźniona, czy jesteś zmęczona i masz ochotę się położyć, a może pójść na spacer. Ciało komunikuje się z nami przez cały czas. Niewysłuchane, zaczyna generować objawy.

Sporo pisze Pani o wpływie stresu na ciało. Jakie dwie, trzy interwencje do podjęcia tu i teraz rekomenduje Pani jako „złoty standard” pierwszej pomocy w napadach paniki, męczącym stresie czy trudnym do opanowania lęku?

Przede wszystkim w każdym z tych stanów warto wyjść z głowy i być przy ciele. Nie nakręcać myśli typu: „O rany, a jak coś mi się stanie? Czuję, że umieram, to na pewno coś poważnego” – one generują dodatkowe napięcie. Jeśli uda się wyłączyć głowę, ciało się samo uspokoi. Trzeba mu tylko zaufać. Każdemu w różnych sytuacjach pomaga coś innego. Podczas ataku paniki bywa, że najskuteczniejszy sposób to nieprzerywanie czynności wykonywanej, zanim pojawił się atak, co jest komunikatem dla ciała, że nie dzieje się nic złego. Kiedy indziej, na przykład w razie silnego lęku, pomaga pogłębiony oddech albo oddychanie do złożonych w łódeczkę dłoni, żeby zapobiec hiperwentylacji. Są jednak osoby, które w panice źle reagują na jakiekolwiek zmiany w rytmie czy sposobie oddychania, za to odzyskują poczucie bezpieczeństwa, gdy położą się w pozycji embrionalnej albo powiedzą komuś o swoim stanie. Nie ma jednej gotowej recepty, dlatego w książce proponuję wiele ćwiczeń, aby każdy mógł wybrać dla siebie te, które w jego przypadku czy w konkretnej sytuacji są pomocne. Jeśli na co dzień mamy kontakt z ciałem, w sytuacji stresowej ono samo nam podpowie, czego w tym momencie potrzebuje.

Poświęca Pani również sporo miejsca uważności i zaleca powrót do kontaktu z ciałem. Jak integrować praktykę uważności z klasyczną diagnostyką medyczną, by nie popaść ani w body shaming, ani w ignorowanie objawów?

Każdego pacjenta, który trafia do mojego gabinetu z objawami somatycznymi, odsyłam do lekarza – diagnostyka medyczna to podstawa. Włączam się, dopiero kiedy diagnoza jest postawiona albo lekarz stwierdzi, że objawy pacjenta są typowo psychosomatyczne. By terapia była skuteczna, potrzebna jest współpraca terapeuty, lekarza i pacjenta uważnego na komunikaty swojego ciała. Często się zdarza, że pacjentka mówi: „Od kilku miesięcy mam zawroty głowy, zrobiłam mnóstwo badań, na które wydałam mnóstwo pieniędzy, lekarz powiedział, że powinnam iść do psychiatry albo na terapię. Jest pani moją ostatnią deską ratunku. Czy da mi pani gwarancję, że terapia pomoże?”. Cóż, ciało to nie samochód i dopóki ona nie zrozumie, że sama najlepiej zna swoje ciało (zawsze pytam, co według pacjentek jest przyczyną objawów), żaden, nawet najlepszy terapeuta jej nie pomoże.

„Gdy emocje ranią ciało. O psychosomatycznych źródłach chorób” Ewa Klepacka – Gryz

W części książki poświęconej skórze pojawia się metafora przekraczania granic. Jakie obserwacje z praktyki klinicznej najbardziej przekonują Panią, że problemy dermatologiczne bywają „mapą” naszych relacji?

Choćby uporczywa wysypka u pacjentki po bolesnym rozstaniu (ekspresja konfliktu rozdzielenia), trądzik na twarzy u młodej kobiety, kiedy po raz pierwszy ma odwiedzić rodziców swojego chłopaka, czy choćby wypieki na twarzy lub plamy na dekolcie, kiedy ktoś nas zawstydzi albo sami się wstydzimy na przykład wystąpienia publicznego. Nagle pojawiające się problemy ze skórą często są komunikatem, że ktoś naruszył nasze granice.

Jakie błędy najczęściej popełniamy w codziennej regulacji emocji i jakie nawyki rekomenduje Pani czytelnikom?

Najczęściej w ogóle nie zauważamy, że nasz układ nerwowy jest rozregulowany, i nie dbamy o jego regulację. Weźmy taki przykład: w pracy miałaś wyjątkowo trudny dzień, współpracownicy nie wywiązali się ze swoich zadań, co wpływa na stan projektu, za który jesteś odpowiedzialna. Na dodatek trafił ci się trudny klient. Przeczuwasz, że tego wszystkiego jest za dużo, ale zamiast się zatrzymać, pójść do łazienki, umyć twarz albo przynajmniej ręce zimną wodą, opowiadasz wszystkim, co się wydarzyło. W drodze z pracy do domu dzwonisz do przyjaciółki i zdajesz jej relację, a wieczorem przy kolacji, kiedy padasz ze zmęczenia, jeszcze raz opowiadasz o tym rodzinie. W ten sposób mózg przeżywa tę sytuację po raz kolejny. Odczuwasz tyle emocji, że nie możesz zasnąć. Kolejnego dnia budzisz się zmęczona i obolała, jakbyś miała grypę. Kobiecy stres to przede wszystkim zamartwianie się i nadmierna emocjonalność. Dlatego tak ważna jest dla nas umiejętność samoregulacji, a wcześniej zauważenia, że układ nerwowy ma już dość bodźców. Dlatego każdy dzień warto kończyć jakimś rytuałem, który zresetuje pobudzenie z całego dnia. To może być masaż twarzy, relaksacyjna kąpiel albo słuchanie muzyki.

