„Gdyby to był koronawirus, zbadano by mnie?”
Pod koniec lutego pewna kobieta pojechała do Nowego Jorku na wyjazd służbowy. Czwartego lub piątego dnia zaczęła źle się czuć. Nie miała termometru, więc nie pomyślała, żeby zmierzyć temperaturę, jednak była bardzo zmęczona, miała łagodny ból gardła, suchy kaszel i problemy z chodzeniem po mieście z powodu duszności.
Po powrocie do domu, w Ann Arbor w stanie Michigan, tydzień później budziła się w środku nocy z napadami kaszlu. – Kaszel był „bezproduktywny” – wspominała. Termin, którym się posługiwała, oznacza, że nie była w stanie usunąć śluzu. Napady kaszlu były przytłaczające, często pozostawiały chrypkę i uczucie, że zaraz zwymiotuje. Duszność też się pogłębiała. – Na ogół byłam aktywnym i zapalonym spacerowiczem, lecz teraz ledwo mogłam wyprowadzić psa na zewnątrz na kilka minut dziennie, i już musiałam usiąść – powiedziała kobieta.
W końcu po około dwóch tygodniach poszła do lekarza. – To po prostu nie przypomina niczego, co kiedykolwiek mi dolegało – powiedziała lekarzowi. Osłuchał płuca, lecz to brzmiało mniej więcej dobrze. Oświadczył, że jest to „wirus”, twierdząc, że przejście wirusa do pełnej aktywności może zająć dwa lub trzy tygodnie. – Koronawirus przyszedł mi do głowy z powodu zadyszki, ale bardzo niewiele osób o tym mówiło w tym czasie i było to zgłaszane tylko na Zachodnim Wybrzeżu. Pomyślałam sobie: gdyby to było możliwe, zbadałby mnie, prawda? Nie zdawałam sobie sprawy, jak niewiele testów było w tamtym czasie wykonywanych w jakimkolwiek miejscu w kraju – przyznała.
Około tygodnia po powrocie kobiety do domu z podróży 1 marca ogłoszono pierwszą oficjalną diagnozę COVID-19 w Nowym Jorku. Minęły tygodnie, zanim doszła do siebie po tej osobliwej chorobie układu oddechowego. Kiedy dowiedziała się o nowym koronawirusie, zaciekawiło ją, czy mogła się nim zarazić w lutym.
Być może wielu z nas myśli o naszych ostatnio przebytych chorobach i zastanawia się nad tym samym co bohaterka tej historii: czy to było przeziębienie, grypa, czy może COVID-19? Z pomocą przychodzą lekarze, którzy pomogli nam to rozgryźć – i wyjaśnić, co by to oznaczało, gdyby ktoś z nas miał koronawirusa.
Czytaj też:
7 objawów wskazujących, że mogłeś mieć COVID-19 – nie zdając sobie z tego sprawy
Dlaczego każdy, kto był chory na początku tego roku, mógł mieć niezdiagnozowaną chorobę COVID-19
Naukowcy uważają, że wirus pojawił się w Chinach w grudniu 2019 roku. Międzynarodowe podróże były kontynuowane przez cały styczeń, gdy pojawiały się przypadki w innych miejscach – takich jak Australia, Bangkok, Korea Południowa, Francja, Wielka Brytania, Japonia i Rosja. Stany Zjednoczone potwierdziły swój pierwszy przypadek COVID-19 21 stycznia. Ale wirus rozprzestrzeniał się już także w innych miejscach.
Zanim uznano początek pandemii w USA, jest bardzo możliwe, że już tu była – i to w ugruntowanej postaci. Częścią problemu ze śledzeniem wirusa był jego niejasny profil objawów, który jest stosunkowo podobny do objawów występujących w przypadku przeziębienia lub grypy, zwłaszcza przy łagodniejszych postaciach wirusa: suchy kaszel, ucisk w klatce piersiowej, duszność, nudności i biegunka.
Pandemie zaczynają się powoli, ale powiększają się wraz z masowym poruszaniem się ludzi po świecie. Według dra Grega Schranka, współpracującego epidemiologa szpitalnego w University of Maryland Medical Center, badania epidemiologiczne i analiza genetyczna wirusa wskazują, że COVID-19 prawdopodobnie „krążył w tych lokalizacjach tygodnie, a nawet miesiące”, zanim nastąpił tam gwałtowny wzrost liczby przypadków.
