Dr Przemysław Styczeń: Przede wszystkim zaufanie!
Artykuł sponsorowany

Dr Przemysław Styczeń: Przede wszystkim zaufanie!

Dodano: 
Dr Przemysław Styczeń
Dr Przemysław Styczeń Źródło:Materiały prasowe / Klinika Medycyny Estetycznej dr Przemysław Styczeń
– Akceptacja swojego wyglądu jest niezwykle ważna dla dobrego samopoczucia i dla utrzymania wysokiej samooceny. Gdy lubimy swoje ciało, jesteśmy bardziej pewni siebie, zadowoleni, skuteczni w życiu zawodowym i osobistym. Oczywiście nie chodzi o to, aby tę akceptację budować zabiegami. Ja widzę to w ten sposób, że tak naprawdę piękno pochodzi z naszego wnętrza, a zadbany wygląd to tylko dopełnienie, o które jednak warto się starać. Z wiekiem to dbanie coraz bardziej może wiązać się z zabiegami medycyny estetycznej – mówi dr Przemysław Styczeń z Kliniki Medycyny Estetycznej dr Przemysław Styczeń.

„Wprost:” Zaufanie to jeden z filarów, na których opierają się relacje pacjent-lekarz. Jak buduje pan to zaufanie?

Dr Przemysław Styczeń: W moim przekonaniu zaufanie to przede wszystkim dwustronna komunikacja i szczerość w rozmowie z pacjentem. Nigdy nie kieruję się chęcią sprzedania tego, co najnowsze lub tego, w co zainwestowaliśmy i teraz chcemy, by się „spłaciło”. Traktuję pacjentów tak, jak sam chciałbym być potraktowany, gdybym znalazł się na ich miejscu – z uwagą, empatią i szacunkiem do ich potrzeb i oczekiwań. Bardzo dużo słucham, dużo tłumaczę i zawsze staram się jak najlepiej doradzić. Uważam, że bez ludzkiego, bezpośredniego podejścia nie ma mowy o zbudowaniu wzajemnego zaufania.

A gdy decyzja co do konkretnej procedury, sposobu leczenia, zastosowanej terapii jest już podjęta?

Wtedy opowiadam dokładnie, jak dany zabieg wygląda, jak będzie przebiegać rekonwalescencja, na co zwrócić uwagę po zabiegu i jakie będą jego efekty.

Nigdy nie namawiam pacjenta na „więcej”. Jeżeli po uzyskaniu wszystkich informacji pacjent ma wątpliwości, czy skorzystać z zabiegu czy nie, doradzam, żeby się wstrzymać i przemyśleć sprawę.

Jeżeli waha się pomiędzy mniejszą i większą ilością preparatu – radzę, aby wybrać mniej. W przypadku niepewności lepiej odłożyć decyzję i wrócić do tematu za jakiś czas lub ostatecznie zrezygnować. Poddaniu się zabiegowi musi towarzyszyć przekonanie, że to dobry wybór.

Dysponuje pan wystarczającą ilością czasu, by w gabinecie, w czasie spotkań z pacjentami, te wszystkie aspekty uwzględniać?

Tak. Każdemu pacjentowi poświęcam dużo czasu. Wizyty planuję w taki sposób, aby dać obu stronom komfort bez obaw, że inni będą czekać w związku z opóźnieniem. Uważam, że dostępność lekarza, zagwarantowanie możliwości swobodnej rozmowy, zadawania pytań jest ważne w każdym momencie. Także po zabiegu, dlatego wszyscy moi pacjenci dostają ode mnie mój prywatny numer telefonu, aby, niezależnie od godzin pracy kliniki, mogli się ze mną skontaktować.

Niespotykana praktyka!

Wyjątkowo rzadko spotykam się z sytuacjami, by ktoś tego nadużywał. Zależy mi, aby pacjent wiedział, że w razie czego będę w stanie mu pomóc czy rozwiać wątpliwości. Czasami niewielki siniak potrafi spędzić pacjentowi sen z powiek, a przecież wystarczy jedno wysłane do mnie zdjęcie, bym mógł go uspokoić lub zareagować, gdyby sytuacja tego wymagała.

Poza tym wolę jak najszybciej pomóc, zanim przestraszony pacjent zacznie szukać odpowiedzi na nurtujące go pytania w internecie...