Bezsenność jest problemem naszych czasów. Jakie mechanizmy (ruminacje, hiperczujność układu nerwowego) najczęściej widzi Pani w gabinecie i które techniki regulacji pobudzenia działają najszybciej u pacjentów z bezsennością psychosomatyczną?

Moim zdaniem problemem nie jest bezsenność, tylko lęk przed bezsennością. Masz jutro ważny albo trudny dzień, pracowałaś do późna w domu, kładziesz się do łóżka ze smartfonem w ręku i czujesz, że wcale nie jesteś senna. Zaczynasz się bać, że jeśli w ciągu godziny nie zaśniesz, jutro będziesz miała problemy z koncentracją, sińce po oczami i nie staniesz na wysokości zadania. Im większy lęk, tym bardziej sen nie nadchodzi. Dlatego kiedy przychodzi do mnie pacjent, który twierdzi, że cierpi na bezsenność i nie działają ani leki ziołowe, ani okulary blokujące niebieskie światło, zakładane trzy godziny przed snem, ani nawet odgłos kumkających żab w słuchawkach, proponuję, żeby choć trochę obniżyć znaczenie tego niespania. Nie chce ci się spać, wstań, wyjdź z sypialni, zajmij się czymś i wróć do łóżka, kiedy poczujesz się naprawdę senna. Jeżeli obniżymy lęk przed niemożnością zaśnięcia, a problem nie zniknie, odsyłam pacjenta do specjalisty zajmującego się prawdziwą bezsennością.

W jaki sposób typowe dolegliwości trawienne mogą pełnić funkcję sygnałów emocjonalnych, zanim pojawi się diagnoza medyczna?

Brzuch to emocjonalne centrum, a jego kondycja świadczy o tym, jak trawisz swoje życie. Czy nie karmisz się (chodzi o jedzenie, ale też relacje i wszystkie sprawy, w które decydujesz się zainwestować czas i energię) czymś, co ci nie służy? Układ pokarmowy to jeden z najbardziej wrażliwych układów ciała. Reaguje na „zbyt szybko”, „za dużo”, „za intensywnie”, „wbrew tobie samej”, czyli na nadmiar obowiązków, brak równowagi pomiędzy aktywnością a odpoczynkiem, robienie czegoś, na co nie ma się ochoty, a także dotkliwe życiowe straty: pracy, partnera, pieniędzy. Układ pokarmowy często reaguje natychmiast – na przykład pojawia się biegunka jako wyraz lęku albo „zaleganie w żołądku”, kiedy coś cię trapi i nie daje spokoju. Wystarczy, że przeanalizujesz potoczne zdania typu: „kiszki mi skręca, kiedy sobie o tym przypomnę”, „mam odruch wymiotny, kiedy pomyślę o tej osobie” – i już wiesz, co albo kto ci szkodzi. A skoro wiesz, że po truskawkach masz alergię, to nie jesz truskawek.

Jak przez lata ewoluowało Pani rozumienie relacji psyche – soma i roli pacjenta w procesie terapii?

Po studiach przez całe lata pracowałam tak, jak nas, terapeutów, uczono, czyli głowa z głową: pacjent opowiadał swoją historię, ja słuchałam, próbowałam postawić diagnozę, proponowałam jakieś rozwiązania, on odpowiadał: „ale to się nie da”. W efekcie czułam się coraz bardziej sfrustrowana i często również zdezorientowana, na przykład gdy pacjentka opowiadała mi o traumatycznych wydarzeniach z dzieciństwa, uśmiechając się przy tym. Nie widziałam, kto mówi prawdę: jej głowa czy jej ciało. Zauważyłam też, że moje ciało silnie reaguje – nie na słowa, ale na reakcje w ciele pacjenta. Na przykład kiedy pacjent wstrzymywał oddech, robiło mi się duszno albo odczuwałam w ciele niewyrażony lęk pacjenta. Piętnaście lat temu zaczęłam współpracę z doktorem Jackiem Sobolem, terapeutą manualnym, który nauczył mnie czytania ciała. Pamiętam nasze pierwsze wspólne sesje – Jacek na podstawie obserwacji pacjenta, którego widział po raz pierwszy, był w stanie powiedzieć więcej na jego temat niż ja po roku terapii. To mnie fascynowało. Dziś już wiem na tysiąc procent, że jedynie pacjent może wyleczyć większość swoich objawów. Mogę mu zaproponować setki metod, ćwiczeń, które sprawdziłam najpierw na sobie, ale to on wybiera te, które u niego działają. Czasami pacjenci potrzebują tylko możliwości opowiedzenia swoich historii, bycia usłyszanym, pocieszenia – magiczne zdanie „wszystko będzie dobrze” naprawdę jest magiczne. Zdarza się też tak, że symptomy są pacjentowi do czegoś potrzebne (mówi się o emocjonalnych zyskach z choroby) i spotkanie ze mną ma na celu potwierdzić jego przekonanie, że „tu się nic nie da zrobić”. Nauczyłam się przyjmować ze spokojem każdą wersję wydarzeń. Swoją rolę coraz bardziej rozumiem jako rolę edukatorki, a nie ratowniczki czy uzdrowicielki. I chyba tak wolę.

Źródło: Wydawnictwo Sensus