Czyli co?
Na przykład wpływać na rozwój podniebienia. Jeżeli mamy maleństwo, u którego nie ma normatywnego procesu ssania, czyli język nie pracuje w odpowiednim ustawieniu w relacji do podniebienia, to nie dostarcza on odpowiednich sił, które wpływają na rozwój płytek podniebiennych. Stąd później potrzeba zakładania aparatów ortodontycznych. Z nienormatywnej pracy języka wynika również nieprawidłowe napięcie jego poszczególnych mięśni, co może uniemożliwić powstanie głosek w określonym rejonie – np. głosek tylnych: „k” i „g”. W ostatnim czasie widzimy coraz więcej zaburzeń w pracy mięśni układu, zauważamy zmianę w charakterze tkanki łącznej w organizmie. Mamy dzieci, u których tkanka włókien wędzidełka języka narasta jako chrząstka, a to nie pozwala językowi na elastyczność.
Z czego to wynika?
Przypuszczamy, że zanieczyszczenia, z którymi się stykamy, zaczyna modyfikować nam strukturę tkanki, czyli czynnik genetyczny będzie powodował, że tkanka będzie sztywniejsza, będzie mocniej narastała.
Z jakimi problemami najczęściej przychodzą pacjenci do logopedy?
Mogłabym podzielić te problemy na trzy strefy. Pierwsza dotyczy zaburzeń artykulacji. Przyczyny tych kłopotów mogą być wielopłaszczyznowe: nieprawidłowa praca mięśni, nieprawidłowy rozwój układu zębowego, problemy z przetwarzaniem słuchowym. Potrzebna jest mądra diagnoza rozpoznająca przyczynę zaburzeń.
Druga grupa naszych pacjentów to osoby z niesprawnymi mięśniami w rejonie ustnym, co wpływa negatywnie na rozwój zgryzu. Aby lekarz ortodonta mógł leczyć takiego pacjenta, mięśnie nie mogą mu przeszkadzać. Proszę sobie uświadomić, że język uczestniczy w każdym ruchu połykania śliny, a robimy tych ruchów ok. 2 tys. dziennie. Jeśli więc przy każdym połknięciu język napiera na zęby – działa jak wewnętrzny aparat, tyle że przestawia zęby tak, jak nie chcielibyśmy. Jest to jeden z czynników wpływających na rozwój układu zębowego obok innych: kostnych, genetycznych, ale to już nie nasza specjalność. Współpracujemy tu z lekarzem ortodontą.
Kolejna grupa pacjentów to osoby, które bardzo często dziwią się, że skierowani zostali do logopedy, gdyż ich artykulacja oceniana jest jako prawidłowa. Jednak okazuje się, że kompensują oni niesprawność mięśniową na poziomie akustycznym. Dźwięk głoski jest u nich prawidłowy, nawet nie wiedzą, że mają jakiś problemem w jamie ustnej. Trafiają do nas po latach jako dorośli z zaburzeniem stawów skroniowo-żuchwowych, ze startymi zębami. Problem zaczyna się od przeskakiwania żuchwy w stawie, następnie pojawia się ból, szumy uszne, przewlekłe bóle głowy, u niektórych pacjentów dźwięki w głowie. Przyczyną jest kompresja kłykcia żuchwy w stawie skroniowo-żuchwowym, a ten staw dzieli jedynie cieniutka blaszka od naszego układu słuchowego i układu równowagi. Dlatego tak mocno odczuwane są wszystkie dysfunkcje w tym obszarze.
Rzadko kto takie objawy kojarzy z logopedą…
Jest pewna cecha w mówieniu, ledwo zauważalna niesprawność wspólna dla tej grupy pacjentów – nieprawidłowo mówią samogłoski, one nie są rozluźniane. W prawidłowej mowie dla każdego akcentu leciutko uchylamy jamę ustną, to jest taki pozawerbalny sygnał, że oto „jesteśmy w akcencie” i słuchający wie, że w polszczyźnie będzie się kończyć słowo. Pomaga nam to rozczytywać szybkie tempo mowy. Bo my nie słuchamy głoska do głoski – gdyby tak było, mózg byłby zbyt przepracowany, rozpoznajemy w mowie punkty brzegowe. I u tych pacjentów mamy jedną wspólną cechę – szczękościskowe cechy mowy, oni mówią nie ruszając żuchwą. To z czasem powoduje wciskanie żuchwy w dół stawowy i następnie zaburzenie w stawie, które są jednym z czynników powodujących tzw. TMD, zaburzenia w rejonie stawów skroniowo-żuchwowych.
Spójność działania terapeutycznego polega na tym, że nie mamy jamy ustnej, która początkowo zachowuje się normatywnie i mówi dobrze, a potem zaczyna mówić źle; nieprawidłowy zgryz nie zaczyna się w wieku lat 20, tylko to efekt tego się dzieje od niemowlęcia. Dlatego rozumienie, jak rozwija się organizm, jest podstawą diagnostyczną w dziedzinie, którą się zajmujemy.