Czasu, który poświęcam pacjentom, nie dzielę między kilka placówek, nie dyżuruję nocami, nie pracuję w szpitalu. Klinika to moja podstawowa działalność życiowa, zawodowa. W związku z tym robię wszystko, żeby mieć 100 procent zadowolonych pacjentów. Nawet jeżeli mam ponieść jakąś stratę, czy nie mieć zysku, to dla mnie wyznacznikiem sukcesu zawsze jest zadowolenie pacjenta.

Często w wywiadach mówi pan, że „mniej znaczy więcej”. Czy mam rozumieć, że zdarza się panu powiedzieć pacjentce „stop”, gdy ta ewidentnie ma zaburzony obraz siebie albo za bardzo chce upodobnić się do jakiegoś wzorca z mediów społecznościowych?

To dotyczy szczególnie młodszych osób, dwudziestokilkulatków, coraz częściej również mężczyzn. Staram się w taki sposób rozmawiać, aby pacjent sam mógł sprawdzić, skąd bierze się jego motywacja, czym kieruje się podczas wyboru zabiegu i czy jest to dla niego dobre. To nie wygląda tak, że odmawiam i już. Razem z pacjentem próbujemy określić, czego on potrzebuje, a nie tylko czego chce. Często udaje się nam zastąpić niepotrzebną czy niewskazaną procedurę inną, korzystną dla wyglądu pacjenta. Niemniej osoby o zaburzonym obrazie siebie, jak to pani nazwała, są bardzo trudne do zatrzymania...

Co to znaczy?

Że informacja od lekarza, że nie warto robić zabiegu, powtarzać go zbyt wcześnie lub dodawać preparatu bywa często niezrozumiana. Tak samo, jak sugestia, że efekt, którego pacjent się spodziewa, będzie wyglądał sztucznie. Oczywiście niektórzy mają kłopot z wycofaniem oczekiwań, z którymi przyszli.

Dlatego jeśli pyta mnie pani, czy odmawiam, to muszę odpowiedzieć, że wielokrotnie zdarzyło mi się odmówić. Problem niestety polega na tym, że nawet jeśli ja tak postąpię, na rynku zawsze znajdzie się ktoś, na przykład kosmetolog, albo lekarz inaczej definiujący naturalność, który to zrobi.

A w drugą stronę? Gdyby przyszedł ktoś z prośbą o to, by „naprawił” pan coś, co komuś ewidentnie nie wyszło?

To co możemy, zawsze naprawiamy.

W wywiadach podkreśla pan też, że choć jest orędownikiem nowinek, to jednak każdy nowy sprzęt, czy kosmetyk jest gruntownie przez pana i pańskich współpracowników sprawdzany, zanim trafi do gabinetu.

Tak jest. Bezrefleksyjne zachłyśnięcie się nowinkami bywa bolesne.

Dlaczego?

Wyobraźmy sobie, że na rynku pojawia się jakieś nowe, bardzo drogie urządzenie, a jego sprzedawca przekonuje, że jest świetne. Kupujemy je, ale już po kilku, czy kilkunastu zabiegach wykonanych w pierwszym okresie po zakupie okazuje się np. że efekty wcale nie są takie dobre jak myśleliśmy, albo bardzo szybko zdarzają nam się powikłania. Urządzenie idzie w kąt, a my tracimy pieniądze. Podobnie jest z nowymi preparatami, choć tu skala ewentualnych strat jest inna.

Z innej perspektywy – nigdy nie stosuję procedur i produktów, których skuteczności, a tym bardziej bezpieczeństwa, nie jestem całkowicie pewien. Dlatego wszystkim nowościom przyglądam się bardzo uważnie i z pewnym dystansem.

Skoro jesteśmy przy pieniądzach, chciałabym zapytać o przyszłość branży. Czy medycyna estetyczna pańskim zdaniem będzie rozwijała się tak dynamicznie jak dotychczas?

Wszystkie dane wskazują na to, że tak. Jedyne ograniczenie stanowi sytuacja ekonomiczna, która w ostatnim roku bardzo dała o sobie znać. Natomiast w kwestii popularności zabiegów tendencja jest silnie wzrostowa. To dotyczy zarówno chirurgii plastycznej, jak i medycyny estetycznej oraz kosmetologii.

Jeśli chodzi o ewentualne zmiany, które przed nami, to sporo mówi się na temat wspomnianego podziału obowiązków: kosmetolog – lekarz. Potrzebne jest ostateczne ustalenie, kto co może i powinien wykonywać. Choć jak na razie ustawodawca jest tym średnio zainteresowany, a kosmetolodzy bardzo bronią swoich racji.

