Najpierw jednak trzeba podkreślić, że upłynie wiele czasu, zanim na pewno będziemy wiedzieć, jaka jest natura wirusa SARS-CoV-2 i choroby, którą wywołuje.
Ministerstwo Zdrowia podało (19 marca) że liczba potwierdzonych zakażeń nowym koronawirusem wynosi 325, przy czym pięć osób zmarło. WHO podaje tymczasem, że na świecie nowego koronawirusa zdiagnozowano już u 191 127 ludzi, a 7 807 z nich zmarło. Najwięcej przypadków zarejestrowano w Chinach, na drugim miejscu są Włochy. Jednocześnie 18 marca poinformowano, że po raz pierwszy w prowincji Hubai, skąd wirus rozprzestrzenił się na cały świat, w ciągu doby nie zarejestrowano ani jednego przypadku zakażenia.
Sytuację na świecie można sprawdzić na stronie WHO – https://experience.arcgis.com/experience/685d0ace521648f8a5beeeee1b9125cd).
Czy osoba, która nie ma objawów, może zarażać?
Niestety, według badaczy z Columbia University, zakażone osoby, które łagodnie przechodziły infekcję, w dużej mierze rozprzestrzeniły wirusa w Chinach.
- Eksplozja przypadków COVID-19 była w znacznym stopniu napędzana przez niezdiagnozowane jednostki z łagodnymi, ograniczonymi symptomami lub bez nich – uważa prof. Jeffrey Shaman, współautor pracy opublikowanej w prestiżowym „Science”.
– Zależnie od zakażalności i liczby, osoby, które są zakażone, ale o tym nie wiedzą, mogą narażać na wirusa dużo większą część populacji, niż miałoby to miejsce w innym przypadku. Odkryliśmy, że niezdiagnozowane, zainfekowane osoby są liczne i zarażają. To ukryte przenoszenie wirusa będzie nadal stwarzało duże wyzwanie stojące na drodze do opanowania choroby – podkreśla badacz.
Polska od ponad tygodnia znajduje się wśród krajów o tzw. transmisji poziomej, tj. nosicielami wirusa są nie tylko jej mieszkańcy, którzy powrócili zza granicy. Jeśli ustalenia badaczy z Columbia University są prawdziwe, to w tym kontekście izolacja – a zatem drastyczna eliminacja kontaktów między ludźmi – jest najlepszą drogą do tego, by zdusić epidemię. Koronawirus bowiem, do tego, by się namnażać, potrzebuje człowieka. Jest olbrzymia szansa, że jeśli nie będzie miał tego naturalnego gospodarza, epidemia wygaśnie.
Warto zwrócić uwagę, że w świetle badań naukowców z Columbia University, prawdopodobnie inaczej zakaża nosiciel wirusa z objawami infekcji, a inaczej ten, u którego przebiega ona bezobjawowo.
Na podstawie symulacji komputerowych, naukowcy ci twierdzą, że przed rozpoczęciem 23 stycznia kwarantanny w Wuhan, 86 proc. wszystkich zakażeń było niewykryte. Te niezdiagnozowane zakażenia miały być mniej więcej w połowie tak zaraźliwe jak zdiagnozowane i stanowić przyczynę 2/3 wykrytych infekcji.
Badacze zwracają jednocześnie uwagę, że tego typu przewidywania mogą się znacznie zmienić wraz ze zmianą zachowań ludzi.
– Większa świadomość odnośnie choroby, zwiększone stosowanie osobistych metod ochrony i restrykcje dotyczące podróży pomogły zmniejszyć ogólną zakażającą siłę wirusa. Jednakże nie jest jasne, czy ta redukcja wystarczy, aby całkowicie zahamować jego rozprzestrzenianie się – zastrzega prof. Shaman.
Także eksperci z University of Texas w Austin uważają, że osoby bez objawów mogą przenosić wirusa. Jednak ich zdaniem przynajmniej ponad 10 proc. zdiagnozowanych pacjentów zaraziło się od osób bez objawów.