– Nie jest wykluczone, że wirus ten rozprzestrzeniał się w Stanach Zjednoczonych od bardzo wczesnej części roku, być może w początkach stycznia lub pod koniec grudnia – powiedział dr Jagdish Khubchandani, zastępca przewodniczącego i profesor nauk o zdrowiu na Ball State University w stanie Indiana. – Biorąc pod uwagę ramy czasowe i okres inkubacji zgłoszone w badaniach, możliwe, że wielu Amerykanów miało tę infekcję już dawno i właśnie teraz obserwujemy większość poważnych przypadków – mówi.
Kiedy wirus dopiero zaczyna się rozprzestrzeniać w społeczności, przy niewielkiej liczbie zarażonych osób, zaobserwowano, że „czas potrzebny do podwojenia się liczby przypadków” wynosił tydzień lub dłużej, jak przyznał dr Schrank. – Czas na podwojenie zależy przede wszystkim od okresu inkubacji oraz liczby osób, które są aktywnie zakażone i mogą przenosić wirusa na innych – mówi. – Wraz ze wzrostem częstości występowania infekcji w społeczności okres podwojenia czasu maleje, a wzrost epidemii staje się wykładniczy.
Na początku wirus prawdopodobnie zataczał szerokie kręgi, ale w trybie „ukrytym”, jest błędnie postrzegany jako inne powszechne choroby układu oddechowego. Teraz, gdy mamy krytyczną masę pacjentów i lepszy dostęp do testów, zaczynamy doświadczać szybkiego podwojenia się zakażeń, co prowadzi do wykładniczego wzrostu i przypływu infekcji. Jednym z problemów związanych z brakiem testów odpowiednio wcześnie i na szeroką skalę jest to, że obecnie nie wiemy, kto został zarażony.
Czytaj też:
Szef WHO nie ma wątpliwości. „To nie jest ostatnia pandemia”
Konsekwencje wiedzy o zarażeniu
Jeśli zachorujesz na COVID-19, a następnie zwalczysz wirusa, wielu naukowców uważa, że stajesz się odporny na ponowne zakażenie. Podobnie jak w przypadku innych koronawirusów, przeciwciała rozwijają się, aby pomóc twojemu organizmowi pokonać chorobę, a organizm rozwija przynajmniej krótkoterminową odporność, gdy te przeciwciała utrzymują się po zniknięciu COVID-19.
Dlatego wiedza o tym, kto ma tę odporność, może być krytyczna, gdy czekamy na szczepionkę. – Wiele osób będzie się zarażać – mówi William Schaffner, profesor medycyny na oddziale chorób zakaźnych na Vanderbilt University School of Medicine w Tennessee. – Pytanie brzmi, czy będziemy w stanie określić, kto został zakażony, a kto pozostaje podatny? Musielibyśmy przebadać wszystkich, aby zobaczyć, czy są dowody w postaci białek w krwiobiegu, które wskazywałyby, że te osoby zostały narażone na wirusa.
Aby szukać tych białek, potrzebujemy metody przesiewowej. – Laboratoria pracują nad opracowaniem badań krwi w celu wyszukania przeciwciał, które są oznaką, że dana osoba została niedawno zakażona COVID-19 – mówi dr Schrank.
Oczywiście wiedza o tym, czy byłeś narażony i bezobjawowy, czy miałeś łagodną postać COVID-19, a teraz jesteś zdrowy, uwolni cię od stresu i zdziwienia. Ale na poziomie krajowym wiedza, kto jest odporny, może mieć szersze konsekwencje. – Gdyby pozyskanie tej wiedzy było szybkie i łatwe, mogłoby to określić, kto powinien zostać zaszczepiony, a kto nie – mówi dr Schaffner. Mówi też, że mogłoby to „pomóc społecznościom zdecydować, jak bardzo mogą być otwarte”.
Czytaj też:
Koronawirus. Powikłania bardzo szkodzą sercom dzieci