Na pewno ważnym krokiem była decyzja o wpisaniu przez Ministerstwo Zdrowia medycyny estetyczno-naprawczej na listę umiejętności zawodowych lekarzy i lekarzy dentystów. Jest to kolejne potwierdzenie, że tego rodzaju zabiegi zarezerwowane są wyłącznie dla osób posiadających wykształcenie medyczne. Kosmetolodzy, przy całym szacunku dla ich wiedzy i umiejętności, nie posiadają go.

Na pewno coraz bardziej będzie wybrzmiewać holistyczne podejście do kwestii terapii. Pacjenci muszą mieć świadomość, że bez prawidłowego odżywiania, ruchu, wyeliminowania używek czy problemów z bezsennością, samymi zabiegami cudów nie osiągniemy. Działanie musi być wielokierunkowe i rolą lekarzy jest także to, by edukować pacjentów na tym polu.

Czy również w zakresie wspomnianego podziału uprawnień między lekarzami a kosmetologami? Czy pan dzisiaj też ma misję edukowania pacjentów i może przyszłych pacjentów na temat tego, jak ważne jest, aby wybrać lekarza, któremu powierzy się swoje zdrowie i wygląd, a nie przypadkową osobę wykonującą zabiegi?

Z mojego punktu widzenia najważniejsze jest, żeby pacjenci byli świadomi, że większość zabiegów medycyny estetycznej powinna być wykonywana tylko i wyłącznie przez lekarza, a nie kosmetologa lub jeszcze gorzej – kosmetyczkę czy fryzjera.

Po drugiej stronie często pojawia się argument, że to ze względów finansowych chcemy odsunąć od zabiegów inne zawody. Myślę, że gdyby ci, którzy to mówią, widzieli tyle tragicznych efektów pracy osób nieuprawnionych, czyli nieprzygotowanych do tego rodzaju ingerencji w ciało, to zmieniliby zdanie.

Powiem wprost – nieraz płakać się chce, patrząc na dramat okaleczonych pacjentów, którzy nie tylko cierpią ból fizyczny i psychiczny, ale do końca życia będą musieli borykać się ze skutkami czyjejś ignorancji, nieadekwatnej pewności siebie i bezkrytycyzmu w podejmowaniu się czegoś, o czym nie miało się pojęcia.

Jaka może być skala tego zjawiska?

Myślę, że bardzo duża. Kosmetolodzy często bezrefleksyjnie wykonują także bardzo niebezpieczne procedury, takie jak implantacja nici liftingujących, podawanie wypełniaczy tkankowych, posługują się lekami (toksyna botulinowa), pobierają krew i preparują osocze bogatopłytkowe, itp.

Dla lekarzy funkcjonuje w Polsce system kształcenia podyplomowego w zakresie medycyny estetycznej. Nasze towarzystwa organizują systematycznie konferencje i kongresy naukowe. Lekarz ma możliwość kształcenia się na kursach i szkoleniach, nie tylko w Polsce, ale i za granicą. Co jakiś czas staramy się odbywać zajęcia w prosektorium. Kosmetolodzy bazują tylko na kilkugodzinnych szkoleniach.

A jak to się stało, że zajął się pan właśnie medycyną estetyczną?

Zawsze mnie to pasjonowało. Akceptacja swojego wyglądu jest niezwykle ważna dla dobrego samopoczucia i dla utrzymania wysokiej samooceny. Gdy lubimy swoje ciało, jesteśmy bardziej pewni siebie, zadowoleni, skuteczni w życiu zawodowym i osobistym. Oczywiście nie chodzi o to, aby tę akceptację budować zabiegami. Ja widzę to w ten sposób, że tak naprawdę piękno pochodzi z naszego wnętrza, a zadbany wygląd to tylko dopełnienie, o które jednak warto się starać. Z wiekiem to dbanie coraz bardziej może wiązać się z zabiegami medycyny estetycznej.

Medycyna estetyczna nie sprowadza się tylko do powiększania ust, ale jest szeroką, niezwykle ważną dziedziną, której chcę poświęcić czas, angażować się w nią, by pomagać pacjentom w poprawie jakości życia. Bardzo często we współpracy z innymi specjalistami – endokrynologiem, psychoterapeutą czy diabetologiem. Zmiany w wyglądzie to sposób na lepsze życie!

Więcej informacji: www.drstyczen.pl.

Dr Przemysław Styczeń

Źródło: Wprost