Światło na problem z dokładnym oszacowaniem potencjału zakaźności wirusa rzuca komentarz, który dr Piotr Sawiec opublikował na portalu „Medycyna Praktyczna”. Odnosi się on do ustaleń poczynionych wobec pasażerów promu wycieczkowego „Diamond Princess”, którzy zostali poddani kwarantannie po tym, jak jeden z podróżnych zachorował na COVID-19. „Analiza zachorowań w tej grupie jest cenna, gdyż jest to aktualnie jedyna populacja zamknięta, którą w całości poddano badaniom wirusologicznym (ponad 3700 osób)” – zauważa naukowiec.
I dodaje: „Mimo intensywnej transmisji wirusa w zamkniętej przestrzeni zakażeniu uległo tylko około 19 proc. osób (705/3711). Oczywiście nie znamy dokładnie trybu życia tych osób na pokładzie, w tym czasu wprowadzenia i stopnia przestrzegania zastosowanych metod ograniczania transmisji zakażenia (wiemy, że od pewnego momentu mieli nakaz kwarantanny w kajutach, a posiłki dostarczano im pod drzwi). Także struktura demograficzna tej grupy istotnie odbiegała od charakterystyki przeciętnej populacji (np. dzieci i młodzież). Wszelkie próby uogólnienia tych wstępnych oszacowań na inne populacje i warunki powinny więc być bardzo ostrożne”.
Tego rodzaju różnice w ustaleniach różnych grup ekspertów pokazują, że jeśli chodzi o wiedzę na temat rozprzestrzeniania się wirusa, to wciąż jest ona w fazie budowania i mogą istnieć istotne różnice co do szczegółów. Na pewne wnioski będziemy musieli jeszcze poczekać.
Jak szybko pojawiają się objawy choroby COVID-19?
Także obecna wiedza na temat czasu inkubacji, czyli czasu od zakażenia do pojawienia się symptomów, jest ograniczona. Nieco światła na ten problem rzucili m.in. naukowcy z Johns Hopkins Bloomberg School of Public Health. Przeanalizowali oni dane na temat nowych zakażeń, raporty odnośnie zdrowia publicznego i inne źródła, dzięki czemu znaleźli 181 potwierdzonych przypadków choroby z możliwym do zidentyfikowania źródłem.
Kalkulacje pokazały, że najczęściej objawy infekcji występują do to 5. dnia. Jednocześnie niemal u wszystkich chorych objawy występują w ciągu niespełna 12 dni od zakażenia. Autorzy analizy, która ukazała się na łamach „Annals of Internal Medicine” zwracają jednocześnie uwagę na to, że czas potrzebny na to, aby zacząć zarażać innych może być krótszy niż czas do pojawienia się symptomów.
Jak długo nowy koronawirus może przetrwać na przedmiotach
Dla ryzyka zakażenia ważne jest przy tym, jak długo wirus może utrzymać się w środowisku. I tutaj także wiedza jest wciąż ograniczona.
Eksperci z amerykańskiego National Institute of Allergy i kilku innych znanych ośrodków badawczych na podstawie wstępnych badań wnioskują, że w aerozolach – czyli w zawiesinie w powietrzu – wirus może utrzymać się do trzech godzin.
To, jak długo wirus utrzymuje się na otaczających nas przedmiotach, zależy m.in. od rodzaju powierzchni.
Zgodnie z ustaleniami z powyższych badań na powierzchniach z plastiku i stali nierdzewnej nowy koronawirus może przetrwać aż do 72 godzin, na miedzi do czterech godzin, a na kartonie mniej niż 24.
Jednocześnie możliwość zakażenia jednak gwałtownie spada wraz z upływem czasu, a na jego przetrwanie mogą mieć wpływ różne czynniki, np. temperatura.
Niemniej jednak, chcąc zminimalizować ryzyko zakażenia, warto unikać dotykania powierzchni, na których koronawirus może się znajdować – np. guzików do otwierania drzwi w autobusach, klamek i poręczy. Pomaga częste i dokładne mycie rąk, powstrzymanie się od dotykania dłońmi twarzy, oczu i ust, a na zewnątrz korzystanie z żeli dezynfekcyjnych.
Noworodki prawdopodobnie bezpieczne
Z bardzo dobrą wiadomością przychodzą natomiast chińscy naukowcy. Już w połowie lutego badacze z Uniwersytetu w Wuhan donieśli na łamach „The Lancet”, że wirus prawdopodobnie nie przenosi się z matki na dziecko. Do takich wniosków doszli na podstawie niewielkiego badania z dziewięcioma przypadkami ciężarnych kobiet, które chorowały na zapalenie płuc wywołane wirusem. Objawy kobiet były przy tym podobne do obserwowanych u innych dorosłych. Żadna z matek nie zapadła na ciężką postać choroby ani nie zmarła.
Badacze przestrzegli jednak, że w badaniu uczestniczyła mała grupa kobiet i wszystkie były już w późnym stadium ciąży. Wszystkie porody odbyły się przy tym przez cesarskie cięcie. Nie jest jasne, jakie byłyby skutki infekcji matek w pierwszym lub drugim trymestrze. Wyniki tego badania ukazały się krótko po doniesieniu o wykryciu wirusa u noworodka. Wiele szczegółów na temat tego przypadku jest jednak nieznanych i nie można określić, jak doszło do zakażenia.
Naukowcy uważają, że należy zwracać szczególną uwagę na dzieci urodzone przez matki z zapaleniem płuc Covid-19, aby zapobiegać w tej grupie infekcjom.
Podobne wyniki o bezpieczeństwie noworodków opublikowali także specjaliści z Wuhan's Union Hospital, choć znowu jest to praca o bardzo małej sile dowodowej, ponieważ opisuje jedynie cztery przypadki.
W badaniu wzięły udział cztery kobiety. Trójka dzieci uzyskała negatywny wynik testu na obecność wirusa, podczas gdy matka czwartego po prostu nie zgodziła się na taki test. U żadnego z noworodków nie pojawiły się groźne objawy związane z wirusem. U jednego z dziecka pojawiły się niewielkie kłopoty z oddychaniem, a u dwóch (w tym u tego, który miał te problemy) wysypka, która jednak sama ustąpiła. Lekarze nie wiedzą, czy miało to jakikolwiek związek z infekcją matek. Wszystkie dzieci pozostały w dobrej kondycji, matki także powróciły do zdrowia. W tym badaniu także wszystkie matki chore były w trzecim trymestrze ciąży. Co także może mieć znaczenie, niemal wszystkie porody (oprócz jednego) również odbyły się przez cesarskie cięcie.
– Nasi lekarze położnicy uważają, że cesarskie cięcie może być bezpieczniejsze, jeśli chodzi o unikanie przenoszenia wirusa w czasie porodu. Tylko jedna matka wydała dziecko na świat naturalnie ze względu na to, że poród się rozpoczął. Dziecko jest zdrowe. Być może naturalne porody są OK. Wymaga to dalszego zbadania – mówi współautorka badania dr Dr. Yalan Liu.
Pocieszające jest to, że według badaczy w innych epidemiach koronawirusowych nie zanotowano przenoszenia choroby z matki na dziecko. Jednak SARS i MERS wiązały się czasami z ciężkimi chorobami matek, poronieniami a nawet śmiercią kobiet.
Z każdym dniem przybywa informacji na temat koronawirusa, jednak należy je traktować ostrożnie, ponieważ wiedza medyczna i standardy postępowania są konstruowane w oparciu o ustalenia na dużych grupach uczestników, zróżnicowanych pod wieloma względami (nawet status ekonomiczny może mieć znaczenie) i przeprowadzonych przez wiele ośrodków na świecie.
Na obecnym etapie naukowcy nie mają jednak wątpliwości, że zachowywanie podstawowych zasad higieny i przestrzeganie izolacji jest dobrym sposobem na powstrzymanie nowego koronawirusa.
Marek Matacz dla zdrowie.pap.pl
Czytaj też:
NA ŻYWO: Koronawirus w Polsce i na świecie. Najnowsze informacje z piątku 20 marca